wtorek, 26 lipca 2011

Druga wyprawa pod namiot: Cape Sebastian

Zasmakowaliśmy w wypadach pod namiot. Wzięliśmy w piątek wolne i pojechaliśmy na trzy dni nad ocean. Tym razem sami, gdyż nasi znajomi wyjechali do Kanady – kolega bierze udział w konferencji w Edmonton.

Ponieważ Smyk nie miał innych dzieci do towarzystwa, siłą rzeczy rodzice musieli dziecku poświęcić więcej uwagi. Z drugiej strony, ponieważ było nas mniej, łatwiej nam było się zebrać i wybrać nieco dalej niż na plażę. Tym razem trochę pochodziliśmy i jeszcze dzisiaj boli nas to i owo – nawet Smyka!

Piątek poświęciliśmy na dojazd na kemping, a kiedy już się zagospodarowaliśmy, poleniuchowaliśmy nieco na plaży.

W sobotę natomiast postanowiliśmy pomęczyć nieco nóżki.
Na Cape Sebastian pojechaliśmy samochodem. Rzuta oka w lewo:




Rzut oka w prawo:




Ruszamy w lewo, tak samo jak przed dwoma laty, kiedy to wróciliśmy się ze szlaku ze względu na Smyka – jeśli ktoś ma ochotę powrócić do archiwalnego wpisu na ten temat to zapraszam tutaj.

Szlak prowadzący ze szczytu Przylądka Sebastiana na plażę u jego podnóża to jedna z ładniejszych tras, które dane mi było przetuptać. Scieżka prowadzi najpierw przez wąski zielony korytarz, Na zdjęciu poniżej widać jak wysokie są krzewy w stosunku do Smyka. Hultajstwo ma 114 cm wzrosu, ściany po obu stronach są wyższa od dorosłego człowieka.




Co jakiś czas ścieżka dochodzi do urwiska, przepaści nad samym oceanem – na szczęście te miejsca są dobrze zabezpieczone więc bezpieczne.

Po jakimś czasie korytarz zamienia się w tunel, ciemny i tajemniczy – tutaj pięciolatek może rozwinąć swoją wyobraźnię podkarmioną sugestiami rodziców.

Aż w końcu dochodzimy do niezbyt gęstego lasu.




Pierwszy leśny odcinek prowadzi grzbietem przylądka, potem zaczyna się zejście stromym zboczem, więc trasa prowadzi zakosami, utrzymując stały, niezbyt trudny do pokonania kąt nachylenia.

W pewnym momencie zaczyna docierać do nas szum fal i dostrzegamy między drzewami ocean. Przez chwilę trasa prowadzi wzdłuż klifu - zapierające dech w piersiach widoki! Natomiast ostatnie kilka metrów to uśmiech przygody: zbocze jest tak strome, że trzeba osuwać się w dół trzymajc się mocno liny. 
Hultajstwo zachwycone!
Puszczamy linę i już jesteśmy na plaży.




To całkiem spora zatoka, cała do naszj wyłącznej dyspozycji! Hen daleko dostrzegamy kilka osób nadciągających z południa, ale zawracają, a my nadal cieszymy się prywatną plażą.

Smyk tapla się w wodzie, potem przenosi się na piasek. Ja wygrzewam się na słonku. Och, jak sielsko! Szum fal kołysze do snu – chyba ucięłam sobie krótką drzemkę.




Po godzinie zrobiło się tak ciepło, że postanowiliśmy ewakuować się. Hultajstwo protestuje – rodzice nieustępliwi. Wracamy tą samą trasą, więc pierwszy odcinek to ten z linami – żal Smyka z opuszczenia plaży nieco się zmniejsza wobec takich atrakcji.

Przysiedliśmy w ocienionym miejscu przy klifie, żeby ochłonąć, odspanąć, posilić się. Po chwili odzyskaliśmy siły wyssane przez słoneczny żar, a najlepszym wskaźnikiem odzyskanej energii był Smyk – kiedy zaczął wspinać się na uschnięte drzewo i brykać na nim, wiadomo było, że możemy wracać w drogę powrotną na szczyt:




Trasa nasłonecznionym stokiem dała nam się nieco we znaki właśnie ze względu na temperaturę. Jak to możliwe, że tak ciepło? Wszak oregońskie wybrzeże nie należy do najcieplejszych, więc skąd taki skwar? Z ulgą powitaliśmy bardziej zagęszczony las z prawdziwym, głębokim cieniem. Hultajstwa upał nie zmęczył, wcale nie chciał odpoczywać, nie domagał się noszenia – dzielnie dotarł na parking o własnych siłach, bez marudzenia, za co został nagrodzony czekoladą.

17 komentarzy:

AsicaN pisze...

Chetnie bym sie do Was przylaczyla, bo te widoki sa cudowneeeeeeeeeeee ;D brawo dla Smyka ;D

Jula pisze...

Jak ja lubię oglądać i czytać o tych waszych wyprawach namiotowych. :D
Te zdjęcia są cudne , no ja uwielbiam widoki morskie a tu ocean -cudo!...

Motylek pisze...

Asia - nie ma sprawy! Planujemy jeszcze może ze dwa wypady pod namiot tego lata, choć już niekoniecznie nad ocean, ale i tak w nie mniej malownicze miejsca.

Jula - nawet nie wiesz jak mi miło, że komuś czytanie o naszych wycieczkach sprawia przyjemność. Oregońskie wybrzeże jest bardzo malownicze, szkoda, że aparat nie potrafi lepiej oddać tego piękna - zdjęcia to ledwie namiastka tego czego można doświadczyć własnymi oczami. Ja też bardzo lubię morskie widoki...

Motylek

Aneladgam pisze...

Dziewczyno, toż ja nie zdążę ochłonąć po jednym Twoim wpisie, a tu już cztery kolejne! Podziwiam Wasze wyprawy od kiedy tylko o nich zaczęłam czytać. Moje dzieci jeszcze nigdy nie były nad morzem :(
Mam nadzieję, że chociaż Dominika w tym roku zabiorę...

Motylek pisze...

Magda - my mamy blisko nad ocean, więc używamy do woli, ale za to moje dziecko nigdy jeszcze nie było w górach Swiętokrzyskich... (tak, to nawiązanie do twojego wpisu na temat waszych wspaniałych wakacji!). Mam nadzieję, że uda Ci się zabrać oba Smyki nad morze, nie tylko Dominika!

Motylek

Aneladgam pisze...

Oby :)
Ale za to jakie góry widział Twój Syn - uwielbiam Wasze wycieczki

Ataner pisze...

Gaszcz tych lasow moze ukryc nawet doroslego czlowieka zbaczajac z wytyczonej sciezki nie dalej jak trzy metry. Pamietam jak gesto rosna tam paprocie i inne krzaki/krzewy i drzewa. Nie potrzeba jechac na rownik aby zobaczyc tak bujna roslinnosc. Nie ma to jak Oregon latem!

Motylek pisze...

Ataner - oj tak! Miejscami to nawet nie da się zejść ze ścieżki, chyba, że się ma maczetę i silną rękę, żeby jej użyć!

Motylek

Grey Wolf pisze...

takie dzikie wybrzeże to jest to..nie to co Lazurowe Wybrzeże :)

Motylek pisze...

Szary Wilku - takie dzikie wybrzeże jest rzeczywiście wspaniałe, choć przyznam, że nie mogę porównać z Lazurowym, bo nigdy tam nie byłam...

Motylek

Grey Wolf pisze...

w większości jest zabudowane hotelami, prywatnymi plażami z równiutko poustawianymi leżakami, parasolami, i tłumami ludzi :)

Motylek pisze...

Szary Wilku - czyli ze absolutnie nie ma czego zalowac ze tam nie bylam!

Motylek

Grey Wolf pisze...

jak się całe przejedzie to parę miejsc dzikich można znaleźć :)..a często droga przechodzi nad samym Morzem..

Grey Wolf pisze...

no i ciepła woda, przeźroczysta, widać dno, rybki..a w Oregonie jaka?

Motylek pisze...

Szary Wilku - niestety w Oregonie woda w oceanie nagrzewa się do max +15 stopni Celcjusza, więc morskie kąpiele jedynie dla morsów i twardzieli!

Motylek

Grey Wolf pisze...

tam o 10st więcej..można siedzieć w wodzie i pół dnia :)..za to u Was wieloryby są :D

Motylek pisze...

Szary Wilku - ano są...

Motylek