poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Na szafirowo raz jeszcze

Szafirowy to zdecydowanie mój ulubiony odcień niebieskiego.
Dzisiaj kolejna porcja zdjęć kwiatów z mojego ogródka w tym kolorze.










piątek, 27 kwietnia 2012

Czy będą czereśnie?

Czy będą w tym roku czereśnie na naszych drzewkach? To pytanie nurtuje nas odkąd wypatrzyliśmy pierwsze kwiaty na naszych czeresieńkach.
Mało ich, oj mało, jak na nasze upodobania i możliwości!







Ale same kwiaty - przeurocze!

czwartek, 26 kwietnia 2012

Róża dla mamy

Mama kolegi Smyka, Damiana, po dość długim okresie bezrobocia, dostała w końcu pracę.
Pierwszego dnia Connie, opiekunka Krzysia a równocześnie babcia Damiana, zabrała chłopców do kwiaciarni, żeby kupić kwiatka od Damiana dla mamy z okazji rozpoczęcia nowej pracy. Wybór chłopca padł na czerwoną różę.

W kwiaciarni Smyk zapytał czy może kupić też kwiatka dla swojej mamy. Connie wyraziła zgodę.




Do kwiatka dołączono kartonik z gratulacjami z okazji oczekiwanego bobaska z własnoręcznym podpisem Smyka:




Do kwiatka przyczepiony był jeszcze drugi kartonik, na którym moje dziecko zapewnia mnie o swoich uczuciach:




A następnego dnia Smyk wysmarował kartkę, którą oparł o wazon z różą:




Znający angielski z pewnością natychmiast znajdą błędy - rozczulające w przypadku sześciolatka. Ponieważ Smyk ciągle jeszcze jest w zerówce, więc nie poprawiałam tych błędów a pochwaliłam dziecko za wysiłek włożony w napisanie tak długiego tekstu samodzielnie. Nie chcę go zrazić do pisania, bo do niedawna nie garnął się do rozwijania tej umiejętności.

A tutaj tłumaczenie:
Nie dotykać, ale można wąchać kwiatki. Ale nie przewróć ich.

wtorek, 24 kwietnia 2012

Opłata za zabawę szpatułką

Po obejrzeniu jednego z odcinków kreskówki "SpongeBob", Smyk wyciągnął z szuflady kuchennej szpatułkę (ukochany przyrząd SpongeBoba) i zaczął świrować: przytulać ją, całować, spać z nią, brać do kąpieli. Kiedy zobaczyłam, że pakuje ją do plecaka, żeby zabrać do szkoły - zaprotestowałam. Nastąpiła obraza majestatu, ale uznałam, że szkoła to nie miejsce dla szpatułki.

W tym czasie odwiedził nas Damian, kolega Smyka. Smyk oświadczył mu, że aby dotknąć szpatułkę, musi mu zapłacić 50 centów - to ewidentnie wpływ innej postaci, Mr. Krabbs'a. Na dodatek wysmarował stosowne obwieszczenie, które przyczepił do drzwi.
Na moje sugestie, że mogą być udawane pieniądze, zaprzeczył - miał na myśli prawdziwe!

Po wyjściu Damiana odbyliśmy pogawędkę - długą i obficie podlaną łzami, bo Hultajstwo nie mógł pojąć, że żądanie opłaty za zabawę jego zabawkami jest niestosowne. No bo przecież Mr. Krabbs pobiera opłatę za wszystko, więc takie postępowanie jest jak najbardziej w porządku!

Musiałam mu wytłumaczyć, że bajka ta jest przeznaczona dla trochę starszych dzieci, które już wiedzą co można a czego nie, i oglądając, zdają sobie sprawę z tego, które z zachowań są naganne, a które można naśladować. I że muszę  mu takie rzeczy mówić, bo jak tego nie zrobię, to nie będzie wiedział, a jak nie będzie wiedział, dalej będzie robił rzeczy których nie należy. W końcu dotarło, a Smyk przestał mieć do mnie pretensje o nieuzasadnione zarzuty.
Następnego dnia powiadomiłam mamę Damiana, że pewne sprawy wyjaśniłam ze Smykiem, a od tej pory kreskówkę dozuję bardzo oszczędnie, a na dodatek oglądamy odcinki tylko razem i przy każdym przypadku nieodpowiedniego zachowania któregokolwiek z bohaterów zatrzymuję film, a Smyk musi mi wytłumaczyć kto zrobił coś źle i dlaczego tak nie robimy.

To, niestety, tylko jeden z przykładów negatywnego wpływu tej akurat kreskówki na moje dziecko. Ostatnio nawet mąż zgodził się ze mną co do tego, choć do tej pory lekceważył moją opinię w tej kwestii.

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Automat z pluszakami Smykowej produkcji

Smykowa fascynacja SpongeBobem trwa już kilka miesięcy i nie słabnie. W "przebłysku" geniuszu, tata kupił mu nawet cały sezon siódmy na DVD (chyba 5 płyt) - ku mojemu wielkiemu utrapieniu. Gdyby to zależało od Hultajstwa, oglądałby jedynie kreskówki ze SpongeBobem. No ale nie zależy to od Niego, a od mamy, która dozuje i nie daje się ubłagać o więcej.

W to co zobaczy w kreskówce, wierzy jak w Biblię. Efekty czasem są zabawne, czasem zasmucające.

Zacznijmy od zabawnego. Po obejrzeniu jednego z odcinków, Smyk doszedł do wniosku, że musimy mieć w domu automat, do którego wrzuca się monety a będąc odpowiednio zręcznym, można wyciągnąć pluszaka. Kartka, ołówek i po chwili mieliśmy taki automat na własność:




Jak widać, Smyk nie poskąpił szczegółów. Przestawił wprawdzie cyferki i zamiast 25 centów na ćwierć dolarówce mamy ich 52, ale za to optymistycznie założył, że zawsze uda nam się wyciągnąć maskotkę - stąd napis WINNER (zwycięzca).

Sporo czasu spędziliśmy grając i wygrywając - niezły sposób na deszczowy dzień.

O tym niezbyt porządanym wpływie kreskówek o gąbce imieniem Bob na Hultajstwo, następnym razem

piątek, 20 kwietnia 2012

środa, 18 kwietnia 2012

Eksponat muzealny

Smyk znalazł gdzieś na ziemi ząb rekina.
Nie taki prawdziwy, ale plastikową imitację.
Dla mojego sześciolatka to prawdziwy skarb!
Ząb rekina jest już od ponad dwóch tygodni ulubioną zabawką Smyka.
Poza usiłowaniem wkomponowania go we własne uzębienie (a akurat wypadł mu kolejny ząb zwalniając miejsce na ten rekinowy), postanowił uczynić z niego eksponat muzealny.




Gablotka została wykonana z pokrywki plastikowego pojemnika po migdałach w czekoladzie, a do stołu kuchennego przytwierdzliśmy ją taśmą klejącą. Smyk wykonał nawet tabliczkę z numerem ewidencyjnym - nie przypuszczałam, że zwrócił uwagę na tego typu szczegóły podczas ostatniego pobytu w muzeum (dość dawno temu).
Ekspozycja cieszyła się wielką, acz krótkotrwałą popularnością dwóch zwiedzających (mama i Smyk), bo kustosz wystawy doszedł do wniosku, że ciekwiej jest bawić się zębm, niż tylko go oglądać i to przez szybkę. W związku z tym powierzchnia jadalna stołu kuchennego wróciła do dawnych rozmiarów.

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Kolejne breloczki

Przyznam, że odkąd zagościła we mnie Kruszynka, robótkowanie idzie mi mozolnie. Chęci są, tylko sił brak, a i czasu tak jakoś dziwnie mało.

Ale skoro tradycyjnie od kilku lat moje siostrzenice otrzymują na urodziny upominki wykonane przeze mnie własnoręcznie, bardzo chciałam by i w tym roku tradycji stało się zadość. Ale możliwości starczyło na bardzo drobne prezenciki - zrobione na szydełku breloczki:




Opis wykonania obu zwierzaczków pochodzi z Crochet World, February 2012, gazetki, z której już wcześniej korzystałam - pieska, nieco większego, można obejrzeć sobie tutaj. Małpkę robiłam po raz pierwszy.




Ponieważ zależało mi na niewielkim rozmiarze, oraz kolorze dobrze znoszącym częste wyciąganie z kieszeni/plecaka i dotykanie nie zawsze najczystszymi łapkami (jak to w przypadku breloczków do kluczy ma zazwyczaj miejsce), kupiłam ciemnobrązową włóczkę Aunt Lydia's, a dopiero w domu zauważyłam resztę na etykiecie Bamboo Crochet, czyli że to przędza z bambusa. Rzeczywiście w dotyku wyczuwa się różnicę - jest miększa niż przędza bawełniana.




Robiłam podwójną nitką - pojedynczą moje niezgrabne palce jednak nie dałyby rady, choć zapewne efekt byłby ciekawszy. Niestety nie zapisałam rozmiaru szydełka. Póki co  chyba mam dość tych skądinąd sympatycznych szydełkowych zwierzaczków.

piątek, 13 kwietnia 2012

Na szafirowo

Kocham szafirki! A poza nimi, właśnie kwitną hiacynty w podobnym kolorze, oraz kwiatki, których nazwy nie pamiętam, co nie przeszkadza mi cieszyć się ich urokiem.












czwartek, 12 kwietnia 2012

Mazurek orzechowy

Mazurek orzechowy cieszy się u nas niesłabnącym powodzeniem od lat. Często otrzymuje dodatki w postaci masy i polewy czekoladowej i występuje wówczas w przebraniu tortu urodzinowego.

W tym roku upiekłam dwa: jeden dla nas, drugi do znajomych. Na tym drugim napisałam "Wesołych Świąt", na tym naszym zakwitł kwiatek:




Zdjęcie jeszcze w formie, ale zaraz po zrobieniu zdjęcia, został mazurek natychmiast wypróbowany przez Hultajstwo - sprostał wymaganiom smykowego podniebienia.

Przepis pochodzi z publikacji "Wypieki domowe" wydanej nakładem Komitetu Gospodarstwa Domowego Zarządu Głównego Ligi Kobiet Polskich w roku 1988.

Mazurek orzechowy

Składniki na ciasto:
15 dag orzechów
15 dag masła
8 łyżek cukru
5 łyżek mąki
3 białka
tłuszcz i tarta bułka do formy.

Orzechy zemleć. Masło utrzeć do białości dodając cukier. Wymieszać delikatnie dodając do utartego masła na przemian przesianą mąkę, pianę i zmielone orzechy. Ciasto wyłożyć  na blachę wysmarowaną tłuszczem i wysypaną bułką tartą. Piec ok. 30 minut w średnio gorącym piekarniku. Przygotować polewę.

Składniki na polewę:
3 żółtka
8 łyżek cukru
cukier waniliowy
1/2 łyżki mąki ziemniaczanej
orzechy do dekoracji

Żółtka utrzeć z cukrem i cukrem waniliowym, dodać mąkę ziemniaczaną i wymieszać. Upieczone ciasto natychmiast smarować polewą, udekorować kawałkami orzechów i ponownie wstawić do piekarnika na 3-4 minuty.

Smacznego!


Orzechy, w naszym przypadku włoskie, trzeba było najpierw zmielić. W tym roku zrobił to własnoręcznie Smyk, a bawił się przy tym fantastycznie!




Szkoda, że moja maszynka do maku nie jest tak prosta w obsłudze bo i przed pieczeniem makowca miałoby dziecko "rozrywkę".

środa, 11 kwietnia 2012

Święcenie pokarmów i Egg Hunt

W wielką sobotę miało u nas miejsce wiekopomne wydarzenie: pierwszy raz w historii naszej miejscowości w jednym z kościołów odbyło się święcenie pokarmów.

Mimo że zainteresowanie przejawiali sami Amerykanie, głoszone było z ambony, jak przyszło co do czego, zjawiły się trzy (polskie) rodziny. Co nie przeszkadzało ani księdzu, ani nam. Nie tylko każdy koszyczek został poświęcony osobno, ale do tego każde dziecko z osobna zostało pobłogosławione i obficie skropione wodą święconą - to zawsze frajda dla dzieciaków!




A potem pojechaliśmy do znajomych, którzy w tym roku gościli nasze polskie kółko na Egg Hunt oraz wielkanocne świętowanie.

Ponieważ na posesji znajomych było błotniście po ostatnich deszczach, przenieśliśmy się na teren pobliskiej szkoły podstawowej. Dzieciaki zostały podzielone na dwie grupy wiekowe, teren łowów wyznaczony, i ruszyli:





Jajek było na tyle, żeby zaspokoić apetyt nawet najbardziej zachłannych maluchów, choć  muszę przyznać, że kiedy wyraziłam zdanie, że chyba Smyk ma już wystarczająco dużo jajek, bez protestów zgodził się ze mną i nie marudził, że chce więcej.



Po pamiątkowej fotce z trofeami, wróciliśmy pod dach znajomych i zaczęło się swojskie świętowanie.
Każdy przyniósł coś do jedzenia żeby zbytnio nie obciążać gospodarzy, którym i tak przypadło w udziale sprzątanie przed i po imprezie. Świętowaliśmy radośnie i długo - dzieciaki bawiły się doskonale, dorosłym rozmowy kleiły się wyjątkowo dobrze, humory dopisywały - była to wyjątkowo udana impreza.

wtorek, 10 kwietnia 2012

Coraz trudniejsze pytania Smyka

Smyk co jakiś czas wyskakuje z pytaniem powalającym mnie na łopatki - najczęściej w środku nocy albo we wczesnych godzinach porannych, kiedy to  myślenie jest procesem zdecydowanie bolesnym.

Na przykład: szósta rano, rozpaczliwie usiłuję się dobudzić pod prysznicem, właśnie myję włosy, kiedy do łazienki wpada Smyk i pyta:

- Mama, a co to znaczy kochać kogoś?

Innym razem przychodzi do mnie w środku nocy, wybudzony jakimś sugestywnym snem. Nie może zasnąć, więc i mama nie ma prawa spać. W końcu zaczyna drążyć kwestię czy jak się idzie do nieba (po śmierci) to czy się śpi, czy się ma sny. Czy w niebie są dzień i noc, i czy aniołowie sypiają i czy też miewają sny.

A ja naiwna bałam się kiedyś rozmów z dzieckiem na temat seksu.
Jak widać, są sprawy o wiele trudniejsze do wyjaśnienia.
A może to tylko mi się tak wydaje?

niedziela, 8 kwietnia 2012

Kwitnąca śliwa

Pierwsza śliwa zakwitła już dość dawno temu. Ale czy będziemy się w tym roku cieszyć własnymi śliwkami - wątpię. Ciągle pada albo deszcz, albo śnieg, albo grad. Suchych chwil, kiedy do drzewa mogłaby dolecieć jakaś pszczoła, było w przeciągu minionego miesiąca tak niewiele, że zapewne przyjdzie nam obejść się smakiem lub udać na zakupy do sklepu.












czwartek, 5 kwietnia 2012

Życzenia świąteczne



Na stole święcone, a obok baranek, 

Koszyczek pełny barwnych pisanek 

I tak znamienne w polskim krajobrazie 

W bukiecie srebrzyste, wiosenne bazie. 

Zielony barwinek, fiołki i żonkile 
-
Barwami stroją uroczyste chwile. 

W dom polski wiosna wchodzi na spotkanie, 

Gdy wielkanocne na stole śniadanie.


Radosnych, pełnych miłości, słonecznych, kolorowych pisankami, przesyconych pysznymi zapachami świątecznych potraw i mazurkowymi słodkościami świąt Wielkiej Nocy życzy
Motylek

wtorek, 3 kwietnia 2012

Wkładki do kapci

Smyk, w swej nieskrępowanej niczym wyobraźni, wysnuł wizję dekoracyjnych wkładek do butów - i natychmiast ją zrealizował:




Śliczne wkładki, prawda? Ponieważ akurat nie wybieraliśmy się na zewnątrz, wkładkami zostały wymoszczone kapcie - z pewnością stópkom Hultajstwa było kolorowo i niebiańsko. Smyk twierdził, że także wygodnie.

Niestety, wkładki okazały się bardzo nietrwałe - po kilku godzinach użytkowania trzeba było je wyrzucić do kosza.

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Staystyka czytelnicza 2012 (1-14/2012)

W pierwszym kwartale tego roku przeczytałam:

  1. Tadeusz Makowski: Tak bardzo chciał być człowiekiem
  2. David Dosa: Making rounds with Oscar: the extraordinary gift of an ordinary cat (Oskar. Kot, który przeczuwa śmierć)
  3. Paulina Simmons: Jeździec miedziany 
  4. Dennis Lehane: Moonlight mile
  5. Arthur C. Clarke: Rama revealed
  6. Joanna Chmielewska: Drugi wątek
  7. Italo Calvino: Baron drzewołaz
  8. Olga Tokarczuk: Gra na wielu bębenkach
  9. Michael Pollan: In defense of food (W obronie jedzenia)
  10. Khaled Hosseini: A thousand splendid suns (Tysiąc wspaniałych słońc)
  11. Katarzyna Zyskowska-Ignaciak: Niebieskie migdały
  12. William Wharton: Ptasiek
  13. David Agus: The end of illness
  14. Witold Bereś, Krzysztof Burnetko: Kapuściński: Nie ogarniam świata

"Jeździec miedziany" stał na półce ponad dwa lata. Chyba ilość stron mnie nieco przerażała (ponad 700!), ale kiedy zaczęłam czytać, to mimo mdłości i złego samopoczucia, przeczytałam w cztery dni (i noce...). Mało tego, szybciutko zamówiłam sobie kolejne części trylogii, które przyszły tuż przed urodzinami - ot taki szczęśliwy zbieg okoliczności...

Po rocznej przerwie dokończyłam serię Artura Clarke "Rama". Jakoś tak przeczuwałam ku jakiemu końcowi zmierza i chyba celowo odwlekałam doczytanie do końca - niestety podzielam opinię autora na temat ludzkości...

Wpadłam po uszy jeśli chodzi o audiobuki. Przy dość ograniczonym dostępie do książek, zasoby internetowe audiobuków stanowią ciekawe uzupełnienie lektury. Dla mnie ważny też jest dodatkowy aspekt - wiele (niestety nie wszystkie) książki audio, zwłaszcza te starsze, nagrane dla Polskiego Związku Niewidomych, czytane są przez bardzo dobrych lektorów, więc rozkoszuję się dodatkowo melodią polszczyzny - coś, z czego braku człowiek zdaje sobie sprawę dopiero po dłuższym pobycie za granicą, zanurzony w innej melodii języka, innej intonacji. (Miałabym ochotę tutaj jeszcze dodać parę słów na temat okropnej polszczyzny większości emigrantów, ale nie chcę się niepotrzebnie denerwować.)

Wracając do audiobuków, udało mi się wysłuchać trzech:

  1. Krzysztof Kotowski: Czas kapłanów 
  2. Henning Mankell: Mężczyzna który się uśmiechał
  3. Małgorzata Gutowska-Adamczyk: Jak zabić nastolatkę (w sobie) 

Lektorki czytającej nr 3 zdzierżyć nie mogłam. Koszmar dla moich uszu.
Jak widać wróciłam po przerwie do cyklu o inspektorze Wallanderze. Ponieważ udało mi się znaleźć audio po polsku, to słucham, zamiast czytać po angielsku.

A w temacie książkowym będąc, polecam wyzwanie "30 dni z książkami" - więcej można znaleźć podobno na Facebooku (nie bywam, konta nie posiadam), a ja przeczytałam na dwóch zaprzyjaźnionych blogach: Kasi oraz Prowincjonalnej Nauczycielki.

Ja raczej rękawicy nie podejmę, bo już punkt pierwszy zbił mnie z tropu - nie ma jednej ulubionej książki. A jeśli mam, to jedynie przez jakiś czas. Najpóźniej po trzecim przeczytaniu mi przechodzi...