sobota, 31 października 2015

Śpiąca Królewna

Niedzielny, bardzo wczesny, poranek w pałacowej kuchni:

Śpiąca Królewna

Przez półprzymknięte powieki Śpiąca Królewna dostrzega aparat fotograficzny, i natychmiast uśmiech opromienia jej zaspaną buzię:

Królewna Przebudzona

W pieleszach domowych królewna hasa w przykusych sukienusiach, udając z dużym powodzeniem,  pazia:

Paź

Ale jak trzeba, występuje na galowo - od strojnych sukien szafa pęka w szwach.

Królewna na galowo
Królewny bujają w obłokach i nie mają pojęcia o sprawach przyziemnych zwykłych ludzi, na przykład pszczelarzy, prawda?  To zapewne tłumaczy luki w edukacji Emilii - luki stopniowo wypełniane:

(po powrocie ze sklepu:)
Mama: Co kupiliście w sklepie?
                             Emilia: Miód... z pściołów!

środa, 28 października 2015

Misie

Ponieważ po zrobieniu sweterków dla moich bratanków zostało mi jeszcze trochę włóczki, wykorzystałam tę resztkę na zrobienie misia. A przecież nie może być tak, że jedno dziecko dostanie misia a drugie nie, więc z innej włóczki powstał miś drugi.


Misie powstały według darmowego opisu "Easy-peasy teddy-bear" Raphaeli Blumenbunt (do znalezienia tutaj: KLIK) - niestety opis tylko po angielsku i niemiecku. W oryginale misia robi się w jednym kawałku - tak powstał miś po lewej stronie. Drugi miś, ten po prawej, powstał w dwóch kawałkach ponieważ łatwiej w ten sposób uformować kształtną łapkę.


Oba misie spodobały się mojej Emilce, więc się nimi troszkę pobawiła przed wysłaniem.




Na miejscu okazało się, że Zosi bardziej podoba się miś z czerwoną kokardką, Staś dostał więc tego z różową - ale to nie problem zamienić kokardki.


Dzisiaj sporo zdjęć, ale nie mogłam sobie odmówić przyjemności załączenia ich. Poniżej, Zosia z misiami.





Na koniec jeszcze Emilia w sweterku dla Zosi, z kocykiem dla Stasia i misiami.


Uzupełniłam wcześniejsze wpisy z kocykiem i sweterkami o zdjęcia przesłane przez mamę Stasia i Zosi.

niedziela, 25 października 2015

Na farmie

Październik jest miesiącem wycieczek na pobliską farmę. Tak jest co roku, więc i w 2015 nie może być inaczej.


Dzieci zaliczyły już kilka wyjazdów na farmę, aparat załapał się na trzecią wycieczkę - akurat pogoda dopisała, więc zdjęcia wyszły ładne.

Pierwsza atrakcja: kozy. Zazwyczaj cierpliwie znoszą głaskanie, czasem zdarzy im się jednak bodnąć kogoś. W tym roku obeszło się bez tego typu incydentów. Koza leniwie przeżuwała i nie naprzykrzała się dzieciom.


Podczas gdy Emilia spędzała czas z kozami, Krzyś prowadził poważne rozmowy z kolegą, przechadzając się po obejściu. Wyglądali jak najprawdziwsi rolnicy:


Kiedy już omówili najważniejsze sprawy, wraz z resztą towarzystwa udali się do labiryntu ze słomy.


Emila uparła się, żeby sprawdzić, jak długo uda jej się kusić licho aż się coś stanie - ciągle wchodziła na samą górę kostek słomy a zejść sama nie umiała. Szła więc niezbyt stabilną górą aż doszła do mnie i wtedy ją ściągałam na dół. Tylko po to, żeby za chwilę dziecko znowu wdrapało się na górę.

W końcu chłopaki pognali w kukurydzę, a my z Emilią poszłyśmy oglądać kury, indyki i króliki.

Kurniki mają otwory okienne z dwóch stron, a za nimi rozciąga się malownicze pole słoneczników:


Na farmie można też nazrywać kwiatów (za opłatą) - dość sporo jeszcze kwitnie. Kiedy starszaki buszowały w kukurydzy, my z Emilią zachwycałyśmy się październikowymi kwiatami:




W regularnych odstępach czasu mijały nas wozy zaprzężone w konie, kursujące na oddalone pole z dyniami.


Moje dzieci miały za dużo własnej energii, żeby je wozić, chętnie natomiast skakały po innym wozie -ustawionym na pobliskiej łączce w celach dekoracyjnych:
 

Czy można wyobrazić sobie lepszy plac zabaw? 

Nie obyło się bez pozowanej serii zdjęć pamiątkowych:


Czekając aż dzieci się wyszaleją, syciłam oczy barwami jesieni.


To była bardzo udana wycieczka, mimo że momentami słonko przygrzewało stanowczo za mocno - niczym w środku lata, a my byliśmy ubrani jesiennie, za ciepło na taką pogodę .



piątek, 23 października 2015

Kick-a-thon 2015

W minioną sobotę odbył się kolejny kick-a-thon (o poprzednich edycjach kick-a-thonu pisałam tutaj: KLIK) w akademii sztuk walki, gdzie trenuje Krzyś. Nie podlegało żadnym wątpliwością, ze mój syn weźmie w nim udział. Przed rozpoczęciem części zasadniczej - rozgrzewka, rozciąganie i wspaniały szpagat:


Pierwsze 100 kopnięć wszyscy wykonali razem, na zdjęciu poniżej pierwsze grupowe kopnięcie:


Krzyś podszedł do sprawy bardzo poważnie,  kopał i kopał bez wytchnienia, a żeby wymusić na nim choć króciutkie chwile wytchnienia, po każdej setce sięgałam po notesik i ołówek i dość powoli zapisywałam kolejną porcję. Po tysiącu - obowiązkowy (zarządzony przeze mnie) spacer do poidełka i nieco dłuższa chwila przerwy.
 

W miarę upływu czasu, na coraz czerwieńszych skroniach dziecka pojawiły się najpierw krople, potem strumienie potu, a kiedy doszliśmy do liczby 3100, zarządziłam koniec. Dziecię padło na matę, ale tylko do zdjęcia (matko, ale te dzieci mają energii!):


Po chwili szybciutko pozbierał się do pionu, aby zapozować do zdjęcia z pozostałymi uczestnikami imprezy:


Wyniki Krzysia w tym roku i w latach poprzednich:
  • Kick-a thon 2013: 2456
  • Kick-a thon 2014: 2700
  • Kick-a thon 2015: 3100

wtorek, 20 października 2015

Dla domu - Projekt Nr 7

Kilka miesięcy minęło i o idei projektów dla domu ani słowa na blogu.
Nie oznacza to, że pomysł zarzuciłam - jakoś tak się nie mogłam zebrać do zrobienia zdjęć do wpisów. Letnie upały, wysysające ze mnie energię do cna, minęły, a wraz z ich odejściem pojawiła się ochota do robienia zdjęć.

Teraz mogę przedstawić projekt dla domu numer 7, czyli usprawnienia w kuchni.


Szafki nowszej generacji często mają wysuwane szuflady zamontowane na niższych półkach, co jest szalenie wygodne. Każdy, kto musi wyciągać wszystko z najniższej półki, żeby dostać się do tej jednej rzeczy na samym końcu, wie o czym piszę.
Niestety szafki w mojej kuchni liczą sobie tyle lat co dom, czyli 56, i takich bajerów nie posiadają.
A w zasadzie to nie posiadały do niedawna, ponieważ pomyślałam, że skoro takie szyny montowane są w nowych szafkach, to powinno się udać kupić podzespoły do samodzielnego zamontowania.
W sklepie okazało się, że są w sprzedaży  zestawy, i to w różnych wariantach wymiarowych, gotowe do przykręcenia - dwie śrubki i już!


A że do sklepu pojechałam uprzednio pomierzywszy szafki, z wymiarami zapisanymi na karteczce, natychmiast dokonałam zakupu dwóch takich wysuwanych szuflad.


Dość szybko zostały zamontowane, a usprawnienie to cieszy mnie niezmiennie ilekroć wysuwam je do końca sięgając po coś schowanego na samym końcu. Super to ktoś wymyślił!

sobota, 17 października 2015

Lacy sweater dla Zosieńki

Ponieważ miałam dość poro włóczki, z której zrobiłam sweterek dla Stasia (ten: KLIK), z góry wiedziałam, że zrobię z tej samej włóczki także sweterek dla Zosi, starszej siostry - podoba mi się jak rodzeństwo ma takie same ubranka. Dla Zosi miałam też już wcześniej upatrzony wzór, Lacey Sweater Zoe Mellor, taki sam, jak kiedyś zrobiłam dla Emilii (do obejrzenia w tym wpisie: KLIK).

Jak sobie umyśliłam, tak zrobiłam. Oto Lacey Sweater dla Zosi:


W roli modelki: Emilia - dziewczynki są tego samego wzrostu.


I jeszcze zbliżenie wykończenia dołu:



Dane techniczne:

  • włóczka: Lane Cervinia Madrid Multi, 50% akryl, 50% wiskoza, 104 m/50 gram;
  • zużycie: 220 gram [458 metrów]
  • druty: 3.25 mm i 3 mm
  • wzór: Lacey Sweater by Zoe Mellor z książki "The big book of kids' knits" (za darmo do pobrania tutaj: KLIK
  • rozmiar: 3/4 lata


Teraz obie kuzynki mają takie same sweterki choć w innych kolorach, a rodzeństwo - z tej samej włóczki. Szkoda, że nie ma możliwości uwiecznienia całej trójki na jednej fotografii...

PS 28.10.2015:
Zosia w nowym sweterku:



  

czwartek, 15 października 2015

Latawiec

W pierwszą niedzielę października wybraliśmy się nad ocean.
Pogoda rozpieszcza nas na razie, jest ciepło, mimo że to już jesień. Krzyś nadal chodzi do szkoły w krótkich spodenkach, choć w swetrze.
Tego dnia miało być ciepło także nad oceanem.

Wkrótce po tym jak rozłożyliśmy się na plaży, podeszło do nas dwoje młodych ludzi i zapytało czy nie chcemy latawca - oni już opuszczali plażę i latawiec nie był im potrzebny. 


Mamy wprawdzie w domu trzy inne latawce, ale ucieszyliśmy się niezmiernie z tego miłego gestu. Dzieci miały dodatkową atrakcję!


Niestety wiatr wiał tak, że wszystkie zdjęcia trzeba było robić pod słońce - wspomnienia pozostały kolorowe.

Po pewnym czasie przyczepiliśmy linkę latawca do trzonka saperki - unosił się nad nami, przypominając o swojej obecności cieniem przemykającym po piasku i rzeczach. Dzieci zajęły się inną zabawą, ale od czasu do czasz przypominał im się latawiec.



Nie bawiliśmy na plaży zbyt długo, ponieważ wiatr okazał się zbyt zimny, mimo wkładanych kolejnych warstw odzieży. Opuszczając plażę przekazaliśmy latawiec kolejnej rodzinie, też z dwójką małych dzieci - ucieszyli się...

Nie pojechaliśmy jeszcze do domu, pora była wczesna i szkoda było dnia. Znaleźliśmy plac zabaw - dzieci wybawiły się setnie.

Na koniec - spacer pomostem w porcie oraz kotwica - ulubiony obiekt wspinaczkowy moich dzieci.


poniedziałek, 12 października 2015

Piasek

Zdjęcia zrobione na plaży Heceta Beach (Oregon) 4 października 2015 r.