wtorek, 30 października 2018

Zachód słońca na Nye Beach

Wieczorem przespacerowaliśmy się na pobliską Nye Beach, tę samą, na której byliśmy rano. Zachód słońca był cudowny - sami popatrzcie.








piątek, 26 października 2018

Najwyższa latarnia morska na oregońskim wybrzeżu: Yaquina Head Light

Yaquina Head Lighthouse to najwyższa latarnia morska na oregońskim wybrzeżu (28 m), usytuowana na północ od Newport. 


Pierwszy raz rozjaśniła mroki nocy 20 sierpnia 1873 roku, zautomatyzowana w  1966 roku, działa do dziś - snop jej światła, widoczny w promieniu 31 kilometrów, oglądaliśmy z okna hotelowego pokoju. 
W 1980 roku na terenie przylegającym do latarni utworzono Yaquina Head Outstanding Natural Area a w 1997 postawiono budynek mieszczący ekspozycje na temat historii latarni a także flory i fauny morskiej tych okolic. Samochód pozostawiliśmy na parkingu przy tymże budynku i przeszliśmy się na nogach do latarni pomimo usilnych i niezmiernie głośnych narzekań i protestów Emilii, które nieco zakłócały podziwianie widoków:

Widok na Newport
W oddali, na linii horyzontu, majaczyło Newport z naszym hotelem, ale oczy już kierowaliśmy ku latarni, bielącej się na tle błękitu nieba.

widok spod latarnii na północ

Na miejsce przybyliśmy już po czasie zwiedzania, co zmartwiło nieco dzieci, ale mnie nie bardzo, bo już mnie nogi trochę bolały i nie miałam ochotę na wspinaczkę na szczyt latarni. Za to dzięki wspaniałej pogodzi mogliśmy podziwiać widoki na obie strony cypla, na którym stoi latarniae.

widok spod latarni na południe (na Newport)

Kilka lat temu, kiedy odwiedziliśmy to miejsce, pogoda nie była tak łaskawa - gęsta mgła nie skutecznie schowała całe piękno tego miejsca.


Ponieważ popołudnie było tak cudownie słoneczne i pogodne, zamiast wracać do hotelu, zeszliśmy jeszcze do kamienistej zatoki u podnóża latarni. U dołu schodów dzieci znowu otrzymały zalaminowaną kartkę ze zdjęciami i nazwami fauny i flory, i z zadaniem odnalezienia i zidentyfikowania jak największej ilości okazów.

Ja pozostałam na jednym z podestów, tam gdzie nieco mocnej wiał wiatr przeganiając niezliczone roje much - im też bardzo odpowiadało to nasłonecznione i osłonięte od wiatru miejsce. Wyżej wiało i było chłodniej, ale za to much mniej!

Dzieci szybko pozbyły się kurtek i czapek, i sporo czasu zajęła im eksploracja plaży i basenów pływowych. Ja to zerkałam na nich, to na skąpany w promieniach popołudniowego słońca ocean.



wtorek, 23 października 2018

Relacja z wizyty w Oregon Coast Aquarium - część ostatnia

Skoro odwiedziliśmy akwarium, nie mogę pominąć tematu ryb. W ogromnych akwariach zebrane są ryby żyjące w różnych rodzajach wód, w tym także te na naszej szerokości geograficznej.


Największa atrakcja polega na tym, że wśród ryb wędruje się przez szklany tunel, z częściowo przeszkloną podłogą. Wydaje mi się, że grubość szkła wynosi ok. 15 cm.


Przy wejściu do tunelu wyłożone są zalaminowane karty z gatunkami ryb, które można obejrzeć wkażdym ze zbiorników. Dzieci usiłowały kilka zidentyfikować. Z rekinami i płaszczkami nie miały żadnych problemów!


Przy wyjściu wyeksponowano ogromną paszczę pełną groźnych zębów - to tradycyjne miejsce sesji fotograficznych chyba wszystkich odwiedzających akwarium. No a obok jest sklep z pamiątkami - dzieci na zdjęciu dzierżą pluszaki, na które udało im się mnie naciągnąć.


Zanim na dobre opuściliśmy akwarium, jeszcze przestudiowaliśmy rozpiętość skrzydeł kilku gatunków ptaków - i tu nie obeszło się bez zdjęcia porównującego rozpiętość rąk moich pociech z rozpiętością skrzydeł ptaków.

sobota, 20 października 2018

Morskie ogórki, wymarłe wydry i pelikanica Jojo



Nie ważne ile razy już byliśmy w akwarium, zawsze największą atrakcję stanowi część, w której można sobie podotykać ukwiały, rozgwiazdy, jeżowce, a nawet ogórki morskie!

California Stichopus

Ogórki morskie (ten na zdjęciu powyżej to California Stichopus) osiągają długość do 40 a nawet 50 cm, są mięciutkie i milutkie w dotyku. Moim zdaniem bardziej przypominają gąsienice, może dlatego, że jeszcze nie widziałam czerwonego ogórka.


Już zapomniałam, że aby zabajerować ukwiał i przekonać go, że nasze paluszki to zdobycz, którą należy złapać zamykając się, najlepiej dotknąć go z boku, pogłaskać po wypustkach a nie w środku. Kłując palcami w środek można ukwiałowi zrobić krzywdę, a tego nie chcieliśmy, więc smyraliśmy po wypustkach, a ukwiały usiłowały nas złapać - te wypustki czepliwe są, trochę jak rzepy.


Oglądając jeżowce przypomniały mi się wczasy w Jugosławii - dawno temu to było, prawie 30 lat temu, i to była jeszcze Jugosławia. Kąpiąc się w morzu, pierwszy raz zetknęłam się, dość boleśnie, z jeżowcami. I pierwszy raz kąpałam się w morzu w butach z grubą gumową podeszwą.


Podczas tej wizyty w akwarium dowiedziałam się, że jeżowce pustoszą straszliwie lasy wodorostów wzdłuż oregońskiego wybrzeża. Po przejściu armii jeżowców, niczym po przejściu szarańczy, nic nie zostaje. A wodorosty stanowią przecież pożywienie dla wielu gatunków zwierząt. Kiedyś populację jeżowców kontrolowały wydry (jeżowce stanowią dość znaczny składnik diety wydr) ale wraz ze zniknięciem wydr na zachodnim wybrzeżu, jeżowce zaczęły się nadmiernie mnożyć. Równowaga naturalna została zachwiana.


A za zniknięcie wydr odpowiedzialny jest człowiek. Pod koniec 19 i na początku 20 wieku polowano na wydry ze względu na wspaniałe, gęste i ciepłe futro. Polowano, aż wybito całkowicie. Wydra uznana została za gatunek wymarły w Oregonie. Największą populację stanowią okazy, które można obejrzeć w Oregon Coast Aquarium. (Tutaj nieco więcej na ten temat: KLIK.)

Jest to kilka sztuk zwierząt, których matka zginęła zanim zdążyła odchować potomstwo. Ponieważ wydry pozostają z matką przez pierwszy rok życia, kiedy to uczą się wszystkiego co pozwala im przetrwać w naturze, pozbawione zbyt wcześnie matki, po osiągnięciu dojrzałości nie są w stanie przetrwać samodzielnie na wolności.


Wraz z wprowadzeniem ochrony, stopniowo zaczęły odradzać się populacje wydr na Alasce i w  Kalifornia, ale w Oregonie, poza rzadkimi i krótkimi odwiedzinami wydr wypuszczających się do nas z dość odległych terenów, nadal nie ma ani jednego stałego siedliska tych zwierząt. (Wszystkiego tego, oraz dużo dużo więcej wysłuchaliśmy podczas karmienia wydr.)

Innym zwierzakiem, który nie byłby w stanie przetrwać na wolności, a który znalazł schronienie w Oregon Aquarium, jest pelikan Jojo (tutaj więcej informacji: KLIK)



Jojo nie lata, ale pomaga sobie nieco skrzydłami przeskakując z pieńka na pieniek podczas prezentacji. Kiedy Jojo łaskawie zabawiała zachwyconą publiczność, jej opiekunka opowiedziała  historię pelikana i poszerzyła nasze wiadomości na temat tych ptaków, kończąc na zagrożeniach, jakie stwarzamy (nie tylko dla pelikanów) zaśmiecając środowisko naturalne. Z prezentacji wyszliśmy z mocnym postanowieniem nie używania już więcej słomek do napojów.


Załapaliśmy się też na karmienie fok połączonym z wkładem podobnym jak na temat wydr. Podczas karmienia foki prezentowały różne wyuczone sztuczki, a ich opiekunowie objaśniali jak wykorzystują tę tresurę na przykład do bezstresowego badania zwierząt. Dodatkowo te sztuczki wykonywane przez zwierzęta mają im zapewnić ruch, którego, nie musząc polować i poszukiwać pożywienia samodzielnie, byłyby pozbawione. Wszystkie foki w akwarium znalazły się tam ponieważ nie są w stanie przetrwać samodzielnie na wolności. (Więcej informacji na temat fok tutaj: KLIK.)
c.d.n.

środa, 17 października 2018

W głębinach oceanu: sekrety wraków

Jedną z głównych atrakcji zaplanowanych na ten dzień były odwiedziny w Oregon Coast Aqarium. 

Na miejsce dotarliśmy kilka minut przed otwarciem. Dzieci wraz z innymi oczekującymi małoletnimi, biegały na placyku przed wejściem, ja uwieczniłam przepływający obok strumyk w jesiennej szacie.



Godzina 10.00, kupujemy bilety i zaczynamy zwiedzanie.

Obok stałych elementów, w akwarium można obejrzeć zmieniane co jakiś czas tematyczne ekspozycje - tym razem trafiliśmy na wystawę "Sekrety Wraków."


Już samo wejście do budynku mieszczącego wystawę zachęcało odpowiednią stylizacją i nie trzeba było zbytnio nas zachęcać by pognać do środka.


A w środku - bardzo ciekawa wystawa obrazująca proces poszukiwania wraków dawno zatopionych okrętów, oznaczania terenu z pozostałościami statku, prac wykopaliskowych (prowadzenie takich prac pod wodę to zadanie dość skomplikowane i wymagające.

Obok tablic informacyjnych, okazja do sprawdzenia własnoręcznie jak działa urządzenie do wyciągania ciężkich przedmiotów z dna morza na powierzchnię - w szklanej tubie od podłogi po sufit, wypełnionej wodą, przycisk uruchamia urządzenie, a w zasadzie dwa przyciski, bo jeden uruchamia wyciąganie, a drugi opuszczanie pojemnika na "skarby."

Niesamowite wrażenie robił też manekin ubrany w sprzęt nurka, podwieszony nad starannie zaprojektowaną imitacją dna morskiego.


Nurek dzierży w ręku mapę, i analizuje rozmieszczenie przedmiotów na dnie.

Na chętnych, czekała lista zadań do przemyślenia by pomóc nurkowi - można było sprawdzić własne umiejętności czytania z rozumieniem, bo wszystkie potrzebne informacje znajdowały się w materiałach na terenie wystawy.

Jesień w Oregon Coast Aquarium

c.d.n.

niedziela, 14 października 2018

Fioletowa czapka

Robiąc zdjęcia na plaży, nie mogłam oprzeć się uwiecznieniu czapki, którą niedawno zrobiłam z włóczki przygarniętej na wyprzedaży w starej sali gimnastycznej szkoły, do której chodzi Emilia.


Czapkę przechwyciła Emilia, choć wcale dla niej przeznaczona nie była.
Ale niech tam, ładnie komponuje się z wiatrówką, więc tylko postawiłam warunek, że z jakąś inną czapką trzeba się pożegnać, bo już niczego nie da się upchnąć w szufladzie z akcesoriami zimowymi. (Ostatecznie córka zgodziła się rozstać z aż trzema czapkami!)


Czapka została wprawdzie już wcześniej obfotografowana, zaraz po zawiązaniu supełka na czubeczku, ale światło na plaży wydawało mi się wprost idealne, żal było nie wykorzystać, no i nie musiałam się martwić o odpowiednie tło!


W związku z tym w poście niniejszym jest dużo zdjęć jednej małej, dziecięcej, czapki, zrobionych podczas dwóch niezależnych sesji fotograficznych.



A sama czapka powstała z włóczki nieznanej, najprawdopodobniej akrylowej, z metaliczną osnową.


Co 7 oczek zakwitły na czapce stokrotki. Do tego dołożyłam kilka koralików pozostałych po innym projekcie, zalegających w szufladzie od kilku lat. Było ich osiem, więc po rozmieszczeniu w równomiernych odstępach powstała z tyłu czapki większa luka oznaczająca tył czapki. Nitkę udało mi się schować dość ładnie, więc miejsce łączenia nie może pełnić funkcji oznacznika tyłu.



Oczka na tę czapkę (a także na poprzednią) nabierałam metodą Tubular Cast-On (tutaj można sobie obejrzeć jak nabrać oczka tą metodą KLIK) i jestem bardzo zadowolona z efektu - nie tylko ładnie wygląda, ale rzeczywiście ładnie się rozciąga nie tracąc elastyczności. A do tego łatwo się zapamiętuje!


Czapkę robiłam na drutach 4 mm i zużyłam na nią całą posiadaną fioletową włóczkę czyli 48 gram.

czwartek, 11 października 2018

Nye Beach

Hotel, w którym nocowaliśmy, położony jest na terenie Historic Nye Beach District - najstarszej części Newport. Urlopowicze przyjeżdżają do Nye Beach już od ponad stu lat a przecież stan Oregon jest jednym z najmłodszych stanów - Oregon wstąpił do unii w roku 1859, pierwsza stała osada na terenie Oregonu została założona w 1811 roku.

Nye Beach, Newport, OR

Ale wróćmy do Nye Beach.
Spacerkiem mieliśmy do plaży może 5 minut, a może 6. (Podczas tego typu wyjazdów raczej nie spoglądam na zegarek.) W sobotni poranek, po śniadaniu, wybraliśmy się na krótki spacer plażą.

Nye Beach, Newport, OR & Yaquina Head Light

Słonko wprawdzie świeciło, ale nie grzało ani odrobinę. Hulał za to bardzo mocny, i jeszcze zimniejszy wiatr, więc kurtki, czapki, szaliki a nawet rękawiczki były mile widziane. Dzieci moje, jakby mniej wrażliwe na zimno niż ja. Emilia z ogromnym entuzjazmem zabrała się za robienie babek z piasku, Krzyś, gonieniem mew, ale tak, żeby przy tym nie pobrudzić sobie piachem nowych butów.


Ja, natomiast, kontynuowałam zabawę ustawieniami aparatu, starając się zrobić kilka ładnych zdjęć.


Ocean zawsze ma w sobie tę magiczną moc, sprawiając, że wzroku oderwać od niego nie mogę. Uwielbiam obserwować fale, patrzeć jak rosną, załamują się, aż w końcu rozbijają z hukiem. Mogłabym się im tak przyglądać godzinami, ale za zimno było tego dnia na przesiadywanie na plaży. Poza tym, zbliżał się czas otwarcia pobliskiego Akwarium - jednej z głównych atrakcji zaplanowanych na ten dzień.

Yaquina Head Light (widok z Nye Beach, Newport)

W oddali wieża latarni Yaquina Head Lighthouse, ledwie widoczna przez poranną mgłę, przypominała, że i ją mamy odwiedzić. Ale o akwarium i latarni morskiej,
c.d.n

poniedziałek, 8 października 2018

Pokój z widokiem na ocean

Miniony weekend spędziłam z dziećmi nad oceanem, w miejscowości Newport. Pomysł na październikowy wyjazd pojawił się wraz z rozpiską meczy w jesiennych rozgrywkach futbolowych drużyny, w której gra moje starsze dziecię. Jak i w maju, wyjechaliśmy w piątek zaraz po szkole.

Piątkowa pogoda była fatalna, lało jak z cebra, więc samochód prowadziło się nieciekawie, na szczęście prognoza pogody obiecywała wiele na dzień następny.

Hotel musiał być z basenem, z widokiem na ocean, a najlepiej to jeszcze z balkonem. Niestety za późno zabrałam się za rezerwację i pokoju spełniającego powyższe warunki, a do tego w cenie na moją kieszeń, nie udało mi się już znaleźć. Ale bez balkonu - tak.


Może nie był to widok pierwsza klasa, bo jednak między hotelem a plażą stały inne budynki, jednak drugie piętro sprawiło, że ponad tymi dachami ocean ciągnął się aż po horyzont. A jak się wyjrzało przez okno, to i latarnię morską w oddali można było dostrzec.


Pokój był narożny, mieliśmy więc też widok na miasto - bardzo przyjemny widoczek, zwłaszcza po zapadnięciu zmroku.

Ponieważ lało, wiało, i ogólnie w ten piątkowy wieczór za miło na zewnątrz nie było, poszliśmy na basen.


Dzieci wyszalały się i pozbyły nadmiaru energii, ja pobawiłam się nieco ustawieniami aparatu. Co 15-20 minut pozwalałam dzieciom wygrzać się w gorących bombelkach, czyli w dżakuzi - ale nie dłużej niż 5 minut i to po 15-20 minutowym pobycie w basenie.


A po basenie dzieci miały jeszcze dodatkową atrakcję w postaci kanałów z kreskówkami telewizji kablowej.

Hotel usytuowany jest niemal na samym końcu ślepej ulicy i właściwie ruchu ulicznego tam nie było poza dojeżdżającymi na nocleg. Te sporadycznie przejeżdżające samochody skutecznie zagłuszał huk fal. Spaliśmy przy otwartym oknie a szum oceanu szybko ululał nas  do snu. Obie noce przespaliśmy smacznie, ja spałam 9 godzin!

Rano już nie padało, chmur, z każdą chwilą było mniej, i po śniadaniu widok z okna przedstawiał się zgoła inaczej niż dnia poprzedniego.


Piękny dzień wykorzystaliśmy skrzętnie, ale o tym,
c.d.n.

piątek, 5 października 2018

Niebieski pas w niekompletnej (jeszcze) tęczy


W środę Krzyś zdał egzamin i otrzymał niebieski pas w karate.
Ponieważ niebieski pas to już nie przelewki, najpierw musiał zdać egzamin pisemny - tę część zaliczył już w lipcu. Wakacje to nie jest zwyczajowy czas egzaminów w naszym dojo, ale Shihan Best zwracał bacznie uwagę na poczynania mojego syna w świetle nadchodzącego egzaminu praktycznego, aż w końcu zaczął go testować z tych elementów, z których zdaje się egzamin z partnerem. Ponieważ nie było akurat żadnego innego ucznia, który mógłby podejść do egzaminu razem z Krzyśkiem, tę część egzaminu Shihan przeprowadzał podczas normalnych zajęć, tyle, że i Krzysiek i ja byliśmy uprzedzeni, że Krzysiek podlega ocenie egzaminacyjnej podczas normalnych zajęć.


I w końcu nadszedł czas na pozostałą, indywidualną, część egzaminu.


Jak podczas wszystkich poprzednich egzaminów, nie było żadnej taryfy ulgowej, i po 90 minutach z Krzyśka pot lał się strużkami, ale egzamin zdał śpiewająco, i otrzymał wyczekany niebieski pas.


Promocja została odnotowana na stronie dojo: KLIK.

I to chyba stosowny moment by dodać, że była to pierwsza promocja w czwartej dekadzie BMAI - w minioną sobotę dojo obchodziło 30 lat istnienia.

Photo by Kelli Matthews


Było przyjęcie, był tort, były występy - na imprezie byliśmy i dobrze się bawiliśmy. Więcej zdjęć można sobie obejrzeć tutaj: KLIK.