sobota, 29 grudnia 2018

Ostatni wpis w tym roku

Ponieważ koniec roku tuż tuż i to mój ostatni wpis w 2018 roku, niech więc będzie on wesoły. A co bawi Motylka, Hultajstwo i Kruszynkę? Kto niezmiennie rozczula, pociesza i swą obecnością przepędza wszelkie smutki? Ano Kicia nasza kochana! I to Kici właśnie wpis ten jest poświęcony.



W Boże Narodzenie wstąpili do nas na chwilę sąsiedzi. Sąsiad miał w kieszeni latarkę ze światełkiem laserowym i z rozmowy przeszliśmy na zabawę z Kicią. Goniła za tym światełkiem, aż postanowiłam uwiecznić tę zabawę. Teraz już wiem za czym muszę się obejrzeć, bo zwykłymi kocimi zabawkami nasz futrzak się nie interesuje.



Zawzięcie natomiast atakuje pilniczek do paznokci ilekroć go używam.

Kicia co i rusz wynajduje sobie nowe miejsca do drzemki. Wystarczy na chwilę ściągnąć koszyk z półki by natychmiast wpasowała się w opróżnione chwilowo miejsce:


Udaje jej się nawet wcisnąć za wysuniętą szufladę i wtedy muszę czekać z jej wsunięciem do czasu aż nasza Kitty zakończy kocie eksploracje wnętrza komódki. Najchętniej sypia jednak na papierze - otwartych książkach, dokumentach, zadaniu domowym, papierowych torbach, w kartonowych pudełkach. Ale ostatnio ucina sobie też drzemki na swoim kocim drzewku, które kupił dla niej jakiś czas temu Krzyś.

środa, 26 grudnia 2018

Poświątecznie

Święta minęły nam w tym roku wyjątkowo spokojnie, bez nerwów, stresu, urazów, żalu czy niespełnionych oczekiwań. Tak dobrych świąt nie przeżyłam od lat, chyba od czasu, kiedy śWięta spędzaliśmy z mamą i bratem w domu rodzinnym.

Dzieci zdumiały mnie w Wigilijny poranek niepomiernie. Kiedy już wstały, a spały bardzo długo, oznajmiłam im, że mają posprzątać swoje pokoje a ze zmianą pościeli to im pomogę. Posprzątały, bez nagabywania, bez przypominania, bez ostrzegania o karze, tak same z siebie. W ciągu godziny pokoje aż lśniły, pościel została zmieniona, poodkurzałam (podłogi umyłam, kiedy dzieci jeszcze spały) i do południa było po sprawie - jeszcze nigdy tak szybko się nie uwinęliśmy!

Wigilię spędzaliśmy u znajomych - swój przydział kulinarny miałam już gotowy, więc z niczym spieszyć już się nie musiałam. Do domu wróciliśmy późno, bo świętowało nam się wspaniale. Prezentów otwieranie odbyło się dopiero w niedzielę po kościele - zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami. A jak już prezenty zostały odpakowane, to niektóre trzeba było poskładać by można było je użytkować.


A jak zaczęliśmy składać, to się zrobiło popołudnie i zamiast świątecznego obiadu jedliśmy niedzielne resztki. Dzieciom to nie przeszkadzało - Krzysiek nie mógł się doczekać aż ostatnia śrubka w jego prezencie zostanie dokręcona i będzie mógł już ćwiczyć rzuty do kosza.


Trochę zabawy z tym składaniem było, a potem jeszcze trzeba było wyrównać teren i nasypać piasku do podstawy, by całość stała stabilnie. Emilii udzieliło się podekscytowanie brata.


Podstawowe narzędzia były dołączone. W kwestii pozostałych potrzebnych ewentualnie narzędzi problem został z góry rozwiązany - pod choinkę dostałam od sąsiadów wspaniały zestaw narzędzi i teraz moje możliwości samodzielnego usuwania usterek i napraw w domu znacznie się poszerzyły (do przedwczoraj posiadałam jedynie młotek, śrubokręt płaski i krzyżak.)


Nie pamiętam już kiedy prezent sprawił mi tyle radości co ten zestaw narzędzi! Z pewnością nie ucieszyłabym się tak z biżuterii - nawet z najdroższymi diamentami!

Emilia przez cały czas biegała w pobliżu i radość nie dała jej ustać spokojnie w miejscu - źródełko tego szczęścia trysnęło z jednej z paczuszek pod choinką w postaci upragnionego i wyczekanego Hatchimalsa.



Kiedy już zaczął zapadać zmrok, zabawa z zewnątrz przeniosła się do domu. Zamiast w koszykówkę, dzieci grały w warcaby, które Emilia dostała w prezencie od sąsiadów.


Aż się zdziwiłam, że nie umknęły do swoich pokoi z tabletami/komputerami a tak zgodnie bawiły się po staroświecku. Nawet telewizji nie włączyliśmy w Boże Narodzenie! Za to słuchaliśmy muzyki z płyt. I jeszcze trochę posiedzieliśmy razem czytając - to kolejna analogia do świąt zapamiętanych z dzieciństwa, kiedy tak sobie razem siedzieliśmy w ciszy po gwarnym świętowaniu i czytaliśmy.

Kicia też dostała swój prezent -  kocie łakocie, za którymi przepada, a kiedy dzieci grały, ucięła sobie drzemkę w pobliżu.


Dzisiaj wprawdzie już po amerykańskich świętach, w telewizji podają informacje gdzie można oddać niepotrzebne już choinki (ciekawe jak szybko tutaj zapomina się o 12 dniach świąt z kolędy "Twelve Days of Christmas"!) ale ja mam urlop i dzisiaj i jutro, więc nastrój świąteczny u nas trwa.

niedziela, 23 grudnia 2018

Grudniowy popis

Dwa razy do roku, w czerwcu i w grudniu, uczniowie pani Megumi, u której Emilia pobiera lekcje gry na pianinie, mają okazję popisać się poczynionymi postępami. Tegoroczny popis grudniowy odbył się tydzień temu, w domu spokojnej starości.

Emilia zagrała pięć utworów - dwa z przerabianego obecnie podręcznika i trzy kolędy dostosowane do jej poziomu. Autorami zarówno głównego podręcznika "Piano Adventures" jak i publikacji z melodiami bożonarodzeniowymi "Piano Adventures Christmas"Nancy i Randall Faber.

The Great Clock :


The Shave and a Haircut:


O Christmas Tree:


Jingle Bells (James Pierpont):


Silent Night:


czwartek, 20 grudnia 2018

Na straży

Pod choinką powinny być prezenty!

Ponieważ moje dzieci wykazują się cierpliwością i nie usiłują naruszyć opakowań by przed Bożym Narodzeniem zobaczyć co kryje ozdobny papier, prezenty już spoczywają pod choinką.

A na nich, Kicia.


Żartujemy sobie, że pilnuje prezentów - mogłoby się przecież okazać, że pod nieobecność domowników jakieś elfy, skrzaty, czy inne bajkowe stwory mogłyby podebrać co ładniej opakowane podarunki!

Co ciekawe, kiedy prezentów było mniej, Kicia kładła się obok nich:



Mikołaj wydaje się też mocno podejrzany - w oczach Kici. Coś jej podpadł i postanowiła wykopać go z wystawki:


Z pośród wszystkich poustawianych na szafce ozdób, właśnie Mikołaja przewróciła, i usadowiła się na jego miejscu. A co! Priorytety to podstawa!
Kto tu ważniejszy, Mikołaj, czy Kicia?

poniedziałek, 17 grudnia 2018

Improwizacja

Dwa lata temu dostałam worek włóczek po zmarłej Karen - pisałam o tym tutaj: KLIK. Przez te dwa lata większość z tych motków zmieniła się w wyroby gotowe do noszenia, ale jeszcze nie wszystkie.

Tym razem wzięłam na druty niebieską Jelli Beenz z Plymouth Yarn. Ale włóczki miałam tylko jeden motek, czyli stanowczo za mało na sweter dla Emilii. Można ją dokupić, ale wydaje mi się za droga na sweterek dla dziecka, które za rok pewnie z niego wyrośnie.

Na szczęście znalazłam włóczkę o podobnym składzie i grubości, dokupiłam po motku szarej i czarnej i zrealizowałam zamówienie córki na sweter z kieszenią z przodu.


I KONIECZNIE z dziurkami na kciuki. No to są, choć to kieszeń bardziej przyciąga uwagę sześcioletnich paluszków.


Niebieskiej włóczki było jednak za mało co wymusiło  kolejne kombinacje z szaro-czarnymi paskami.


Tak więc ten projekt to jedna wielka improwizacja, a jej wynik wcale mi się nie podoba. Ku mojemu zaskoczeniu, inni mają zdanie zgoła odmienne, z Emilią na czele. To chyba dobrze. . .


Sweter robiony jest od góry i całkowicie bezszwowo. Nabierając oczka na plisę wokół szyi wykorzystałam metodę Tubular Cast-On, a zaczynając kieszeń skorzystałam z techniki rozpoczynania żakardu dwustronnego - tak to się chyba nazywa. A na dole przerabiałam razem oczko swetra z oczkiem kieszeni.

Garść informacji:
  • szara włóczka Lion Brand Wool-Ease Solids, Heathers & Twists, 80% wełna, 20% akryl; 180 m/85 gram; zużycie: 90 gram (190 metrów);
  • czarna włóczka Lion Brand Wool-Ease Solids, Heathers & Twists, 80% wełna, 20% akryl; 180 m/85 gram; zużycie: 68 gram (144 metry);
  • niebieska włóczka Plymouth Yarn Jelli Beenz, 75% wełna, 25% akryl; 196 m/100 gram; zużycie: 100 gram (196 metrów);
  • druty: 3.25 mm i 3.75 mm;
  • wzór z głowy.

piątek, 14 grudnia 2018

Koncert zimowy orkiestry szkolnej

Pod koniec listopada odbył się pierwszy w tym roku szkolnym koncert orkiestry gimnazjalnej, w której gra Krzyś. W tym roku mój syn gra na saksofonie i wyraźnie widać, że ten instrument odpowiada mu o wiele bardziej niż flet. Kiedy przynosi saksofon do domu na weekend, sam zabiera się za ćwiczenie, wyszukuje sobie w internecie nuty prostych utworów lub aranżacji na saksofon, na przykład motywów przewodnich z filmów (Gwiezdne Wojny, Piraci z Karaibów.) Cieszy mnie to, bo muzyka ma wszak sprawiać przyjemność, i w przypadku obojga moich dzieci tak właśnie jest.

Podczas koncertu nagrałam utwory grane przez orkiestrę średnio zaawansowaną, czyli tą, w której gra Krzyś. Trochę zabrało mi zmontowanie filmików, ale w końcu są.

1. "Celebration of Winds" (John Edmondson):



2. "Cardfiff" Castle (Mark Williams):



3. "Dona Nobis Pacem":



4. "Christmas Chimes" (John Kinyon):



W niedzielę zmowy popis ma Emilia - też będę nagrywać, zobaczymy jak będzie z chwaleniem się zdolnościami córki, bo jeszcze sporo niedociągnięć słychać, kiedy ćwiczy.

wtorek, 11 grudnia 2018

Spotkania z nauczycielami

W zeszłym tygodniu spotkałam się z nauczycielami moich dzieci by omówić ich wyniki za pierwszy trymestr, który właśnie się skończył.

Na wtorek byłam umówiona z wychowawczynią Emilii.

Od wrześniowego wyskoku już się więcej nie zachowywała niegrzecznie, jest uczennicą uważną i bystrą. Świetnie jej idzie czytanie - na teście osiągnęła wynik 91 słów na minutę a jeśli chodzi o rozumienie tekstu, uplasowała się na poziomie klasy trzeciej. Ogromne postępy zrobiła od początku roku w matematyce. Zarówno z matematyki jak i z języka angielskiego już teraz przekracza wymagania programowe na koniec klasy pierwszej.

W czwartek spotkałam się z dwiema nauczycielkami Krzysia - z panią z matematyki i z panią z Science.

Krzyś, będąc w klasie siódmej, realizuje materiał z matematyki z klasy ósmej i idzie mu świetnie. Pani bardzo go chwaliła i powiedziała, że na każdym teście plasuje się na jednym z pierwszych trzech miejsc.

Pani z science też wychwalała mi dziecko pod niebiosa, ku mojemu zdziwieniu, bo od września nieustannie wysłuchiwałam w domu jaka to ta pani jest niesprawiedliwa, niedobra, no i w ogóle głupia jędza. Te wszystkie straszliwe przywary pani oraz kłody rzucane pod nogi mego nastoletniego syna (w postaci niesprawiedliwego oceniania testów i czepiania się wszystkiego) nie przeszkodziły mu zakończyć pierwszego trymestru z najwyższą możliwą oceną.

Ze wszystkich przedmiotów ma A a trymestr zakończył z GPA 4.0 (GPA to średnia ocen; maksymalny wynik to 4.0) Wyniki testów komputerowych z maja też są świetne, a z matematyki - rewelacyjne. Mam powody do dumy!

sobota, 8 grudnia 2018

W nastroju świątecznym

Ledwie schowaliśmy dekoracje na Halloween, Emilia zażyczyła sobie wystroju bożonarodzeniowego.

- Córeńko! Jeszcze po drodze Thanksgiving! Gdzie tam do Bożego Narodzenia!

W poranek po Świecie Dziękczynienia Emilia grzecznie zauważyła, że już jest po Thankgiving. Co było robić - wyciągnęłam pudło z dekoracjami na Boże Narodzenie . . .



Tydzień później za ścianie zawisł wieniec zakupiony w ramach kwesty przeprowadzanej przez uczniów Honer Society w szkole syna.


Światełka na zewnątrz mamy, jeden wieniec wewnątrz, drugi na przy drzwiach wejściowych na zewnątrz, a wczoraj pojawiła się też choinka.

W tym roku strojeniem zajęła się Emilia wspomagana przez brata, który zawieszał ozdoby na gałązkach powyżej zasięgu sześcioletnich rączek. Ja jedynie poprzestawiałam kilka ozdób i przyczepiłam kokardki.

A pod choinką powinny być przecież prezenty!

Emilia nie mogła znieść tej pustki pod choinką. Poszła do swojego pokoju a po jakimś czasie wróciła z pakuneczkiem - kocykiem dla lalki przewiązanym sznurówką ze złotą nitką.

Myślałam, że przygotowała atrapę prezentu na ozdobę, ale wyjaśniła mi, że w środku jest prezent dla brata ($20). Po chwili do prezentu dołączyła list (pomogłam jej z niektórymi wyrazami):

to chriss
from Emilia

love chriss!
I gave this present to you because I thought you deserve it because you bought toys for me. so many toys.

tłumaczenie:

do krzysia
od Emilii

kochany krzysiu!
Dałam ci ten prezent ponieważ pomyślałam że na niego zasługujesz ponieważ kupiłeś mi zabawki. tyle zabawek.

I natychmiast zrobiło się tak pięknie, świątecznie . . .

środa, 5 grudnia 2018

Światełka

Grudzień to czas, kiedy długie wieczory rozjaśniają światełka zawieszane na domach, płotach, drzewach, krzewach - i gdzie się jeszcze da.


Ku radości dzieci, a zwłaszcza Emilii, i nasz dom promieniuje kolorami po zmroku. Ponieważ jest zimno, nie zrobiłam zdjęcia z zewnątrz, ale z wewnątrz, przez okno kuchenne.


Najpierw zrobiłam kilka zwykłych zdjęć, a potem troszkę pobawiłam się aparatem, światłem i kolorami. Oto efekt tejże zabawy:





niedziela, 2 grudnia 2018

Kolorowa czapeczka

Wśród włóczek przyniesionych do domu z wyprzedaży w starej sali gimnastycznej (KLIK) jeden kusił kolorami, i choć był niewielki, włóczki wystarczyło na szydełkową czapeczkę dziecięcą.


Czapkę robiłam od góry, według opisu, którym niedawno podzieliła się na swoim blogu Zdzid (KLIK).


Tym razem nie zapomniałam zważyć czapki zanim wywędrowała z domu - 61 gram.


Szydełko 4.25 mm.


czwartek, 29 listopada 2018

Po kolejnym zębie

Emilii wypadł kolejny ząb - górna jedynka.


Ząb ledwie się trzymał od dawna, a nowy już dobrze było widać, więc trzeba było nieco dopomóc w uwolnieniu się od niepotrzebnego już mleczaka. Ponieważ Emilia nie wierzy we wróżkę zębuszkę, obiecałam jej, że jak sobie wyrwie tego zęba, zabiorę ją do McDonalds. Niecałe 2 minuty później ząbek spoczywał na dłoni mojej córki.


No i nie było wyjścia, trzeba było pojechać na chicken McNuggets . . .


Do zdjęcia Emilia pozuje w piżamie, którą kilka lat temu uszyłam dla jej starszego brata osiem lat temu (KLIK.) A teraz dorosła do niej Emilia i bardzo ją lubi.

poniedziałek, 26 listopada 2018

Co to za ptak?

Pewnego popołudnia dzieci wywołały mnie z domu do ogródka. Wydawały się niesamowicie zaaferowane, więc porzuciłam to czym się aktualnie zajmowałam i wybiegłam na taras.

Okazało się, że na pobliskim słupie, skąpany w promieniach popołudniowego jesiennego słońca, siedzi sobie ptak:


Wróciłam do domu po aparat fotograficzny i zrobiłam zdjęcie niecodziennemu gościowi, choć nadal nie wiem co to za ptak.


Wydaje mi się, że to albo żuraw albo czapla, ale żaden ze mnie ornitolog, więc może to całkiem inny gatunek.

piątek, 23 listopada 2018

Boo Barn 2018

W piątek przed Halloween, w pobliskim domu kultury zwanym Petersen Barn, odbyła się doroczna impreza "Boo Barn." 


Już trzeci raz wybraliśmy się do Nawiedzonej Stodoły by dać się nieco postraszyć w zgoła niegroźnych okolicznościach.


Dzieciom tak się spodobały te strachy, że przebiegly stodołę trzy razy, a może nawet i cztery.


W tym roku wybrali się z nami sąsiedzi z wnuczką, więc dzieci biegały w trójkę - zapewne dlatego bawiły się potrójnie dobrze.


Odpowiednio podświetlone dekoracje oraz podkład dźwiękowy wspaniale budowały nastrój grozy, podsycany tu i ówdzie wyskakującymi z ciemnych zakamarków upiorami. Zdjęcia robione z fleszem bezlitośnie odsłaniały całkowicie niewinną naturę tych rzekomo przerażających straszydeł.


Mimo ciemności Emilia wypatrzyła za pajęczynami pianino.


Okazało się, że to pianino elektroniczne, chwilowo odłączone od źródła zasilania, więc nie udało się Emilii dać koncertu, mimo, że miała na to straszną ochotę.




     Na zewnątrz dzieci mogły wziąć udział w typowych festynowych grach sprawnościowych, których tematyka obowiązkowo musiała mieć coś wspólnego ze świętem duchów i straszenia.

W tych bardziej wymagających, jak wyławianie zakrwawionych mózgów z pojemnika z wodą, pomagali mniej zręcznym maluchom organizatorzy.

Krzyś, wydawałoby się już od dawna nie dzieciątko, bawił się tak samo dobrze jak jego młodsza siostra.

Sporo było tych atrakcji a deszcz właśnie przestał padać i było dość ciepło, więc zostaliśmy do końca.

Do tego przygrywał niewielki zespół muzyczny, którego wkład uważam za bardzo miły dla ucha.

Na koniec załapaliśmy się jeszcze na przedstawienie teatrzyku kukiełkowego.



Ponieważ był to już niemal koniec imprezy i chyba już wszyscy inni zaliczyli przedstawienie, mieliśmy całą widownię i samo przedstawienie dla siebie.

wtorek, 20 listopada 2018

Mocno spóźniony wpis Halloween'owy

Pojutrze święto dziękczynienia a ja jeszcze nie napisałam nic o dniu, które w opinii moich dzieci plasuje się w czołówce świąt wszelakich - Halloween.


Jeszcze nie skończyły się wakacje a Emilia już chciała dekorować dom (w środku i na zewnątrz) na Halloween. Twardo postawiłam się i oświadczyłam, że przed końcem września nie ma mowy. I zaczęło się odliczanie.


Pierwszego października ściągnęłam ze stryszku pudło z dekoracjami na Halloween, do tego doszło jeszcze kilka dokupionych na niedawnej wyprzedaży rzeczy, i Emilia poszalała. 


Ponieważ zaopatrzyłam się w przedmioty, które najpierw trzeba samemu pomalować, pospinać, poprzyklejać, dekorowanie domu trochę się rozciągnęło w czasie a Emilia miała dodatkową radochę malując dynie i montując z elementów duszki a potem przyczepiając je do siatki, która ostatecznie zawisła na ścianie.

Na zewnątrz dekoracje wyglądały tak jak rok temu, więc już nie robiłam żadnych zdjęć.

Pogoda sprawiła nam miłą niespodziankę. Zazwyczaj ostatni dzień października jest deszczowy, ponury i zimny a w tym roku było przyjemnie ciepło i sucho.
Nawet nie zabrałam szalika ani rękawiczek kiedy wychodziłam z dziećmi wieczorem z domu!

W godzinę obeszliśmy dwa kwartały, spotykając po drodze sporo znajomych dzieci.



Ładna pogoda sprawiła, że sporo dzieci wędrowało po ulicach w naszej dzielnicy a atmosfera była taka jak w halloweenowych filmach - pierwszy raz doświadczyłam tutaj czegoś takiego i pierwszy raz to wędrowanie z dziećmi od domu do domu w nadziei na uzbieranie całego wiaderka cukierków sprawiło mi przyjemność.

Dodaj napis

Do domu wróciliśmy z dwoma wiaderkami słodyczy.


Dzieci szybciutko powymieniały się - Krzyś zgarnął czekoladki, Emilia lizaki i inne preferowane łakocie (Emilia nie przepada za czekoladkami.) Trochę się pobawiły w układanie w stosiki, według kategorii, według kolorów opakowań, a potem wszystko powędrowało do wiaderek a z czasem do żołądków, nie tylko dzieci.

Właśnie te czekoladki a raczej ich nadmierna konsumpcja, doprowadziły mnie do odkrycia bardzo smutnego faktu - mam uczulenie na czekoladę i o ile nie chcę cierpieć na straszny ból głowy, muszę sobie czekolady odmówić. Jak załapałam możliwe powiązanie między bólem głowy a konkretnie czekoladą, poeksperymentowałam, łudząc się, że to zbieg okoliczności albo, że ból jest reakcją lub symptomem czegoś innego. Niestety, wszystkie eksperymenty cały czas wskazują czekoladę jako winowajcę. I tak oto przyszło mi się pożegnać z moimi ulubionymi łakociami.  
Bye bye Nutello!
Żegnajcie Snickersy i Twixy!

Emilia natychmiast dostrzegła dobrą stronę i pocieszyła mnie:

- Dobrze, że nie możesz jeść czekolady - nie będziesz gruba!

Nie można odmówić dziecku racji w tej kwestii . . .

Zaraz po Halloween zabrałam dzieci do sklepu by wybrali sobie przebranie na rok następny - wszystko było przecenione o 50%. Krzyś wybrał sobie to co widać na zdjęciu obok, Emilia opaskę do włosów z jednym rogiem i ogon, więc może w przyszłym roku będzie jednorożcem. Na razie biega z tym ogonem po domu. Miotła czarownicy stoi w kącie . . .