poniedziałek, 30 grudnia 2019

(po) Świątecznie

Kto ma ochotę czytać o świętach niemal tydzień po?


Święta u nas krótkie, Wigilia, Boże Narodzenie i tyle. Ponieważ potrzebę nacieszenia się atmosferą świąteczną mamy ogromną, choinka pojawiła się u nas na długo przed Wigilią. A jak już stanęła i została udekorowana, to i prezenty pod znalazły się dość szybko. Najpierw dwa, potem kolejne.
Dzieci zupełnie nie miały problemów z cierpliwym odczekaniem do Bożego Narodzenia po mszy - to właśnie wtedy wręczyliśmy sobie prezenty. Jakiś czas temu zarzuciłam zwyczaj kitowania, że to jakiś mityczny grubasek w czerwonym ubranku podrzuca prezenty pod choinkę. Moje dzieci wiedzą od kogo otrzymują prezenty, komu  dziękować za sprawioną radość, same także uczą się obdarowywać innych.

W obu szkołach co roku w ostatnim tygodniu przed feriami dzieci mają okazję zaopatrzyć się w prezenty dla członków rodziny. W tym roku moje dzieci dodały nieco od siebie do tych szkolnych prezentów: Krzyś kupił Emilce pluszaka, który wpadł jej w oko w sklepie, Emilia podarowała mi kartę do sklepu wylosowaną w szkole przy jakiejś okazji, Krzyś podarował mi uprzednio zachomikowaną kartę amazon. Wszystkie prezenty okazały się trafione, z wszystkich bardzo ucieszyli się obdarowani.

Święta, mimo, że krótkie, miło spędzone i dobre, choć radość nieco zakłócona przeziębieniem syna.

Wigilię świętowaliśmy w gronie polskich znajomych bardzo tradycyjnie a od kolędowania zachrypłam. Boże Narodzenie spędziliśmy sami w domu delektując się świątecznymi wypiekami.

Krzyś zaziębił się jeszcze przed świętami. Przez kilka dni miał takie nijakie objawy - źle się czuł, lekki stan podgorączkowy. Potem gorączka minęła ale przyszedł straszny kaszel. Zabrałam go do lekarza, który wykluczył grypę typu A i B (zrobili Krzyśkowi na miejscu wymaz i wyniki były po 10 minutach) oraz kilka innych chorób objawiających się kaszlem, stwierdził, że płuca i oskrzela dziecko ma czyste, w uszach ani śladu infekcji. Przez chwilę zastanawiał się czy moje dziecko nie ma cukrzycy - to z powodu zmęczenia widocznego gołym okiem - ale po dopytaniu i otrzymaniu odpowiedzi, stwierdził, że to raczej mało prawdopodobne. Po ponad godzinnym pobycie w gabinecie lekarskim nadal byliśmy w puncie wyjścia. Lekarz nakazał dalej stosować domowe metody na przeziębienie, podawać ibuprofen i paracetamol (znany u nas jako acetaminofen), a jak się w ciągu 2-3 dni stan pogorszy, przyjść ponownie. Ponieważ stwierdził, że nie ma podstaw do zastosowania antybiotyku, odważyłam się skonsultować z lekarzem stosowanie domowego syropu z cebuli, który Krzysiek dzielnie łyka. Stwierdził, że jak najbardziej, a do tego łyżeczkę miodu wieczorem. I chyba właśnie ten syrop w końcu przyniósł poprawę. Wczoraj Krzyś zażywał go co 3 godziny, dzisiaj zredukowałam dawkę do trzech razy dziennie. To z litości - wiem jak PASKUDNY w smaku to specyfik. Ale działa!

I tak minęły nam święta jak z bicza strzelił, czas po świętach też, i ani się obejrzałam a tu już Nowy Rok za progiem, do drzwi się dobija...

poniedziałek, 23 grudnia 2019

Podkładki pod kubki, świąteczne, ale nie tylko


W piątek moja koleżanka z pracy miała urodziny. Nie jakieś okrągłe, ale i tak chciałam obdarować ją jakimś niezobowiązującym drobiazgiem, i doszłam do wniosku, że podkładka pod kubek będzie w sam raz.



Pierwsze podejście, bawełna, która została po biało-niebieskim kocyku i szydełko, nie usatysfakcjonowała mnie. Sięgnęłam więc po inny wzór, inne kombinacje kolorystyczne aż w końcu spodobała mi się czwarta podkładka. Niebieskiej bawełny wystarczyło na jeszcze jedną taką samą, więc koleżanka dostała dwie podkładki pod kubeczki a do tego mały słoiczek dżemu pomarańczowego.



Podkładki spodobały się koleżance, a dżemu w pracy nie degustowała, więc nie wiem.

Szperając wśród różnych wydrukowanych opisów natknęłam się na zachomikowany w lutym 2016 roku opis wykonania mandali Nort Sea Mandala, darmowy opis Tatsiany "Lilla Björn."

Od lat planowałam zrobić podkładki według tego opisu, i skoro wpadł mi już w ręce, postanowiłam spróbować. Na pierwszy ogień poszła ta sama bawełna co podkładki prezentowane powyżej. Porażka - za gruba i za sztywna. Przypomniałam sobie, że od kilku lat czeka biała i czerwona włóczka kupiona na projekty bożonarodzeniowe. Właśnie z niej zrobiłam świąteczne podkładki.


Mam już pięć. Może i większą podkładkę, taką pod dzbanek sobie zrobię bo włóczki powinno wystarczyć. Ładny będzie komplet i dodatek do bożonarodzeniowego wystroju domu.

Póki co, uciekam do świątecznych wypieków, a że to ostatni wpis przed Bożym Narodzeniem, zostawiam Was ze zdjęciem stroika, który dostałam od koleżanki z pracy - nie tej co miała urodziny, innej. Zrobiła go sama z niewielką pomocą córki studentki, która przyjechała na święta do domu.



piątek, 20 grudnia 2019

Koncert Zimowy Orkiestry i Chóru


Grudzień to miesiąc obfitujący w wydarzenia, wypełniony różnymi imprezami (popisami, koncertami, przyjęciami.) Jakby najzwyczajniejszych przygotowań do świąt było mało.

W środę, szybko odebrałam Emilię ze szkoły i pojechałyśmy na pracową imprezę świąteczną. Potem pół godziny w domu, i na zimowy koncert w szkole Krzysia. Tym razem występowała i orkiestra, i chór. Orkiestra zaawansowana wystąpiła razem z chórem:




Krzyś tradycyjnie schowany za pulpitem z nutami.



Zagapiłam się i nie nagrałam "Silent Night" ("Cicha Noc") w wykonaniu chóru a cappella czego żałuję niezmiernie bo zwalało z nóg. Głosy anielskie i perfekcja wykonania - cudo!

W tym tygodniu zajęta też byłam dostarczaniem drobnych upominków.
Nie wydziergałam niczego na drutach ani na szydełku, ale za to zrobiłam marmoladę pomarańczową (pierwszy raz) która udała się bardziej niż się tego spodziewałam, a że wyprodukowałam jej sporo, to właśnie takimi słoneczkami zamkniętymi w słoiczkach obdarowałam kilka osób.


Zaraz po Święcie Dziękczynienia udekorowałyśmy z koleżankami w pracy część naszego "lochu" pełniącą funkcję korytarza, aneksu kuchennego i jadalni.
(Wraz z kilkoma koleżankami pracujemy w  części budynku poniżej poziomu chodnika czyli w piwnicy, stąd określenie "dungeon" czyli loch.)


Ponieważ wyszło nam całkiem całkiem, zabrałam do pracy aparat by efekt naszych poczynań uwiecznić, a przy okazji zrobiłyśmy sobie razem zdjęcie na pamiątkę bo lubimy się bardzo.


Jedna z koleżanek zaproponowała zabawę w kalendarz adwentowy, ale zamiast czekoladek czy innych słodkości, do kopert powkładałyśmy różne rodzaje herbat, na każdy roboczy dzień adwentu inną herbatkę. Doznania smakowe ciekawe, w efekcie poszerzyłam asortyment pijanych w domu herbat.
Nie wiedziałam, na przykład, że można kupić herbatkę (organiczną) z korzenia mniszka lekarskiego - i to w sklepie, w którym regularnie robię zakupy. Pamiętam z dzieciństwa paskudny w smaku syrop na kaszel robiony w domu i aplikowany kiedy złapało nas jakieś przeziębienie. A herbatka okazała się bardzo smaczna.


Ponieważ dzisiaj byłam ostatni raz w pracy przed świętami, myślałam że od jutra rzucę się w wir przedświątecznego sprzątania, gotowania i pieczenia, ale nic z tego. Emilia dostała zaproszenie na urodziny koleżanki z klasy. Urodziny są na basenie, więc impreza zajmie pół dnia. A święta tuż tuż. Dobrze, że kwestię prezentów, choinki i dekoracji mam z głowy. Choinka cieszy nas już od jakiegoś czasu, prezenty zapakowane, grzecznie czekają pod choinką, a światełka porozwieszane w oknach i gdzie się tylko dało.

wtorek, 17 grudnia 2019

Grudniowy popis

Pani, u której Emilia uczy się grać na pianinie, dwa razy do roku organizuje popisy swoich uczniów, w czerwcu, na koniec roku szkolnego, oraz w grudniu, przed świętami. Na grudniowym popisie większość dzieci gra kilka kolęd, ale nie Emilia. Zaparła się, że nie, więc jej nie zmuszałam. Wybrała sobie trzy inne utwory, które zaprezentowała zgromadzonej (niezbyt licznej) publiczności.

Popis zaczęła od ulubionego ostatnio utworu "Legend of Madrid" Nancy Faber:



Drugi utwór to "Finał" z dziewiątej symfonii "Z Nowego Świata" Antonína Dvořáka:



Występ zakończyła ogniście utworem "Fiesta Espana" Nancy Faber:



Niestety nie mam dobrych zdjęć by odpowiednio zobrazować fiestę, najgorętsze wydały mi się zdjęcia zaćmienia słońca i fajerwerków...

Przed popisem Emilia ciągle powtarzała jak to strasznie się denerwuje, ale kiedy zasiadła do fortepianu,nie wydawała się zbyt stremowana. Nawet ukłoniła się przed i po występie, choć wcześniej uparcie twierdziła, że kłaniać się nie będzie.

Na lekcję po popisie, ostatnią w tym roku, zabrałyśmy nuty z utworami świątecznymi - Emilia w końcu zdecydowała się pograć coś w bożonarodzeniowych klimatach (ale nie kolędy.)

sobota, 14 grudnia 2019

Jeszcze jedna czapka

Dzisiaj pokażę Wam kolejną czapkę, którą zrobiłam z włóczki kupionej na początku listopada (pisałam o tym tutaj.)


Włóczka była bez banderoli, ale wydaje mi się, że ma domieszkę wełny w składzie. Fioletowy kolor stopniowo przechodzi w grafitowy, więc ściągacz zaczyna się w fiolecie, kończy w graficie. Z przodu tego bardzo nie widać, ale z tyłu tak.


Czapkę robiłam według tego samego opisu co wszystkie czapki od jakiegoś czasu, tego: KLIK, na drutach 4 mm. Czapka waży 45 gram.

Ponieważ u góry czapki wypadł ciemny kolor grafitowy, dla kontrastu dodałam różowy pomponik.


Czapka jest szalenie miła w dotyku i wyszła idealna na moją głowę, ale ponieważ czapek własnych posiadam kilka, tę przekazałam na zbiórkę odzieży zimowej prowadzoną do końca grudnia w naszymkościele.

środa, 11 grudnia 2019

Krok po kroku

Kolejny krok w stronę świąt to wieńce, nie do końca adwentowe, bo bez czterech świec czy lampionów, ale za to są dwa.

Pierwszy zawiesiłam na zewnątrz, przy drzwiach wejściowych, zaraz w pierwszą niedzielę adwentu.


To sztuczny wieniec, ten sam od lat, od czasu do czasu przekładam na nim nieco ozdoby, raz na jakiś czas coś nowego dołożę, najczęściej któraś bombka sama się stłucze. Szyszki, swego czasu przywiezione z Kalifornii, starsze od Pierworodnego.

Następnego dnia, dopiero w poniedziałek, w domu pojawił się wieniec upleciony z prawdziwych gałązek. Kupiłam go w ramach kwesty prowadzonej przez Honor Society, do którego należy Krzyś. Zamówiłam w połowie listopada, dostawa była zaplanowana właśnie na pierwszy poniedziałek adwentu.


Wieniec jest tak piękny sam w sobie, że zastanawiałam się czy coś jeszcze na niego pakować, w końcu przyczepiłam tylko trzy czerwone ptaszki i dwa kwiaty poinsecji.

W sąsiedztwie innych ozdób w tym kąciku pokoju, wieniec prezentuje się tak:


Tutaj też nastroju dodają światełka oraz migająca gwiazdka, która teoretycznie powinna wieńczyć choinkę, ale że choinka sięga do samego sufitu, na jej czubek nie da się już niczego nasadzić. Z resztą mocowanie gwiazdki zapodziało się gdzieś już dawno temu.


Z zewnątrz dom też już przyozdobiony światełkami, ale na razie nie mam zdjęć. Skorzystałam z porady sąsiada i w tym roku udało mi się je zawiesić bez wchodzenia na dach.

niedziela, 8 grudnia 2019

Między jesienią a zimą


Zawieszeni pomiędzy jesienią a zimą - zimno, temperatura w nocy spada poniżej zera, ale o śniegu nie ma co marzyć. Jedynie odrobina szronu na trawie, dachu, samochodach i tarasie. W promienie porannego słońca szron skrzy się jak diamenty. Suche liście na tarasowych deskach całkiem odmiennie prezentują się w takiej oprawie.




W szkole pierwszy trymestr za nami, zamknięty spotkaniami z nauczycielami w zeszłym tygodniu. W środę spotkałam się z nauczycielką Emilii. Nachwalić się nie mogła mojej córki, jaka zdolna, pilna, pracowita a do tego miła i lubiana przez inne dzieci. Pani stwierdziła, że zastanawia się nad uruchomieniem procedury przetestowania Emilii do programu Talented and Gifted, tzw. TAG (Utalentowany i uzdolniony.) Zastanawia się w zasadzie jedynie nad tym czy wypełnić odpowiednie dokumenty już teraz czy poczekać do trzeciej klasy, kiedy to dzieci po raz pierwszy podchodzą do testów stanowych, których wyniki najprawdopodobniej potwierdzą to co pani widzi na co dzień.  Póki co Emilia czyta 160 wyrazów na minutę (bezbłędnie) a wymagania na koniec drugiej klasy (czyli za pół roku) to 106 wyrazów na minutę.

W czwartek spotkałam się z kilkoma nauczycielami Krzysia. Od jego nauczycieli też wysłuchałam wielu pochwał, w końcu ma same A (najwyższe oceny), ale dowiedziałam się też, że nakłamał pani z orkiestry, że ćwiczy grę na instrumencie w weekend w domu, co nie jest prawdą bo nawet nie przynosi saksofonu do domu na weekend. No i dostał za to burę, a także za to, że ciągle zapewnia mnie że nie ma zadania domowego z pewnych przedmiotów a potem odrabia je tuż przed lekcją, na oczach nauczyciela przedmiotu. To takie dwa nieprzyjemne zgrzyty ale poza tym jest dobrze. Uczy się syn dobrze, w szkole zachowuje się dobrze, jest lubiany przez kolegów i koleżanki. Przez koleżanki - nawet bardzo, jak zauważył pan od historii i geografii. Pani z angielskiego zachwycona jest jak mój syn pięknie pisze, jak potrafi zachować równowagę pomiędzy nasyceniem szczegółami by przykuć uwagę czytelnika, ale z umiarem i bez przesady by nadmiarem nie zamęczyć. Jak sama pani stwierdziła, jest to coś czego trudno nauczyć, coś co trzeba po prostu w sobie mieć. Zawsze mi się wydawało, że Krzysiek jest typem ścisłowca, matematyka, chemia, fizyka, a tu się okazuję, że przy odpowiednim nauczycielu rozwija skrzydła w wydawałoby się zupełnie nie jego bajce. (Nie pamiętam czy już wspominałam, że w październiku mieli w szkole konkurs na opowiadanie halołinowe, które mój syn wygrał.) Zagadnięty przez mnie na ten tema stwierdził, że jakoś nie miał do tej pory okazji pisać takich wypracowań, poprzedni nauczyciele mieli inne wymagania i na co innego zwracali uwagę.

czwartek, 5 grudnia 2019

Najpiękniejsze w całym roku

Idą święta! Krok po kroku, i jak głoszą słowa trójkowej piosenki, najpiękniejsze w całym roku.
Z pewnością Boże Narodzenie daje największe możliwości jeśli chodzi o dekoracje. Pierwszy krok wykonany, kącik, na razie tylko jeden, zagospodarowany i świątecznie udekorowany.



Już po zrobieniu powyższych zdjęć dołożyłam jeszcze światełka.


poniedziałek, 2 grudnia 2019

Dla małego żelarza

Naszła mnie ochoty aby zrobić kocyk, taki dla bobaska. Dobrze mieć kilka w zapasie na prezenty a kocyki dziecięce dzierga się miło. Skorzystałam z zapasów własnych, sięgając po bawełnę kupioną kilka lat temu na kocyk właśnie. Na druty 5 mm nabrałam 130 oczek i w całości wykonałam ściegiem francuskim, zmieniając kolory co 20 rzędów.


Niebieskiej bawełny było więcej niż białej i to jej użyłam do wykończenia kocyka. Najpierw obrzuciłam półsłupkami (szydełko) a potem ozdobiłam oczkami rakowymi.


Wyszedł kocyk o wymiarach 85 na 105 cm, który waży 536 gr.



Tak mi się przyjemnie dziergało, i tak jestem zadowolona z efektu końcowego, że natychmiast zabrałam się za kolejny kocyk, choć w zupełnie innych kolorach. Wzór też inny.
Kocyk prosty, ale ładny, to i zdjęć sporo samo się nacykało.





piątek, 29 listopada 2019

Święto Dziękczynienia

Wczoraj obchodziliśmy Święto Dziękczynienia. Lubię to świto ponieważ jest dla wszystkich, nie ważne jakiego wyznania czy poglądów politycznych.

Z samego rana, zastając nas jeszcze w piżamach, choć już wygrzebaliśmy się z łóżek, przybył do nas zza miedzy sąsiad z kartką okolicznościową, z odręcznie napisanym to our best friends ever. Szalenie miły gest! Ja kartki dla niech wprawdzie nie miałam, ale odwdzięczyłam się im plackiem ze śliwkami, który upiekłam nieco później tego dnia.

Po południu spotkaliśmy się w gronie od lat zaprzyjaźnionych polskich rodzin. Kulinarnie było dość tradycyjnie z wyjątkiem wypieków bo te zawsze są według polskich receptur. Każdy miał swój udział w kuchennych przygotowaniach, mi w tym roku przypadła brukselka, placek ze śliwkami i chleb.

Dzieci, jak  zawsze, bawiły się fantastycznie, i kiedy trzeba było się zbierać do domu, jak zawsze protestowały że za wcześnie, że jeszcze chcą zostać.

W szkole podstawowej dzieci przygotowują prace plastyczne związane ze świętem, wypisując za co czują się wdzięczne. Ponieważ Emilia rozchorowała się i opuściła te kilka dnie przed świętem, żaden taki projekt do domu nie dotarł, a szkoda - lubię sobie poczytać o tym co w odczuciu moich dzieci jest ważne.

Krzyś, który chorował tuż przed Emilią, przyniósł ze szkoły plik dyplomów - właśnie skończył się pierwszy trymestr nauki. I mimo że dostał dyplom za stuprocentową frekwencję (jego choroba przypadła na długi weekend więc nie opuściła żadnego dnia w szkole), dyplom za osiągnięcia z ELA (język angielski) i nawet dyplom uznania od dyrektora wyróżniający go za całokształt, to i tak jest niezadowolony! Bo nie dostał dyplomu od pani prowadzącej orkiestrę a podobno tak się starał! I nieważne, że trymestr zakończył najwyższymi ocenami z wszystkich przedmiotów, łącznie z orkiestrą, brak jednego dyplomu zmącił spokój mojego nastolatka.

niedziela, 24 listopada 2019

Wspomnienie złotej

Listopadowa jesień to mgliste, ponure poranki, deszczowe dni, a czasem słoneczne, ale krótkie i przejmujące chłodem dni. Wspomnieniami wracam do złotej, wrześniowo-październikowej jesieni.

Pewnego poniedziałkowego popołudnia, w drodze z lekcji gry na pianinie, zatrzymałyśmy się z Emilią w parku, gdzie Krzyś miał treningi piłki nożnej.


Światło było wspaniałe, ciepłe i miękkie, aparat miałam przy sobie ponieważ tego dnia żona trenera robiła zdjęcia drużynowe oraz indywidualne. Kiedy pozował Krzyś, i ja zrobiłam kilka zdjęć.


Dużo suchych liści zalegało pod drzewami. Zawodnicy, oczekując na swoją kolej do zdjęcia, wspaniale bawili się obrzucając się nawzajem garściami złotych liści. A ile przy tym było śmiechu, jaka radość z takiej prostej zabawy!


Sezon piłki nożnej skończył się z początkiem listopada a w połowie miesiąca zaczęła się koszykówka. Niestety, trenera, który prowadził drużynę Krzysia w poprzednich dwóch sezonach, już nie ma - nie znam powodu dlaczego. Jego dwóch synów też nie ma. Nowy trener wcale nie jest nowy, po prostu prowadził inną grupę chłopców. Sezon koszykówki zaczął się nam trochę pechowo bo Krzyś się rozchorował i już jeden trening opuścił. Zobaczymy czy we wtorek da radę czy trzeba będzie odpuścić kolejny.

niedziela, 17 listopada 2019

14 świeczek

Dzisiaj Krzyś skończył 14 lat.


Nie życzył sobie żadnego przyjęcia ani gości, chciał dzień ten spędzić w spokoju, i stało się jak chciał. Czternaste urodziny zostały jednak godnie uczczone.

Z samego rana, jeszcze w piżamie, mierzenie - 171 cm. (W ciągu roku urósł 11 cm.) Potem, po porannej mszy, wszyscy zebrani w kościele odśpiewali mojemu dziecku Happy Birthday. Krzyś był nieco zawstydzony, ale bardzo zadowolony.

Czas do obiadu spędził grając trochę w koszykówkę a trochę na PS4 i na moim komputerze (Minecraft.) Na obiad pojechaliśmy do jego ulubionej restauracji a po południu zdmuchnął 14 świeczek na torcie, który sam wybrał - Chocolate Orgasm. Potem jeszcze trochę pograł na PS4, spałaszował kolejne kawałki tortu a na koniec rozegraliśmy trzy partyjki w Rummikub. I pewnie gralibyśmy jeszcze  ale zrobiło się po 22-ej i trzeba było iść spać.

Perfect day, jak stwierdził Solenizant.

wtorek, 12 listopada 2019

Zielona czapka z pomponem

Włóczki zdobyte na old gym sale kusiły, zerkały z kosza w moim kierunku dniem i nocą bo kosz stoi w sypialni. Nie wytrzymałam tej presji...


Na pierwszy ogień poszła dość gruba zielona włóczka.

Wzór ten sam co wszystkie czapki od jakiegoś czasu bo stał się moim ulubionym. Pochodzi z blogu Otulove.

Druty 5.5 mm w połączeniu z tą włóczką dały dość mocno ściśnięty splot, więc czapka powinna być ciepła. A do tego pomponik, przyniesiony swego czasu ze szkoły przez córkę. Mam tych pomponów jeszcze kilka, ozdobią kolejne czapki.

Czapka waży 68 gram. Przeznaczona jest na Winter Drive, czyli zbiórkę odzieży zimowej prowadzoną, jak co roku, u mnie w kościele do końca grudnia, więc pewnie nie będzie to ostatnia czapka jaką wydziergam w tym sezonie.

sobota, 9 listopada 2019

Grabimy

Lecą liście z drzewa za domem. Grabię je cierpliwie, a po tygodniu cały trawnik znowu pięknie wysłany dywanem z liści.


Odkąd usłyszałam, że podczas grabienia liści spala się nawet do 400 kalorii, pokochałam to zajęcie...

Kiedy jeszcze większość liści była zielona, za to padało i padało, pająk utkał swoją sieć przy drzwiach na taras.


Deszcz osiadł na pajęczynie kropelkami, jak diamencikami. Trudno było zrobić zdjęcie, ale choć trochę tego piękna udało się uchwycić.

poniedziałek, 4 listopada 2019

Włóczkobranie

Kilka razy w roku, w szkole Emilii, ma miejsce wyprzedaż Old Gym Sale (w starej sali gimnastycznej, stąd nazwa) Organizuje ją emerytowany nauczyciel pan F, a cały dochód przeznaczony jest na poza dydaktyczne cele dla dwóch szkół podstawowych. Pana F wspomaga dość mocno datkami sklep JoAnn's Fabrics, znana sieć sklepów z tekstyliami, włóczkami i innymi materiałami do uprawiania rękodzieła. JoAnn's jest może głównym, ale nie jedynym źródłem wystawianych na szkolnej wyprzedaży rzeczy.

W czwartek idąc po Emilię do szkoły zauważyłam pana F urzędującego w starej sali gimnastycznej. Wiedziałam że w sobotę będzie kolejna wyprzedaż, a że miałam jeszcze trochę czasu do odebrania Emilii, wstąpiłam do sali by zamienić kilka słów z panem F. Chwilę porozmawialiśmy o tym i o owym, aż w pewnym momencie pan F zaproponował, żebym przyszła na zakupy już w piątek po południu, mimo że wszystkie plakaty głosiły, że impreza odbywa się w sobotę.

Wstąpiłam w drodze z pracy, a przeglądając kartony z rzeczami głównie bożonarodzeniowymi, natknęłam się na pudło z włóczkami. Wprawdzie nie były to jakieś szlachetne wełny lecz najzwyklejsze akryle i trochę bawełny, ale ja nie mam problemu z dzierganiem ze sztucznych włóczek. Uważam, że niektóre wyroby lepiej się sprawdzają jeśli wykonane są z akrylu. (Nie wyobrażam sobie dywanika w łazience z mieszanki jedwabiu z wełną lub swetra dla kilkuletniego dziecka z wełny za kilkanaście dolarów za 50 gramowy motek.)

Wybrałam więc te motki niemal wszystkie, zostawiłam te fikuśne, z których trudno wymyślić coś sensownego. Do włóczek dostałam jeszcze piękny kosz a przy okazji dowiedziałam się, że pan F też dzierga, głównie skarpetki przy oglądaniu telewizji. To, że jego żona szydełkuje, wiedziałam już wcześniej. Sporo z tych włóczek to zapasy żony pana F, która stwierdziła, że za dużo ma włóczki w domu (ja nie miewam tego rodzaju problemów i nigdy nie uważam, żebym miała włóczki za dużo), więc przekazała część na wyprzedaż. Jest też kilka motków tej samej włóczki, są włóczki ze zwrotów, z charakterystyczną banderolą sklepową, kiedy oryginalna ulegnie zniszczeniu. Przygarnęłam, pieczołowicie ułożyłam w koszu a w głowie już się kłębią plany, z czasem będą powstawać projekty.


czwartek, 31 października 2019

Halloween 2019


Kolejne Halloween za nami.

Dzieci nie mogły pójść w kostiumach do szkoły, ale ja wybrałam się do pracy w spódnicy, którą uszyłam sobie dwa lata temu. Poza mną jeszcze trzy osoby nie wstydziły się powygłupiać i przyszły do pracy w przebraniach, dyskretnych, acz jednoznacznie odbiegających stylistycznie od codziennej garderoby.

W tym roku czekała na nas w pracy niespodzianka. Wezwano nas do sali konferencyjnej na krótkie szkolenie BHP, a na miejscu okazało się, że z okazji Halloween mamy branch (późne śniadanie/lunch.) Na deser podano ciasteczka w kształcie duszków, dyń i nietoperzy udekorowane stosownie do okazji, była też torba z cukierkami, z której można było czerpać garściami.

Pogoda w miarę nam dopisała. Bezchmurne niebo sprawiło, że było sucho, ale za to zimno.

Przez kilka lat dzieci paradowały w tych samych strojach, więc w tym roku zmieniliśmy kostiumy.

Krzyś wystąpił jako przedstawiciel ciemnych mocy. Nazwy postaci nie pamiętam - kostium kupiliśmy rok temu na wyprzedaży po Halloween i opakowanie nie zachowało się a ja nie jestem biegła jeśli chodzi o złe moce. Na szczęście wystarczyło, że wyglądał strasznie.

Zanim wyszliśmy z domu postraszył trochę młodszą siostrę, której się to strasznie podobało.



Na tej samej wyprzedaży Emilia uparła się, żeby jej też coś kupić. Wprawdzie strasznie jej się podobały przebrania czarownic, ale że jedno już w domu mamy, padło na róg i ogon jednorożca.

Pierwotnie miałam zamiar uszyć jej resztę przebrania, ale im bliżej Halloween, tym bardziej topniał mój zapał, aż w końcu wymyśliłam coś mniej czasochłonnego. Emilia dostała białe spodnie dresowe, od brata pożyczyła sobie białą bluzę, a że bluza za duża, to i dwa swetry się pod nią zmieściły. W roli kopytek wystąpiły zimowe buty.
W sumie wyszło oryginalnie a dziecku było ciepło. Nawet za długie rękawy, początkowo podwinięte, świetnie spisały się zamiast rękawiczek.

Po wyjściu z domu, a było przecież już ciemno, Emilia założyła jeszcze jedną opaskę ze świecącym rogiem i uszkami. Słodko to wyglądało, ale że trudno złapać w obiektyw, więc zdjęcia nie ma.



Z roku na rok wydłuża nam się trasa, w tym roku zaliczyliśmy aż cztery ulice a do domu wróciliśmy z wiaderkami wypełnionymi łakociami po brzegi.


Sąsiedzi zapytali jeszcze czy mogą jutro przynieść cukierki, które im zostaną. Natychmiast wzrosły ich notowanie u moich dzieci!

Potem nastąpiło sortowanie według kolorów opakowań i pamiątkowe zdjęcia.


A teraz usiłuję zagonić dzieci do łóżek bo jutro jest normalny dzień i muszą wstać do szkoły.