sobota, 29 listopada 2014

Simplicity

Koleżanka uszyła dla Emilii śliczną spódnicę. Różową, z materiału z haftem - elegancką. Emilia dostała ją na urodziny, ale szybko okazało się, że nie mam pasującego topu. Bo najbardziej pasowało mi coś białego, bez żadnych aplikacji i upiększeń. Ale takie proste, jedno kolorowe ubrania dla małych dzieci szalenie trudno znaleźć. Przynajmniej w sklepach, w których ja robię zakupy. 

W związku z tym poszperałam w koszu z motkami i wyszperałam bawełnę Sonny (Солнышко) firmy Troitsk Yarn. A ponieważ ciągle jeszcze miałam fazę na wzór Baby Kina (mimo, że już wydziergałam ten sweterek dla Emilii), trochę go zmodyfikowałam i tak powstała biała bluzeczka, którą nazwałam Simplicity - z racji prostoty właśnie.


Jedyną ozdobę stanowią różowe koraliki wzdłuż wykończeń - pojechałam do sklepu ze spódnicą i dobrałam odcień różu, żeby pasował.



Ponieważ nie lubię zbyt głębokich dekoltów w dziecięcych sweterkach, żeby głowa przechodziła przez otwór, z tyłu są dwa guziczki. W zasadzie to te guziczki mogą być też i z przodu - jak się założy, ale mi bardziej odpowiada wersja z tyłu, na plecach.


Sweterek robiłam podwójną nitką i na okrągło (od góry). Wyszedł taki w sam raz - rękawy mogłyby być ciut dłuższe, ale i tak zabrakło mi włóczki na zamknięcie oczek jednego z rękawów. Użyłam innej bawełny, bardzo podobnej i nawet tego sztukowania nie widać.


  • Simplicity:
  • włóczka Sonny firmy Troitsk Yarn, 100% bawełna, 425 m/100 gr
  • zużycie: 141 gram = 600 metrów
  • druty 3 mm i 3.25 mm



Sweterek zrobiłam bardzo szybko, ale akurat było lato (lipiec) i temperatura stanowczo nie pozwalała na sesję fotograficzną. Upalne lato zamieniło się w bardzo ciepłą jesień i nawet jeśli w ciągu tygodnia nieco się ochładzało, w niedzielę, od rana, było za ciepło na sweterek. Dopiero na początku listopada udało mi się ubrać dziecko i zrobić zdjęcia - bałam się, że zanim do tego dojdzie Emilia wyrośnie z bluzeczki, ale nie, jeszcze w tym sezonie pochodzi.

środa, 26 listopada 2014

Kara

Krzysiek zabrał do szkoły tablet - łatwo się domyślić, że bez pozwolenia rodziców. 

Dostał karę. 

Kazałam mu zgrabić liście z trawnika za domem. Najpierw kręcił nosem, ale potem mu się zabawa spodobała. A mi chodziło głównie o to, żeby go odciągnąć od telewizora, bo spędza przed ekranem za dużo czasu. 

Liści było sporo, więc miał co robić. Niestety znalazł się ktoś, kto postanowił go wyręczyć, i musiałam wymyślić inną karę. 

Tym razem wymyśliłam mycie szafek w kuchni - tego chyba nikt nie lubi...


Dostał też karę dodatkową.

W ramach konkursu czytelniczego, jako jeden z cztero osobowej drużyny, zobowiązał się do przeczytania pewnej książki, ale jakoś nie bardzo miał ochotę na lekturę i książka leżała kilka tygodni nie tknięta. Każdy z czterech członków drużyny ma przeczytać 4 książki (w sumie - 16), więc jak ktoś zawali i nie przeczyta jednej, drużyna będzie miała mniejsze szanse w konkursie. No i jako karę dodatkową, Krzysiek miał przeczytać tę właśnie książkę. Bo tak w ogóle to czyta to  co chce i nigdy go nie zmuszam do lektury, na którą nie ma ochoty.


Jak już robiłam zdjęcie potomka grabiącego liście, to uwieczniłam też drzewo sąsiadów w jesiennych kolorach:



poniedziałek, 24 listopada 2014

Czekając na brata

Emilia bardzo lubi, kiedy ją zabieram do dojo, gdzie Krzysiek trenuje karate i dżudo. Czas oczekiwania na zakończenie treningu urozmaica sobie na kilka sposobów. A to idziemy do toalety i długo i bardzo dokładnie, ze sporą ilością mydła, myjemy rączki. Zjeżdżanie po nogach mamy jak po zjeżdżalni lub bujanie się na stopach mamy też sprawia Kruszynce ogromną radość.

Ostatnio absolutnym hitem jest przedzieranie się pod rzędem krzesełek:




Usiłowała nawet mnie namówić na uczestnictwo w zabawie, ale nie skorzystałam z propozycji...

Inny wariant, to przechodzenie po krzesełkach górą, ale wtedy muszą one być nieco rozsunięte, tworząc przepaści, nad którymi Emilia przeskakuje.

piątek, 21 listopada 2014

Pomarańczowy pas

W środę Krzysiek zdawał egzamin z karate na pomarańczowy pas.

Tym razem było ich tylko czworo - trzech chłopców i jedna dziewczynka.

Karatecy zostali porządnie przeegzaminowani z wszystkiego co powinni wiedzieć aby zmienić kolor pasa z żółtego na pomarańczowy. Wiem, bo obserwowałam przebieg prawie całego egzaminu, który trwał godzinę i 45 minut. Egzaminowani musieli udowodnić, że materiał mają w małym paluszku - i z tego co widziałam, mają.

Rodzice cierpliwie czekali, młodsze siostry (okazało się, że cała czwórka ma młodsze siostry) rozrabiały z mniej lub bardziej bolesnymi skutkami.

Emilia rozwaliła sobie wargę - poleciała krew, był straszny płacz, ale nie trwał długo i mała znowu wróciła do rozrabiania. Warga już się zagoiła i jest dobrze.





Po egzaminie nastąpiła ceremonia wymiany pasów, po niej sesja fotograficzna z mistrzem a na koniec dzieci dostały pączki kupione przez jednego z rodziców.



A tak ogóle to Krzysiek ma nową fryzurę, bo postanowił sam podciąć sobie grzywkę, a w wyniku jego działalności fryzjerskiej wyglądał jak chłopiec z zaczarowanego ołówka - nie miałam czasu jechać z nim do fryzjera, więc obcięłam mu włosy maszynką. Tak wygląda dużo lepiej...

środa, 19 listopada 2014

Jesienny spacer

Pewnego listopadowego dnia jesień uśmiechnęła się do nas swoim najbardziej promiennym uśmiechem, więc, mimo że było dość chłodno, poszłyśmy z Emilią na jesienny spacer.

 

Nie tylko dzieci lubią szurać butami przez suche liście - obu nam ta stara jak świat zabawa sprawiła taką samą radość.






Zrobiłam sporo zdjęć, bo każde drzewo wydawało mi się piękniejsze od tych mijanych wcześniej. Zdjęć zebrało się tyle, że zebrałam je w filmik:



Miałyśmy już wracać, ale Emilia wypatrzyła zjeżdżalnię pod szkołą, a zjeżdżalnia to jej ulubiony sprzęt na placu zabaw - nie mogłyśmy nie zaliczyć kilkunastu zjazdów, mimo, że Kruszynkja była już mocno zmęczona.




Przy okazji zrobiłam zdjęcie nowej szkoły - od przyszłego roku szkolnego zajęcia mają się już w niej odbywać - o ile nie będzie żadnych opóźnień. Po ukończeniu budowy, obecna szkoły zostanie wyburzona. Budynek, w którym uczą się teraz dzieci, został wybudowany ponad 70 lat temu i z założenia miał służyć 30 lat. Jak widać, czas najwyższy, by został zastąpiony nowym.


Krzysiek tylko przez dwa ostatnie lata nauki w podstawówce będzie się uczył w nowej szkole, ale Emilia - całe sześć.



poniedziałek, 17 listopada 2014

Wpis urodzinowy

Dzisiaj Hultajstwo kończy 9 lat.

Urodziny świętowaliśmy w sobotę. Krzysiek zaprosił do domu czterech kolegów, a ja postarałam się, żeby dzieci nie siedziały przed telewizorem czy nad tabletem/iPadem.

Wymyśliłam sobie, że zabawię chłopców (w wieku 8-12 lat) konkursami i wyzwaniami. Trochę się bałam, czy mój plan nie legnie w gruzach pod ciężarem pierwszego nieeee, to nudneeee, ale na szczęście chłopcy pomysł przyjęli z ogromnym entuzjazmem - a potem świetnie się bawili.

Na początek każdy z nich dostał papierową torebkę, którą musiał podpisać - do torebki dzieci zbierały słodkie nagrody za zaliczenie kolejnych wyzwań.

Ponadto zapowiedziałam im, że jak nie uszczkną nic z tych łakoci aż do końca zabawy to dostaną dodatkową nagrodę - jeszcze więcej słodkości.
Wszyscy dotrwali do końca!

A oto przed jakimi zadaniami stanęli chłopcy:

  • znaleźć wyjście z labiryntu (na kartce papieru - żadnego żywopłotu nie było pod ręką)
  • umieścić w wiaderku piłeczki różnej wielkości bez użycia rąk
  • ukryte obrazki czyli znaleźć przedmioty wkomponowane w obrazek
  • odczytać zaszyfrowaną wiadomość - w miejsce liter były flagi, ale klucz był podany
  • zaliczyć określoną ilość przeskoków na skakance
  • zagadki


Zagadki okazały się najtrudniejsze, ale każdemu udało się odgadnąć odpowiedź na przynajmniej jedną z nich.

Zaszyfrowana wiadomość "Time for pizza!" poprzedziła bezpośrednio konsumpcję - jak łatwo się domyślić była to właśnie pizza.

Chłopcy żywiołowo zareagowali na widok stołu - cała piątka ma fioła na punkcie gry Minecraft, więc natychmiast rozpoznali Creeper'a na soczkach i serwetniku. Na torcie też był Creeper.


Tort zrobiłam sama, i choć sam Creeper wyszedł mi strasznie koślawy, w oczach dzieci wzbudził zachwyt - wszyscy bardzo chcieli dostać kawałek tego zielonego - wystarczyło dla wszystkich.


Creepery nakleiłam też na zielone torebki, do których chłopcy zbierali łakocie, tak więc dość tanim kosztem wyszło przyjęcie tematyczne.

Wydaje mi się, że było to najbardziej udane przyjęcie urodzinowe - z pewnością pierwsze z tych odbywających się w domu, podczas którego żaden telewizor/komputer/tablet/iPad nie został włączony nawet na chwilę. Nikt nawet nie wspomniał o żadnym urządzeniu elektronicznym. Chłopcy bawili się - jak za dawnych czasów sprzed ery ruchomych obrazków na ekranie. Sukces!

sobota, 15 listopada 2014

Baby Kina

Emilia dostała na urodziny włóczkę - 1 motek ciemniejszej fioletowej (z której zrobiłam to bolerko) oraz 3 motki jasno-fioletowej Sirdar Snuggly Tiny Tots.

Na Ravelry wypatrzyłam sweterek Baby Kina, który szczególnie mi się spodobał - zapewne z racji prostoty, którą bardzo lubię. I Emilia ma kolejny sweterek.


Na razie jest na nią za duży, myślę, że dorośnie do niego przez rok i będzie na następny sezon.


  • Włóczka: Sirdar Snuggly Tiny Tots, o składzie: 90% akryl, 10% poliester, 137m/100 gram
  • Na sweterek w rozmiarze +/- 3 lata zużyłam 3 motki (150 gram = 411 metrów)
  • Druty: 3mm i 3.5mm


czwartek, 13 listopada 2014

Zjeść pająka

Pomysł na przekąski-pająki przyniósł latem ze szkółki biblijnej Krzysiek. Przekąski dzieci robiły same, a potem - spożywały. 


Pajączki robimy z okrągłych krakersów posmarowanych masełkiem fistaszkowym (nutellą lub smarowidłem migdałowym). Pomiędzy wkładamy słone paluszki jako nóżki. Oczy w oryginale były z rodzynek. Jeden z pajączków na zdjęciu ma oczy z rodzynek, dwa pozostałe, z suszonych żurawin. Oczy przyklejone tym samym smarowidłem, którym sklejamy krakersy. Ja użyłam masła migdałowego, które Emilia uwielbia.

poniedziałek, 10 listopada 2014

Angielskie wakacje: Corfe Castle

Dzisiaj ponownie wracam wspomnieniami do Anglii.

Na wycieczkę do Corfe Castle na wyspie Purbeck (hrabstwo Dorset, Anglia) zabrała nas moja przyjaciółka - Ciocia Myszka. 

Zamek Corfe został wybudowany w XI wieku, wkrótce po podbiciu Anglii przez Normanów w 1066 roku. Później, różnie to z nim bywało, tutaj można sobie po angielsku poczytać o historii zamku, a do dzisiaj ostały się jedynie ruiny. 

Corfe Castle, Isle of Purbeck, England

Ruiny te szalenie spodobały się moim dzieciom - oboje potraktowali je jak najwspanialszy plac zabaw z torem przeszkód. O ile o Krzyśka nie bałam się że coś mu się stanie, bo zwinny jak kozica, o tyle Emilia o mało nie przyprawiła mnie o zawał i cały czas albo ja, albo koleżanka biegałyśmy za nią i usiłowałyśmy trzymać ją za rękę, żeby z tych ruin nie spadła.

Corfe Castle, Isle of Purbeck, England

Aura dopasowała się do klimatu miejsca: wicher i  szare posępne chmury dodawały grozy miejscu, ale co jakiś czas błękit nieba przebijał się spomiędzy chmur dodając zdjęciom kolorów.

Corfe Castle, Isle of Purbeck, England

Dzieci musiały wejść w każdą szczelinę i sprawdzić każdy kąt, a robiły to w swoim, ekspresowym tempie - biegaliśmy więc po ruinach w te i we wte jakbyśmy chcieli pobić jakiś rekord.

Corfe Castle, Isle of Purbeck, England

Zdjęć mamy z zamku dużo dzięki uprzejmości brata i bratowej, którzy pożyczyli nam swój aparat. Udało mi się nie zawieść ich zaufania i nie zepsuć go - pilnowałam jak źrenicy oka - niczym Emilii!

Zebrałam kilka zdjęć w formie filmiku - do obejrzenia poniżej.



Z zamku, położonego na wzgórzu, roztacza się piękny widok na okolicę, w tym na wieś Corfe Castle leżącą u podnóża zamku - tak, wieś ma dokładnie taką samą nazwę jak zamek.

Corfe Castle Village, Isle of Purbeck, England

Ponieważ Emilia była już bardzo zmęczona, a czas drzemki nadszedł, nie pospacerowaliśmy po uliczkach Corfe Castle - zobaczyliśmy tylko tyle co w drodze z samochodu na zamek i z powrotem.

Corfe Castle Village, Isle of Purbeck, England

Wstąpiliśmy jedynie do sklepiku, w którym ciocia kupiła dzieciom lizaki, a potem wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do Durdle Door - wpis poświęcony Durdle Door tutaj.

Corfe Castle Village, Isle of Purbeck, England

Ciocia Myszka zatrzymała jeszcze tylko na chwilkę samochód, żebym mogła zrobić zdjęcie tego domu:

Corfe Castle Village, Isle of Purbeck, England

Uroczy, prawda?

sobota, 8 listopada 2014

Jesienne zdjecia

Jesienne zdjęcia zrobione z samochodu w drodze  do Akwarium w Newport - ze specjalną dedykacją dla Cioci Talii.




środa, 5 listopada 2014

Biedronka w objeciach szkileletu

Wiadomo było, że trzeba będzie wykombinować jakiś strój dla Krzyśka na Halloween. Ze starych wyrósł - i jeśli chodzi o rozmiar, i tematykę. 

Strojów w sklepach było w bród - nic tylko wybierać i kupować! Ale ja nie chciałam wydawać za dużo, więc zabrałam dziecko do sklepu z używanymi rzeczami, gdzie latorośl wybrała sobie klasyczne przebranie na okazję - szkielet, w dodatku w bardzo przystępnej cenie kilku dolarów. Wprawdzie nie było maski-czaszki, ale maska-duszek też pasuje. Obie rzeczy przetrzymały pranie w pralce, a że są nieco za duże, posłużą i w przyszłym roku.

Emilia natomiast wystąpiła w stroju biedronki, tak jak w ubiegłym roku, tylko dorobiłam jej oczy, które przyczepiłam do czerwonej czapki. 


Ponieważ ostatni dzień (i wieczór) października były dość ciepłe, przed wyjściem z domu założyłam Emilii ciepły czerwony sweter zamiast kurtki - ładnie wyglądała ta moja Kruszynka!

Obeszliśmy tylko kilka domów na naszej ulicy i po pół godzinie byliśmy z powrotem w domu. Te pół godziny wystarczyło jednak, żeby zgubić oczy biedronki - nie były zbyt mocno przytwierdzone.

Muszę pochwalić Krzyśka, że nie zjadł wszystkich słodyczy natychmiast, wydaje mi się, że jeszcze mu ich trochę zostało, a wcale tak dużo tych łakoci nie było. 

Z Krzyśkiem ostatnio znowu mam kłopoty - nieładnie się zachowuje, lekceważąco odzywa, nie słucha. Ręce już mi opadają! Ostatnio jedyna rzecz, która na niego działa to całkowite ignorowanie - brak reakcji na próby jakiej kolwiek interakcji. Tylko takie traktowanie sprawia, że po jakimś czasie zaczyna normalnie (ładnie) się zachowywać. 

Dobrze, że chociaż Emilia jest przesłodka - to pewnie rekompensata od życia! Ostatnio uwielbia zapewniać mnie o swoich gorących uczuciach wobec mamy. Przychodzi, głaska mnie po ręce i mówi:

- Wieś? Ja ciebie lubie! 
- Ja ciebie też lubię córeczko.
- Kocham ciebie! - i obejmując moje ramię, ściska mnie jak najmocniej potrafi. A potem jeszcze musimy zaliczyć pocieranie noskiem o nosek:

- Nosek, nosek? - I cieszy się ta moja mała Sroczka tak bardzo!A ja bardzo lubię te chwile.

Czasem, kiedy do tych zapewnień dochodzi podczas posiłku, dołącza się i Krzysiek, zapewniając, że też mnie lubi, i że też mnie kocha - no i mamy na te krótkie chwile sielankę!

Emilia ostatnio sporo oglądała "Gdzie jest Nemo" i teraz fascynują ją rekiny. Rekiny nieobce dziecku były jako pojęcie już wcześniej - inni straszą dzieci Babą Jagą, a my mamy rekina jako straszaka. Pojechaliśmy w końcu do Akwarium, żeby jej te rekiny pokazać -  o tej wycieczce będzie innym razem. Zadziwia mnie, jak ta moja mała córeczka dobrze pamięta przebieg akcji - z przejęciem relacjonuje jak to pan złapał baby Nemo do siatki i zabrał do akfalium a tata Nemo go siuka, i spotkał lekiny, tsy! Miały ostle zęby! 



Emilia jest bardzo spostrzegawcza i ma dobrą pamięć - chwyta w lot frazy z bajek, wyłapuje też różne słowa i wyrażenia z codziennych rozmów w domu. Czasem nie do końca właściwie ich używa. Kiedyś Krzysiek zachował się nieładnie, więc pełnym wyrzutu tonem zapytałam go:

- Dlaczego to zrobiłeś?

Teraz Emilia, ilekroć jest ciekawa dlaczego ktoś coś zrobił, pyta:

- Dlaciego to zlobiłeś? - pytanie zadaje z dokładnie taką intonacją, jakiej użyłam w tamtej chwili ja, choć zupełnie nie pasuje do danej sytuacji.


Niestety, coraz większe są problemy z kładzeniem Emilii spać. Jeszcze w ciągu dnia udaje się ja zabajerować, że mama idzie odpocząć, a Emilia leży obok i tylko pilnuje, żeby mamy nie pożarł rekin (wcale nie musi spać!). 

Ale wieczorem jakoś to nie działa. 10 wieczorem, mama ciągnie resztką sił a dziecko tryska energią: skacze, śpiewa, bawi się butelką z wodą, ciągnie mamę za włosy, rzuca smoczkami... Bardzo to męczące. Rzadko udaje się ją przetrzymać bez drzemki do wieczora - wtedy dziecko zasypia łatwo, ale za to śpi bardzo niespokojnie. Widać, ciągle jeszcze potrzebuje drzemki w ciągu dnia.