niedziela, 30 stycznia 2022

Eagles Rest

Jak już wdrapywać się na górę, to przy ładnej pogodzie, by móc podziwiać widoki! Prognoza przewidywała słoneczną pogodę, za cel naszej wycieczki obrałam więc wznoszący się 922 mnpm Eagles Rest. Na szczyt prowadzi wprawdzie jedna ścieżka, ale w zależności od możliwości fizycznych, można rozpocząć wędrówkę w kilku miejscach. Samochodem można dojechać do parkingu, z którego w niecałe pół godziny można być już na górze — na mapce poniżej miejsce to zaznaczone jest niebieską strzałką. 


Pomimo stromizny, nawet małe dzieci są w stanie bez problemu pokonać ten krótki odcinek.

Najbardziej zaprawieni piechurzy mogą zacząć wędrówkę przy samej szosie numer 58. Trasa prowadzi szlakiem Goodman Trail (zaznaczonym na mapce na zielono), a po przecięciu drogi szutrowej, prowadzi dalej już szlakiem Eagles Trail (oznaczony kolorem czerwonym). My zaczęliśmy właśnie na tym łączniku. W lipcu wędrowaliśmy szlakiem Goodman Trail (wycieczka ta opisana jest tutaj), choć wówczas nie doszliśmy do miejsca, w którym szlak zmienia nazwę i prowadzi na szczyt Eagles Rest. Wówczas dotarliśmy do miejsca oznaczonego na mapce żółtą strzałką.

Tym razem dojechaliśmy drogą szutrową do miejsca oznaczonego czarną kropką, czyli do parkingu, z którego zaczyna się Eagles Rest Trail. Jazda tą bardzo wąską i wyboistą drogą dostarczyła nam niemałych wrażeń. Droga jest tak wąska, że nie wiem, czy udałoby się minąć z jadącym z naprzeciwka samochodem. Modliłam się, żeby nie doszło do takiej sytuacji, ponieważ wówczas jeden z samochodów musiałby się cofać do miejsca z wygospodarowanym poboczem służącym właśnie do mijania się samochodów. Na szczęście pora była na tyle wczesna (choć dochodziło południe), że cały (znikomy) ruch odbywał się tylko w jednym kierunku. 

Kolejny problem to dziury — potworne! Omijanie ich, często z oślepiającym słońcem prosto w oczy, kiedy za oknem przepaść podniosło mi poziom adrenaliny dość znacznie. Pocieszałam się myślą, że jak się przy nieopatrznym manewrze zsuniemy w dół to niedaleko — powinniśmy się zatrzymać na jednym z wiekowych drzew porastających urwisko, na tyle potężnych, że utrzymałyby o wiele większy i cięższy samochód od naszego. Ale i tak odetchnęłam z ulgą, kiedy dojechałam na parking. Natrętną myśl, że przecież jeszcze trzeba będzie wrócić tą samą drogą, przegoniłam. 


Po drodze śniegu nie zauważyłam, więc zdziwił mnie chłód, jaki otoczył mnie po wyjściu z samochodu. Przez chwilę żałowałam, że nie wzięłam cieplejszych butów, ale wkrótce przestałam. Szlak prowadzi wprawdzie przez starodrzew skutecznie tamujący dostęp rozgrzewających promieni słonecznych, ale za to cały czas pod górę, więc dość szybko zgrzaliśmy się i to porządnie. 


Kiedy dotarliśmy na górę, miałam mokrą od potu nie tylko koszulkę, ale też i bluzę, a nawet kurtkę od środka, o skarpetkach i wnętrzu butów nie wspominając. Zanim jednak doszliśmy na szczyt, minęliśmy tajemniczą chatkę — to chyba takie schronisko dla wędrujących. 


Wprawdzie otwarte z jednej strony, ale zapewniające osłonę przed wiatrem i deszczem. 


Odpoczęliśmy tam nieco, a potem ruszyliśmy dalej. Największym wigorem wykazała się tego dnia Emilia, maszerowała raźno i z taką werwą, że co jakiś czas musiałam ją prosić, by zaczekała na mnie i Krzyśka. Przystając, nadal maszerowała w miejscu. 

Ostatni odcinek, ten od górnego parkingu, prowadził nas rozgrzanym od słońca, pachnącym igliwiem lasem, aż dotarliśmy do pierwszego punktu widokowego. Ale to z samej góry roztaczają się najpiękniejsze widoki, choć tylko w zasięgu 180 stopni — za plecami ma się las. Za to przed sobą:





Zabawiliśmy na górze ponad półtorej godziny — chyba dłużej niż maszerowaliśmy pod górę. Skały, na których usiedliśmy by odpocząć, były rozgrzane od słońca, a temperatura powietrza musiały wynosić ponad 20 stopni (w styczniu!), więc rozebraliśmy się do podkoszulków. Rozłożyłam na skałach mokre ubrania, ściągnęłam buty i wystawiłam do słońca by wyschły. Kiedy po kanapkach i łakociach dzieciom wróciły siły, zaczęła się eksploracja najbliższej okolicy. Ja sobie siedziałam, odpoczywałam, podziwiałam widoki, i robiłam zdjęcia.


Nagrałam też mrówkę unoszącą swą zdobycz — okruch czipsa. 


Kiedy słońce zeszło niżej, temperatura natychmiast opadła, choć do zachodu jeszcze było sporo czasu. Zarządziłam odwrót. Do samochodu musieliśmy dotrzeć jeszcze za dnia, a po tej krętej wąskiej drodze też raczej nie miałam ochoty jechać po ciemku. 

W dół szło się nam dużo szybciej, ale ze słońcem coraz niżej, schowanym za zboczem, w lesie zaczynał panować półmrok. Kiedy uruchomiłam silnik samochodu, nawigacja przełączyła się na tryb nocny. Szczęście znowu nam sprzyjało i nie musieliśmy się z nikim mijać, a kiedy włączyłam się do ruchu na głównej szosie, znowu zrobiło się jaśniej (i raźniej), a nawigacja wróciła do trybu dziennego. Do domu wróciliśmy o zachodzie słońca.



wtorek, 25 stycznia 2022

Zabawa C&K 2022 (Zadanie nr 1)

Zazwyczaj nie biorę udziału w zabawach polegających na wspólnym dzierganiu. Nie wiem, czy zdołam się wywiązać ze zobowiązania w wyznaczonym terminie, a nie lubię zawalać. Ale często śledzę poczynania innych i po cichu kibicuję. 
Tak było w przypadku zabawy Nauka Dziergania i Supłania na blogu Reni. Nawet raz czy dwa razy potajemnie pobawiłam się z innymi, nie deklarując jednak oficjalnie udziału. I w zasadzie nie wiem dlaczego, pod wpływem impulsu, odeszłam od swoich zasad i zdecydowałam się przyłączyć do zabawy. Może dlatego, że styczniowym zadaniem jest czapka robiona na okrągło, czyli coś, co mi bardzo podeszło. A może to za sprawą koca, projektu całorocznego. Tak się składa, że właśnie narzuciłam oczka na koc, co zbiegło się z opublikowaniem postu przez Renię. 

Dwa zbiegi okoliczności dają do myślenia albo właśnie powodują podjęcie decyzji w danej chwili. Zgłosiłam się, zadeklarowałam się, teraz mam tylko nadzieję, że zdołam się ze zobowiązania wywiązać — co miesiąc!

Jak już wspomniałam, styczniowym zadaniem było wykonać czapkę, na drutach bądź szydełkiem, ale na okrągło, czyli bez zszywania. Od kilku tygodni leżał sobie moteczek przygarnięty na jakiejś wyprzedaży, leżał i czekał, aż się przeobrazi w czapkę. Metamorfoza dokonała się w styczniu dzięki drutom 2.5 mm.



Wzorek w kropeczki z oczek lewych wymyśliłam już po rozpoczęciu pracy. 
Na zdjęciach czapkę prezentuje Emilia, ale rozmiarowo czapka jest dobra i na mnie. Ozdobiłam ją pomponikiem, ale nie zrobiłam go sama. To jeden z drobiazgów przyniesionych kiedyś przez Emilię ze szkoły.

Czapkę oficjalnie zgłaszam do zabawy u Reni:


Na zrobienie koca jest cały rok, ale przez pierwsze 10 miesięcy należy prezentować postępy. Dzisiaj mojego koca jest tyle:



sobota, 22 stycznia 2022

Brice Creek Trail

Trasa poniedziałkowej wycieczki prowadziła wzdłuż potoku Brice Creek

Brice Creek, OR

Jest to jeden z tych szlaków tam i z powrotem. My zaczęliśmy u dołu i posuwaliśmy się w górę, ale można zacząć od drugiej strony, iść wraz z biegiem wody w dół, a potem w górę. 
Ja wolę wracać w dół, więc zaczęliśmy na dole. Choć akurat ten szlak nie prowadzi jednostajnie w górę i cały czas na zmianę to pnie się w górę zbocza, to znów nieco opada. I tak cały czas, raz w górę, raz w dół. 


Szum wody towarzyszył nam przez całą wędrówkę. Niemal cały czas szliśmy bardzo blisko strumienia, toczącego sporo wody o tej porze roku, i czasami huk rozbijającej się o kamienie wody był ogłuszający. Chwilami szlak odbiega nieco od strumienia, ale cichy szum nadal towarzyszy piechurom. 


W lesie było sporo wilgoci. Nie pod nogami, ale wszędzie wokół. Mgła dopiero co się podniosła, powietrze było jeszcze nią przesycone. Tam, gdzie docierały promienie słońca, woda parowała — bajeczny widok! 


Ten naturalny nawilżacz bardzo pomógł mi na zapchane zatoki! 

Zimowego dnia słońce dość szybko schowało się za stromą ścianą głębokiego jaru, choć do wieczora było jeszcze dość daleko. Bez promieni słonecznych las już nie wyglądał tak radośnie, ale jeszcze nie strasznie. Temperatura natychmiast spadła i nawet maszerując, odczuwało się chłód. 


Śnieg przypominał, że to wszak styczeń! 

Muszę przyznać, że myślałam, że ta trasa jest łatwiejsza, a jednak zmęczyliśmy się — cała trójka! A może tylko straciliśmy formę po dłuższej przerwie.




środa, 19 stycznia 2022

Tajemniczy zamek

W zeszłym tygodniu dopadło mnie przeziębienie.

Oczywiście, pierwszą myślą, jaka przyszła mi do głowy było czy to aby na pewno przeziębienie, a nie kowid.

Gorączki nie miałam a jedynie katar i czułam się mocno zmęczona. Na tyle, by po pracy uciąć sobie drzemkę, czego normalnie nie uskuteczniam. Jeśli zdarzy mi się zasnąć w ciągu dnia, to wiadomo, że jakaś choroba mnie dopadła. 

Miałam zamiar zrobić test by wykluczyć kowid, ale okazało się to niewykonalne. Gdziekolwiek nie zadzwoniłam to albo połączenie było natychmiast przerywane, albo dopiero po kilku kolejnych wybranych opcjach. Odsłuchałam też automatycznej wiadomości informującej mnie o tym, że tyle osób usiłuje się dodzwonić, że proszą, żebym zadzwoniła kiedy indziej. (Kiedy? Jak już wyzdrowieję?) Jedna z prób umówienia się telefonicznie na test zaowocowała przesłaniem mi linka do strony, na której rzekomo mogłabym się na takowy test umówić. Po dziesiątej próbie telefonicznej przerzuciłam się na internet. Tutaj musiałam najpierw podać dane identyfikacyjne oraz doświadczane symptomy. Jak już wypełniłam sumiennie wszystkie okienka, system wygenerował specjalnie dla mnie informację, że w promieniu 200 mil (320 km) nie ma żadnej możliwości wykonania testu. Na innej stronie najbliższy termin zaoferowano mi za dwa tygodnie. 

Mogłam zadzwonić do przychodni, spróbować umówić się na wizytę i z pewnością test by mi zrobiono, ale z czym miałam się umawiać? Z katarem? 
W sytuacji, kiedy kowid sieje spustoszenie w mieście, powiecie, stanie, kraju — w zasadzie wszędzie! 

Odpuściłam sobie. 
Optymistycznie założyłam, że to jednak tylko katar, a nie kowid. 

Zaczęło mi się w środę, a w poniedziałek rano było po katarze. Wyjątkowo szybko mi przeszło, może dlatego, że bardzo, bardzo mi zależało, żeby wydobrzeć bo na poniedziałek miałam zaplanowaną wycieczkę. Z pewnością pomogły także te wszystkie wypite napary z ziół, osłodzone miodem, oraz cebula spożywana w sporej ilości. 

Moją niepewność w kwestii czy to kowid, czy nie nieco złagodziły negatywne wyniki testów Emilii, która od listopada bierze udział w programie testów przesiewowych pod egidą naszego lokalnego uniwersytetu i co tydzień dostarcza próbkę. Następnego dnia otrzymuję wyniki. Jak do tej pory, wszystkie, łącznie z tym otrzymanym dzisiaj, były negatywne. No to chyba nie wprowadził nam się do domu niechciany gość.

W poniedziałkowy poranek czułam się dobrze, jedynie miałam nieco zapchane zatoki, ale i tak na wycieczkę pojechaliśmy, ponieważ nieczęsto zdarza się, abyśmy wszyscy troje mieli poniedziałek wolny. Nawet treningów tego dnia dzieci nie miały.

Kiedy ruszaliśmy, nawigacja podała mi dwie możliwe trasy, a ja, nie spoglądając na szczegóły, wybrałam tę bardziej ekonomiczną. Z nawigacji korzystałam, ponieważ nie byłam pewna, w którym miejscu zaczyna się wybrany przez mnie na ten dzień szlak. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że nie jedziemy dobrze znaną mi trasą, i nawet lekko spanikowałam, ale doszłam do wniosku, że w tej okolicy dokądś dojedziemy — w końcu nie jechaliśmy przez pustynię czy jakieś inne odludne miejsca. 

W końcu załapałam mniej więcej jak jedziemy - lokalną drogą, a nie autostradą, w dodatku przez ładniejsze tereny. Droga węższa, ale za to nie było na niej żadnego ruchu. Przez ponad pół godziny nie nadjechał z naprzeciwka żaden samochód, za to my dogoniliśmy dwa. Podziwialiśmy malownicze łąki i pasące się na nich krowy, owce, i kozy. Zachwycaliśmy się spowitymi mgłą pagórkami, przedzierającymi się przez tę mgłę promieniami słońca. Sielanka! Aż w pewnym momencie osłupieliśmy na widok zamku. Niedużego, ale z basztą. 


Zamek? W Oregonie? To tak jak widok palm za kołem podbiegunowym. 

Zwolniłam, nawet zatrzymałam samochód na środku tej wąskiej drogi, bo w zasięgu wzroku nie było żadnego pojazdu, ale nadal cała nasza trójka zgodnie twierdziła, że przed nami, na zboczu pagórka, częściowo spowity mgłą, stoi zamek. 

Zapamiętałam nazwę drogi i postanowiłam po powrocie do domu poszukać informacji na temat tej budowli. Dokopałam się do tej strony. Zainteresowani, znający język angielski, mogą sobie poczytać kilka ciekawych mniej lub bardziej prawdziwych bądź wyssanych z palca, (nie) prawdopodobnych historii na temat zamku, który został najprawdopodobniej wzniesiony w roku 1986. Na stronie zaznaczono też, że zamek stanowi własność prywatną i uprasza się o niezakłócanie spokoju właścicielom. Zdjęcia w tym wpisie pochodzą także z podanej strony, ponieważ zamarli w osłupieniu, podziwiając tę architektonicznie nietypową na dzikim zachodzie budowlę nie pomyśleliśmy o zrobieniu zdjęć. 
 

Kiedy ochłonęliśmy, pojechaliśmy dalej. Wkrótce dojechaliśmy do dobrze znanego mi odcinka trasy prowadzącej do  celu naszej podróży, ale o samej wycieczce będzie następnym razem. Ten wpis niech będzie poświęcony zamkowi.

niedziela, 16 stycznia 2022

Podsumowanie dziewarskie roku 2021

Dzisiaj podsumowanie dziewiarskie minionego roku. 
W tej kategorii nie mam za bardzo czym się chwalić: 11 robótek na drutach/szydełku, 2117 gram przędzy — wszystko z zapasów, żadnych zakupów włóczkowych w roku 2021 (poza przygarnięciem kilku niechcianych motków na wyprzedażach garażowych). 



Niedopatrzenie zakupowe już nadrobiłam — jak tylko uporam się z tym, co aktualnie mam na drutach, zabieram się za letni biały sweterek z bawełny.
Dzisiaj wpis króciutki, ponieważ męczy mnie katar i najwygodniej mi w pozycji leżącej.

niedziela, 9 stycznia 2022

Pierwsza wycieczka w nowym roku

Rok 2021 był dość udany w kwestii łazikowania. Podczas czterdziestu pieszych wycieczek przewędrowaliśmy 248 kilometrów, co zajęło nam 76 godzin i 8 minut. Po zsumowaniu wysokości wszystkich pokonanych wzniesień okazało się, że łącznie zdobyliśmy sześciotysięcznik - 6416 m! Podczas tych wędrówek spaliłam 32603 kalorie. 

Wrześniowa wycieczka do Rooster Rock (KLIK) uplasowała się na pierwszym miejscu w każdej kategorii — najdłuższa, jeśli chodzi zarówno o dystans jak i o czas, największa pokonana różnica wysokości, najwięcej spalonych kalorii. Te wszystkie dane statystyczne wygenerowała dla mnie aplikacja, z której korzystam podczas tych wycieczek.

Dzisiaj zainaugurowaliśmy wycieczkowy rok 2022! 
Ponieważ Emilię od kilku dni trapiło przeziębienie, pojechaliśmy nad ocean by pooddychała morskim powietrzem. Podczas całego pobytu ani razu nie zakasłała! 

Heceta Head Lighthouse

Krzysio wczoraj dostał dawkę przypominającą szczepionki przeciwko kowidowi i nie czuł się dzisiaj najlepiej, więc wybraliśmy się na wycieczkę krótką i niezbyt wymagającą — dwugodzinny spacer z bardzo łagodnymi wzniesieniami nadmorskim lasem i plażą. 

China Creek Loop Trail

Trasę tę (China Creek Loop Trail & Hobbit Trail) przebyliśmy już wcześniej, w 2020 i 2021 roku, ale tym razem była nieco krótsza, ponieważ część szlaku była zamknięta. Z racji niezbyt dobrego samopoczucia Krzyśka było nam to bardzo na rękę.

China Creek Loop Trail

Dzień udał nam się nad wyraz na ten wyjazd, pogoda była słoneczna, ciepła, bezwietrzna. Emilia biegała w podkoszulce po plaży, Krzysio wygrzewał się na wyrzuconej na brzeg kłodzie. 

Hobbit Beach

Fale wyrzuciły sporo muszli i meduz tego dnia — i jedne i drugie przyciągały nieustannie naszą uwagę. Pierwszy raz zobaczyłam na tutejszej plaży meduzy pomarańczowe! Muszel sporo, ale wczesnym popołudniem te najładniejsze już były wyzbierane.

Hobbit Beach

W drodze powrotnej zapadł zmrok a wraz z nim pojawiła się mgła - akurat, kiedy wjeżdżaliśmy w odcinek prowadzący przez pasmo gór przybrzeżnych. Bardzo niemiła niespodzianka na koniec bardzo udanego dnia. Na szczęście większość kierowców dostosowała jazdę do panujących warunków i powoli, ale bezpiecznie dojechaliśmy do domu. Tylko bardzo mnie ta jazda zmęczyła.



środa, 5 stycznia 2022

Czas podsumowań: książki

Styczeń, a zwłaszcza jego początek, to czas podsumowań poprzedniego roku. Zacznijmy te podsumowania od przeczytanych i odsłuchanych książek. 

W 2021 roku przeczytałam 42 i odsłuchałam 12 książek - w sumie 23,260 stron.


Najkrótsza książka liczyła sobie 132 strony, najdłuższa 755 stron, uśredniona liczba stron mojej statystycznej książki przeczytanej w roku 2021 wyniosła 430.

Zebrane okładki:


Pełna lista książek przeczytanych  i odsłuchanych w roku 2021:

1. Charles Martin: Umarli nie tańczą
2. Herbert Frank: Dzieci Diuny
3. Putnam, Robert D: The Upswing: How America Came Together
4. McConaughey, Matthew : Greenlights
5. Backman, Fredrik: Anxious People
6. Kellerman, Jonathan: Selekcja
7. Clancy, Tom: Czerwony Sztorm
8. Pani Bukowa, Zaręba Maciej: Wielki Ogarniacz Życia, czyli jak być szczęśliwym nie robiąc niczego
9. Remigiusz Mróz: Wotum nieufności
10. Pani Bukowa, Zaręba Maciej: Wielki Ogarniacz Życia we dwoje, czyli jak być razem i się nie pozabijać
11. Wilkerson, Isabel: Caste, The Origins of Our Discontents
12. Remigiusz Mróz: Większość bezwzględna
13. Remigiusz Mróz: Władza absolutna
14. Jo Nesbo: Nóż
15. Hanna Greń: Więzy krwi
16. Marcel Woźniak: Otchłań
17. Remigiusz Mróz: Halny
18. White, James: Gwiezdny chirurg
19. Jacek Dehnel: Balzakiana
20. Herbert Frank: Bóg Imperator Diuny
21. de Barbaro, Natalia: Czuła przewodniczka
22. Hanna Greń: Piąte przykazanie
23. Hanna Greń: Miasto głupców
24. Bukowski, Charles: O kotach
25. Gutowska-Adamczyk, Małgorzata: Podróż do miasta świateł. Róża z Wolskich
26. Gutowska-Adamczyk, Małgorzata: Podróż do miasta świateł. Rose de Vallenord
27. Waller, Robert James: Co się wydarzyło w Madison County
28. Szczygieł, Marcin: Zrób sobie raj
29. Mark Bittman: Animal, Vegetable, Junk
31. Four Hundred Souls: A Community History of African America, 1619-2019
32. Remigiusz Mróz: Ekstremista
33. Sarah Moss: Między falami
34. Remigiusz Mróz: Precedens
35. Remigiusz Mróz: Afekt
36. Remigiusz Mróz: Egzekucja
37. Agnieszka Płoszaj: Ogrodnik
38. Alan Weisman: Countdown
39. Robert Małecki: Skaza
40. Robert Małecki:: Wada
41. Robert Małecki: Zadra
42. Robert B. Reich: The System, Who Rigged It, How We Fix It

audio:
1. Marcel Woźniak: Powtórka
2. Judy Collins: Cravings, How I Conquered Food 
3. Marcel Woźniak: Mgnienie 
4. White, James: Szpital kosmiczny 
5. Gabaldon, Diana: Obca 
6. Remigiusz Mróz: Turkusowe szale 
7. Hanna Greń: Północna zmiana 
8. Isabel Wilkerson: The Warmth of Other Suns 
9. J.K. Rowling: Harry Potter and the Chamber of Secrets 
10. J.K. Rowling: Harry Potter and the Prisoner of Azkaban
11. J.K. Rowling: Harry Potter and the Goblet of Fire 
12. Alan Weisman: The World Without Us