niedziela, 29 kwietnia 2018

Szlafmyca

Emilia wymyśliła sobie, że będzie spać w czapce. Zapewne zdziwiłaby się, dowiedziawszy się, że pomysł wcale nie jest oryginalny! Ale że pora były późna, nie wdawałam się w oświecanie dziecięcia tylko pozwoliłam wybrać czapkę i zagnałam do łóżka.


A potem zakradłam się z aparatem i zrobiłam zdjęcie.

Emilia lubi wszelkie nakrycia głowy oraz to co na głowę można nałożyć (lubi też wchodzić innym na głowę, ale to już zupełnie inny temat...) - ostatnio dorwała pióropusz indiański starszego brata (ten: KLIK) i też w nim paradowała z zachwytem prezentując nowe piórka o które wzbogacił się pióropusz. (Piórek dostarczył obiad Kici a raczej to co po tym obiedzie zostało na trawniku za domem... ) Dobrze, że obwód pióropusza można regulować wiązaniem z tyłu głowy bo Emilia ma mniejszą głowę niż Krzyś. Zanim dopasowałam opadający na nos pióropusz, Emilia, która za niecałe dwa miesiące skończy 6 lat stwierdziła

- When I grow up, like when I'm 7 or 6, it will fit.  (Kiedy dorosnę, kiedy będę miała 7 albo 6 lat, [pióropusz] będzie pasował.)

piątek, 27 kwietnia 2018

Tulipany

Teraz kwitną głównie czerwone i żółte, odmiany białe i różowe są wcześniejsze i już przekwitły.











wtorek, 24 kwietnia 2018

Piłka nożna, Gordon Korman i wygrana w "Spelling Contest"

Od końca marca trwa u nas wiosenny sezon piłkarski. Oznacza to, że Krzyś gra w piłkę, a ja wożę go na mecze i odbieram po treningach. Na treningi chodzi sam ponieważ odbywają się w pobliskim parku. Po treningu go odbieram, bo wiem, że jest już bardzo zmęczony - w te same dni ma zaraz po szkole zajęcia lekkoatletyczne i tylko godzinę przerwy między jednym treningiem a drugim. Ale bardzo chce brać udział i w jednym i w drugim i nie narzeka. Dodatkowo zajęcia lekkoatletyczne prowadzi jego ulubiony nauczyciel matematyki - pan ma podejście do gimnazjalistów, którzy by się dali za niego posiekać.

Dziecko żyje sportami i tylko od czasu do czasu wspomina od niechcenia, i najczęściej ze sporym opóźnieniem o sprawach tak nieistotnych jak to, że otrzymał wyróżnienie "Uczeń Miesiąca" za luty. Dowiedziałam się o tym w zeszłym tygodniu.


Trochę szybciej dowiedziałam się, że wygrał szkolny konkurs ortograficzny ("Spelling Contest") i wraz z kolegą, który zajął drugie miejsce będą reprezentować szkołę na poziomie międzyszkolnym. Ale nie potrafił mi powiedzieć kiedy to nastąpi. Na głowie ma wszak ważniejsze sprawy, jak wspomniana już wcześniej piłka. W rozgrywkach są już na półmetku i jak dotąd wygrali wszystkie mecze, więc w połowie sezonu plasują się na samej górze tabeli.

Poza piłką Krzyś nie odrywa się od lektury. Wciągnęły go książki Gordona Kormana i pochłania je w takim tempie, że niebawem przeczyta wszystkie. Wprawdzie Korman napisał książek dla dzieci i młodzieży ponad 80, ale nie są to wcale opasłe tomiszcza i Krzysiek zalicza je w ciągu 1-3 dni. Cieszę się, że tyle czyta a po przeczytaniu ostatniej mam nadzieję, że uda nam się znaleźć kolejnego autora, którego książki tak bardzo spodobają się mojemu dziecku.

W szkole trwa także okres testów, ale zapytany jak mu idzie, Krzyś odpowiada, że dobrze i wołami nie można z niego więcej wyciągnąć. Pozostaje mi ufać jego osądowi . . .


sobota, 21 kwietnia 2018

Czereśnie w dzień słoneczny, czereśnie w dzień pochmurny

Jedyna różniaca to obecność chmur przesłaniających słońce . . .







środa, 18 kwietnia 2018

Powrót Kota, czyli program muzyczny w wykonaniu uczniów zerówki i klasy pierwszej

W zeszłym tygodniu uczniowie zerówki oraz klas pierwszych wystąpili, najpierw przed starszymi koleżankami i kolegami, a potem przed rodzinami w programie muzycznym pod tytułem "Ten Little Ladybugs" (Dziesięć Biedroneczek.) Program nawiązywał do dość popularnej w USA książeczki Melanie Gerth pod tym samym tytułem, książeczki, którą swego czasu moje dzieci się zaczytywały, aż w końcu oboje znali jej treść na pamięć.

Poszczególne fragmenty skandowane przez dzieci poprzedzały piosenki. Choć, jak to w przypadku nieletnich wokalistów bywa, granica między skandowaniem a śpiewem była mocno zatarta i trudna do wytropienia. Zakochane uszy rodziców, dziadków i innych krewnych z łatwością jednak odróżniały jedno od drugiego.
A szanowni czytelnicy mogą sami osądzić:



Emilia dostąpiła zaszczytu podziękowania po programie pani z muzyki wręczając jej kwiatka.

Piosenką, która najbardziej podobała się Emilii, i którą do tej pory oboje z Krzysiem śpiewają w domu była "The Cat Came Back" (A Kot Wrócił), skomponowana w 1893 (Harry S. Miller) -  tutaj (KLIK) w nieco bardziej profesjonalnym wykonaniu. Muszę przyznać, że piosenka wpada w ucho - łapię się ostatniu na jej nuceniu.

niedziela, 15 kwietnia 2018

Kocia intuicja

Zdarza się tak, że zabieram pracę do domu. Dzieje się tak, bo przy odprowadzaniu Emilii do szkoły i odbieraniu jej o 2.45 nie jestem w stanie odpracować wymaganej przez ubezpieczenie medyczne liczby godzin (30) w biurze. Na szczęście mam wyrozumiałego szefa i taką pracę, że mając w domu komputer i dostęp do internetu, mogę pracować w godzinach jakie sobie sama wybiorę.

Pewnego dnia rozłożyłam się na stole kuchennym z całym majdanem: komputer, papierzyska, herbata z cytryną. Nie minęło 15 minut a przyciągnęła się Kicia, wskoczyła na stół i usadowiła w samym centrum, dokładnie na jednym z plików papierów.


Tylną część ciała ulokowała na niezbyt fortunnym rysunku. Rysunek niefortunny dlatego, że przygotowany z kompletnym pominięciem całkowitej kompozycji strony. Pomijając szczegóły, Kicia, sama o tym nie wiedząc, swym usadowieniem dobitnie wyraziła moją opinię na temat rzeczonego rysunku.


Ubawiłam się przednie!
Kicia często pomaga mi w ten sposób, kiedy pracuję w domu.

Pewnego poranka głośnym miauczeniem Kicia domagała się wpuszczenia jej do łazienki. Po co? Spragniona była...






Kicia nie pija z miski a jedynie z toalety.

środa, 11 kwietnia 2018

Zielona Helena

Helena to jeden z tych wzorów, które uwielbiam. Zielona Helena to już piąta, którą wydziergałam, a druga dla Emilii. (Moja pierwsza Helena, biała, do obejrzenia tutaj: KLIK.)

Zieloną włóczkę kupiłam chyba z 10 lat temu na sweter dla Krzysia. (W każdym razie tak dawno temu, że obecnie już jej nie produkują.) Nawet zaczęłam wówczas robić ten sweter dla Krzysia, ale pod koniec przodu robótka poszła w odstawkę i tak już pozostała, aż ją w końcu sprułam pod koniec ubiegłego roku.

Z części włóczki zrobiłam sobie kilka lat temu (w roku 2009) czapkę, którą używam do tej pory (KLIK). Niezbyt często, bo na szczęście klimat tego nie wymaga, ale jak się ochłodzi to z przyjemnością wkładam moją Kittiwake.

Przeglądając włóczki dotarło do mnie, że jeśli nie wykorzystam kilku z nich na sweterki dla Emilii teraz, to niebawem będzie każdej z nich za mało - dziecko rośnie, wydłużają się ubranka i włóczki potrzeba coraz więcej.

I tak padło na radośnie zieloną włóczkę na wiosenny ażurowy sweterek, który docelowo miał być do sukienek, ale okazuje się, że najlepiej wygląda z legginsami, getrami i innymi dopasowanymi spodniami.


Ponieważ poprzednie Heleny wydawały mi się zbyt obfite dołem, tę zrobiłam nieco węższą i wyszedł wydłużony worek, rurka. Na płasko wygląda to fatalnie i prawie zabrałam się za prucie, ale na szczęście dziecko przymierzyło i okazało się, że na modelce wygląda zupełnie inaczej - niemal dobrze!

Już po sesji zdjęciowej doszyłam górą jeszcze jeden guzik  i teraz jest już zupełnie dobrze.

Sweterek jest nieco za duży, ale dzięki temu Emilia ponosi go dłużej niż jeden sezon. Z moich obserwacji wynika, że przez kilka kolejnych lat czeka nas wydłużanie się kończyn i korpusu z zachowaniem niemal niezmiennego obwodu w pasie i klatce piersiowej.

(Z powodu tegoż właśnie zjawiska kilka z wykonanych przeze mnie sweterków nie dotarło do Emilii bo ich użytkowniczki nie chcą się z nimi rozstać. Przekonują mamę, że na szerokość swetry są dobre, a że rękawy mają długość 3/4 to tak ma właśnie być. W sumie to bardzo mnie cieszy, że udało mi się wydziergać coś co stało się jednym z ich ulubionych ciuszków - nader to miłe!)


Zieloną Helenę robiłam dość długo - 3 miesiące. W międzyczasie między innymi remontowałam pokój Emilii i tak jakoś czas mijał, a swetra niewiele przybywało. Kilka cieplejszych dni w lutym pobudziło mój zapał i dobrnęłam do końca.


Bałam się, że włóczki zabraknie ale nawet trochę zostało, jednak niewiele.

Szkoda tylko, że notatki na temat ilości oczek zgubiłam zanim przepisałam je z karteluszka z podręcznymi obliczeniami i przeliczeniami do zeszytu z robótkowymi notatkami.

Dobrze, że podstawowe dane utrwaliłam na Ravelry, więc mogę podać kilka szczegółów:


niedziela, 8 kwietnia 2018

Pamięci mamy

 

Mama.
Gdyby żyła, dzisiaj skończyłaby 69 lat.
Śliwa pod moim oknem zakwitła dla Niej.




Widok z mojej sypialni - po prawej stronie śliwa, po lewej jaśmin:


czwartek, 5 kwietnia 2018

Urodzinowy wpis - już ostatni

Już prawie miesiąc minął od moich urodzin ale jeszcze chciałabym wrócić do nich, bo wiążą mi się z nimi bardzo miłe wspomnienia. Pisałam już, że w tym dniu dzieci były przemiłe, że koleżanki z pracy dały wyraz swojej sympatii wobec mnie, że jedna z koleżanek zaprosiła mnie  z dziećmi na wyjazd na weekend.


W tym ostatnim urodzinowym wpisie chciałabym napisać o moich najbliższych koleżankach, na których pamięć, życzliwość, wsparcie i pomoc zawsze mogę liczyć.

Kasia mieszka w Chicago ale znamy się jeszcze z naszego rodzinnego miasta w Polsce. W tym roku Kasia zrobiła mi nie lada niespodziankę przysyłając pocztą żywe kwiaty - to te na zdjęciach powyżej i poniżej. Otrzymałam je dokładnie w dniu urodzin a kwitły przez miesiąc. Wczoraj przycięłam je - powinny za jakiś  czas znowu zakwitnąć. Tak przynajmniej głosi informacja dołączona do nich.



Część z moich przyjaciółek mieszka blisko, w tym samym mieście co ja.
To one co roku organizują nasze babskie spotkanie z okazji dnia kobiet oraz moich urodzin. Znają mnie te moje przyjaciółki bardzo dobrze i wiedzą co sprawi mi przyjemność, co mnie ucieszy, co mi się przyda.

Pod choinkę dostałam od jednej z nich własnoręcznie wykonane kolczyki, teraz do kompletu mam i bransoletkę.


Wiadomo też, że czasem każda z nas ma ochotę wybrać się na zakupy i obdarować samą siebie prezentem wybranym własnoręcznie - dostałam odpowiednie środki w postaci karty na spełnienie kilku zachcianek w dwóch moich ulubionych sklepach. Kwiatuszek też był, przecież bez tego nie mogą się obyć żadne urodziny!


Rok temu dostałam prześliczne kubeczki z motylkami. W tym roku otrzymałam filiżankę z tej samej serii. A do tego kolczyki (na zdjęciu z bransoletką i kolczykami) oraz książkę, dowcipnie nawiązującą do mojego ulubionego serialu telewizyjnego (Castle), niestety zdjętego jakiś czas temu z ekranu.
Wszystko to zapakowane w torebkę w motyle!


Długo wyczekiwałam na ostatni prezent. Nie dlatego, że tak bardzo interesują mnie rzeczy materialne, ale dlatego, że osoba, która mi go przysłała ZAWSZE o mnie pamięta. Splocik należy do tych osób, które po prostu nie zapominają o świętach, urodzinach i innych rocznicach. Musiałoby się walić i palić, żeby zawaliła. Okazało się, że zawaliła poczta - nie będę dochodzić czy polska czy amerykańska, bo przesyłka w końcu dotarła a w niej same śliczności:


Zakładka i zawieszki "z drugiej strony":



Za pamięć, za kartki z życzeniami, za życzenia przysłane drogą elektroniczną - BARDZO dziękuję! Dziękuję tym, którzy o mnie pamiętają bo ich pamięć sprawia, że nawet w pochmurne dni moje życie opromienia blask przyjaźni, a w te najchłodniejsze ogrzewa ciepło życzliwości.

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

PUR: Myjki

. . . i po świętach!
U nas poniedziałek to już normalny dzień, ja do pracy, dzieci do szkoły.
Dzieci wymęczone, bo w niedzielę wybiegały się z innymi polskimi dziećmi, tak że dzisiaj rano Emilia ledwo co nogami ruszała. Ale szkoła dodała jej sił.

W ramach Programu Utylizacji Resztek, zrobiłam kilka myjek dla Emilii. Stare już ściemniały od wielokrotnego prania i zrobiły się takie nieładne, więc zostały zdeklasowane do rangi szmatek do sprzątania, a Emilia dostała nowe.


Zrobiłam je na drutach z resztek bawełny, które ciągle wyskakują to z jednego kąta, to z drugiego. Lęgnął się te resztkowe kuleczki jak pisklęta czy króliczki. Trochę tego drobiazgu, 270 gram, przerobiłam na formy płaskie.

Emilia zadowolona bo dostała coś nowego, ja zadowolona, bo kapeńkę ubyło z zapasów.

Myjki dziergałam głównie podczas Emilkowych lekcji gry na pianinie. Lekcje półgodzinne, to trochę potrwało zanim te osiem myjek zrobiłam.