wtorek, 31 lipca 2012

Pierwsza impreza Kruszynki

Kiedy Kruszynka miała zaledwie miesiąc, zaliczyła pierwszą imprezę.
Zadzwonili do mnie z pracy, że jedna z koleżanek wyprowadza się do Kalifornii, i w związku z tym odbędzie się impreza pożegnalna - czyli lunch sponsorowany przez pracodawcę, w godzinach pracy, i miło by było, gdybym przybyła.
Z Emilką oczywiście.
Podobny telefon wykonano do naszej recepcjonistki, która urodziła synka pięć tygodni przede mną.

Wystroiłam pannę Emilię w jedną z kilku posiadanych sukienek, co robię nieczęsto, bo choć są one przecudne, to szalenie niepraktyczne, ale jak się trafiła okazja, to trzeba było skorzystać. Przy okazji zrobiłam dziecku ładne zdjęcie.
Oto Emilka czysta, w czystym ubranku - przy jej tendencjach do ulewania się to zjawisko krótkotrwałe:


Na imprezie pojawiły się oba bobaski, które momentalnie znalazły się w centrum uwagi, ale Christine, dla której impreza była zorganizowana, wcale się nie pogniewała, bo sama bardzo lubi takie maluchy. Siadłyśmy sobie z dziećmi obok siebie i kto miał odpowiedni sprzęt, rzucił się robić zdjęcia. Dlaczego? Ano dlatego:


Benji, który jest zaledwie pięć tygodni starszy od Emilki, jest od niej dwa razy większy i cięższy, i oba dzieciaczki obok siebie wyglądają niesamowicie.

Ale Kruszynka dzielnie goni swojego nieco starszego kolegę - już się bardzo mocno zaokrągliła i wprawdzie nie wiem dokładnie ile waży, ale z pewnością sporo, bo nawet mąż ostatnio stwierdził, że od noszenia jej cierpną mu ręce. Nadchodzi dzień, w którym ubranka w najmniejszym rozmiarze okażą się za małe.

sobota, 28 lipca 2012

Uśmiech bezzębny, uśmiech szczerbaty

W lipcu, w odstępie dwóch tygodni, Hultajstwo stracił obie górne jedynki.
Przy drugiej nieco mu pomogłam, bo ząb wisiał już na ostatnim włosku, wybitnie przeszkadzając nawet w mówieniu, a Smyk panikował, że nie da go sobie wyrwać.
Więc musiałam wziąć dziecko podstępem.
Najpierw zapytałam czy mogę zęba dotknąć. Dotknęłam raz, drugi, trzeci. Stwierdziłam, że źle mi się dotyka takiego śliskiego od śliny i uzyskałam od dziecka pozwolenie na dotknięcie przez chusteczkę. Raz, drugi, a za trzecim dotknęłam dwoma palcami z dwóch stron i pociągnęłam w dół. Smyk nawet nie poczuł, że już nie ma zęba, albo że ma, ale na mojej dłoni.



Oczywiście wieczorem oba zęby zostały pieczołowicie schowane pod poduszką, a w nocy wróżka Zębuszka wymieniła je na prezenty.
Teraz moje starsze dziecię uśmiecha się szczerbacie, ale obie nowe jedynki już widać – jedną troszeczkę, drugą już dość dobrze.

W poniedziałek Emilka skończy sześć tygodni. Kilka dni temu zaczęła się świadomie do nas uśmiechać. Od jakiegoś czasu obdarzała swoim uśmiechem a to obraz, a to okno, a to sufit, w końcu raczyła zaszczycić i nas.


Oczywiście, za każdym razem, kiedy Emilka się uśmiechała, nie miałam aparatu pod ręką i nie było komu mi go przynieść. Poza tym, uśmiech niemowlaka to rzecz ulotna - kilka sekund i już po nim. Ale w końcu udało się go złapać w obiektyw.

czwartek, 19 lipca 2012

Teściowa

Kiedy coś wydaje się zbyt piękne, by mogło być możliwe, zazwyczaj JEST zbyt piękne...
Niedawno przyszło mi się o tym boleśnie przekonać.

Od czasu przylotu teściowej, nigdy, ani słowem, nie dała mi znać, że coś jest nie tak, że coś jej nie odpowiada czy nie pasuje. Nawet w tak mało istotnej kwestii jak lody, które wszyscy lubimy, więc często podaję deser - lody z owocami i bitą śmietaną. I mimo, że lodów teściowa nie znosi, pary z gęby nie puściła i jadła, aż przez przypadek dowiedziałam się, że lodów nie lubi i przestałam ją "katować." A nie można było po prostu powiedzieć mi o tym? A piszę o tym bo to mało istotny przykład tego jak do życia podchodzi teściowa a efekty są opłakane.

Ale po kolei.

Dokładnie 4 lipca (pamiętam, bo wszak to tutejsze święto) mąż oświadczył mi, że mama powiedziała mu, że ja tak świetnie sobie ze wszystkim radzę, że już nie potrzebna mi żadna pomoc i ona chciałaby wrócić do domu wcześniej. Ze mną nie raczyła porozmawiać na ten temat, nawet nie zapytała jak się czuję i czy dam sobie radę sama. Nadal byłam mocno obolała po cesarce i na tabletkach przeciwbólowych, a dodatkowo dostałam strasznego odwapnienia organizmu, że palcami u rąk nie mogłam ruszać i miałam problem utrzymać Kruszynkę w rękach. Ale, jak to teściowa stwierdziła do męża, do sklepu na zakupy sama jeżdżę, do parku z dziećmi też, to świetnie sobie radzę! Zauważcie, że teściowa ani nie jeździ samochodem, a w pobliżu sklepu, do którego można by pójść na nogach nie ma, ani nie mówi po angielsku, więc w obu przytoczonych przez nią przykładach mojego radzenia sobie zdana jestem wyłącznie na siebie podczas wyjazdu męża na delegację.

Mąż grzecznie przebukował bilet co kosztowało 380 dolarów, co teściowej nie wzruszyło i nie ma żadnych wyrzutów sumienia, że naraziła nas na dość spore koszty.

Prawdziwa bomba wybuchła trzy dni później, kiedy to kolejny raz za moimi plecami, obsmarowała mnie przed mężem, naopowiadała mu stek bzdur i kłamstw, a to co miało jakikolwiek związek z prawdą, tak poprzekręcała i poodwracała kota ogonem, że rzeczywistość wypaczyła doszczętnie. Kiedy mąż powtórzył mi te jej rewelacje, jakby mnie ktoś zdzielił po głowie. Dostałam szoku i wpadłam w lekką histerię. Potem się nieco uspokoiłam i na spokojnie porozmawiałam z mężem, który na szczęście zna mnie na tyle dobrze, że uwierzył mi a nie swojej mamie. Trochę mi go żal, bo to nie może być miłe kiedy dociera do ciebie, że twoja matka albo jest psychicznie chora, albo do gruntu złą, wredną, złośliwą jędzą.
Zaraz po tym jak usiłowała napuścić na mnie męża (ciekawe co chciała tym osiągnąć) teściowa obraziła się na mnie, zamknęła w swoim pokoju i nie wychodzi z niego, chyba że jak mnie nie ma w domu. Nie odzywa się do mnie wogóle, nawet nie powie "Dzień dobry" rano, palcem nie kiwnie i tylko pije kawę, pali i rozwiązuje krzyżówki. Ponieważ mąż znowu pojechał na delegację (na dwa tygodnie), więc zostałam z dwójką dzieci, w tym z trzy tygodniowym maleństwem sama, nadal obolała po cesarce.
Komentarz chyba zbędny - swoim zachowaniem, bardziej pasującym do trzynastoletniej smarkuli niż do 65-letniej kobiety, wystawiła laurkę sama sobie. Ja jakoś sobie poradziłam, choć pierwszy tydzień był bardzo ciężki - Emilka ciągle jeszcze szalała nocami i jakoś musiałam funkcjonować o czterech godzinach snu. Teraz Mała sypia nieco lepiej - udaje mi się przespać 5-6 godzin w nocy. Ponieważ teściowa wypięła się na mnie, o drzemce w ciągu dnia mogę co najwyżej tylko pomarzyć.

Na początku byłam straszliwie rozżalona, teraz już mi nieco przeszło, a została tylko złość. I nadal nie mogę zrozumieć jak można zachować się tak wrednie. I jeszcze na koniec opiszę wam jedną z wielu sytuacji, które mają ostatnio u nas miejsce, kiedy to nóż mi się w kieszeni otwiera.

Teściowa wyszła do ogródka na papierosa, ja w tym czasie usiłuję podlewać pomidory - na jednej ręce Emilka, w drugiej ręce wąż ogrodowy. Emilka wypręża się i wije, coś jej się nie podoba, ja gimnastykuję się, usiłując nie upuścić dziecka i jakoś podlać te pomidory. Teściowa przygląda nam się przez chwilę, przechodzi obok bez słowa, wchodzi do domu, zamyka się w swoim pokoju.

W końcu zrozumiałam zasadność złośliwości kawałów o teściowej...

piątek, 13 lipca 2012

Błękitne krople rosy

Po roku wróciłam do chusty Dew Drops - Krople Rosy. Tym razem, chusta powstała z moheru w kolorze niebieskim. Skład włóczki Lada firmy Troitsk Yarn to 65% moher, 25% wełna, 10% akryl. W robocie oblazła mnie niemiłosiernie, ale po namoczeniu włoski się nieco uładziły, doczepiły do dzianiny i już tak nie zostają na ubraniu.


Robiąc na drutach 5 mm zużyłam 3.5 motka (50 gr/120 m). Ponieważ bardzo zależało mi, żeby chustę skończyć przed porodem, pobiłam chyba swój rekord - dwa tygodnie! Jak na mnie to super tempo! Był to ostatni projekt robótkowy przed pojawieniem się wśród nas Emilki.


Blokowanie okazało się nie lada wyzwaniem, bo to pochylanie się z "blokadą" w postaci brzucha w dziewiątym miesiącu ciąży to zadanie dość karkołomne, ale udało się.


Chusta, mimo że szalenie mi się podoba nie została u mnie - poleciała w świat, do mojej kuzynki, jako prezent na okrąglutkie czterdzieste urodziny. Mam nadzieję, że się spodoba - tak mi się wydaje, że dzielimy upodobanie do koloru niebieskiego. Poza tym powinna się dobrze komponować z jasną karnacją kuzynki i niebieskimi oczyma - choć w nieco innym odcieniu.


I na koniec jeszcze wymiary: krótsze boki mają 132 cm długości, dłuższy: 167 cm długości. Wielkościowo wydaje mi się taka w sam raz. I pewnie zawsze będzie mi się kojarzyć z audiobukiem "Pokuta" Iana McEwana, którego słuchałam dziergając ją.

wtorek, 10 lipca 2012

A ja rosnę i rosnę...

No może nie ja, ale Emilka. Powoli, ledwie zauważalnie, ale stale. W piątek byłam z nią na wizycie kontrolnej u lekarza i okazało się, że w czternaście dni od opuszczenia szpitala przybrała na wadze 14 uncji (1 uncja to około 30 gram), i waży już 7 funtów czyli około 3200 gr - coraz cięższy skarb do noszenia! Zwłaszcza o czwartej nad ranem!

Trzydniowa Emilka w dużo za dużym sweterku
To, że rośnie, widać też po ubrankach - jeszcze niedawno trudno ją było znaleźć nawet w tych najmniejszych, które powoli wypełnia już jej drobne ciałko. Paluszki, które najpierw były jak źdźbła trawy, wypełniło już pulchniutkie ciałko, nóżki kurczaczka zamieniły się w rozkoszne nóżki bobaska.

Tygodniowa Emilka - rozmiar sweterka w sam raz!
Emilka karmiona jest mlekiem mamy, mleka tego leci obfitość wielka, więc dziecię je i je bez opamiętania. Zaczęłam jej nieco dozować jednorazowe dawki, bo Mała tak się potrafi opić, że nadmiar wymiotuje, i nie pomaga czekanie aż jej się odbije - za dużo w maleńkim brzuszku, ot co! No więc dostaje w kilku dawkach z małymi przerwami pomiędzy zamiast jednego wielkiego opicia.

Dwutygodniowe stópki ciągle za małe na wydziergane przez mamę pantofelki!

W całym tym zamieszaniu towarzyszącemu przybyciu Kruszynki pod nasz dach aparat często leży zapomniany na półce. Chyba powinnam go zacząć częściej używać i narobić sto tysięcy zdjęć jak inni... Póki co, udało mi się uwiecznić maleńkość Emilki w zrobionych przez mamę (i nie tylko) ubrankach. Dobre choć tyle...

Buciki zrobione przez Bożenkę z Robótkowe życie moje w sam raz aby wejść w trzeci tydzień życia!

c.d.n.

PS
Spanie Małej, póki co, bez zmian, czyli do kitu - dalej zarywam noce...

niedziela, 8 lipca 2012

Statystyka czytelnicza 2012 (15-28/2012)

W drugim kwartale 2012 roku przeczytałam:
  1. Arturo Perez-Reverte: Klub Dumas
  2. Carlos Ruiz Zafon: Cień wiatru
  3. Edward Redliński: Nikiformy
  4. William Wharton: Al
  5. Paullina Simons: Tatiana i Aleksander
  6. Günter Grass: Kot i mysz
  7. Stefan Kisielewski: Podróż w czasie
  8. Blaise Cendrars: Rum. Życie i przygody Jana Galmota
  9. Jan Dobraczyński: W rozwalonym domu
  10. Khaled Hosseini: Chłopiec z latawcem
  11. Ludwik Jerzy Kern: Zemsta szafy
  12. Johan Theorin: The quarry (Smuga krwi)
  13. Paullina Simon: Ogrćd letni
  14. David Almond: My name is Mina

Wysłuchane audiobuki:
  1. Henning Mankell: Fałszywy trop
  2. Henning Mankell: Piąta kobieta
  3. Ian McEvan: Pokuta
Szalenie podobała mi się "Pokuta." Tak bardzo, że obejrzałam sobie nawet film. Dawno tak bardzo się nie wzruszyłam i tak mocno nie przeżyłam ksiąki.

wtorek, 3 lipca 2012

Noce z Emilią

Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze pełne ciepłych słów pod poprzednimi dwoma wpisami - tak bardzo mi miło! Przepraszam, że nie odpowiadam indywidualnie, ale łatwo się domyślić przyczyny - Emilka wypełnia mi czas całkowicie, a to co udaje mi się wygospodarować, poświęcam Smykowi.

Wspaniały Starszy Brat z siostrzyczką Emilką - pierwsze dni w domu.

Hultajstwo jest wspaniałym starszym bratem, szalenie troskliwy, opiekuńczy, uwielbia swoją małą siostrzyczkę, pomaga mamie jak może i wcale nie jest zazdrosny. Pozwalam mu asystować niemal we wszystkim, mimo że babcia uparcie twierdzi, że na pewno zrobi Małej krzywdę. Ponieważ bardzo nie podobało mi się, że tak czepia się biednego Smyka, to babcia została wyłączona z opieki nad Emilką - bardziej mi zależy na dobrych relacjach między rodzeństwem niż przychylnej opinii teściowej, na którą i tak nie mogę liczyć choćbym stanęła na głowie i zaklaskała uszami.
Oczywiście, nowa sytuacja odbija się nieco na zachowaniu Smyka, ale nie odbiega to zbytnio od zwykłych problemów wychowawczych. Smyk nagle wydoroślał, wyrósł i w zasadzie powinnam poszukać nowego przezwiska bo po "Smyku" pozostało jedynie wspomnienie - nawet już nie boi się iść do ubikacji sam w nocy!

A musi, bo mama nocą zajęta Kruszynką - karmienie, czekanie aż się odbije, bujanie, usypianie, zmienianie pieluch, i od nowa. A jeślibym się nieco mniej postarała, Emilia podnosi takie larmo, że pewnie wszyscy sąsiedzi ją słyszą. Przy zamkniętych oknach. Oj, ma Mała silne płuca... I wyjątkowe upodobanie do życia nocnego. Obowiązują u nas ostatnio dwa, naprzemienne, harmonogramy
  • Emilia daje czadu do północy, pierwszej lub drugiej nad ranem, potem daje pospać do piątej lub szóstej
  • Emilia śpi do jedenastej lub północy, potem baluje do czwartej/piątej i ucina sobie na koniec dwugodzinną drzemkę nad ranem.
Z tym, że ostatniej nocy, pewnie z okazji powrotu taty z delegacji, poszalała do 2.30. Ale pół nocy zajmował się córcią tata - mama padła...
Tak więc od urodzenia Pociechy sypiam 4-5 godzin na dobę - nie, nie wystarcza mi to, jak się da to ucinam sobie drzemkę w ciągu dnia, ale nie zawsze się da - Hultajstwo jest wspaniały, ale ma tylko 6 lat i też się nim trzeba nieco zająć. Jak się da, jedziemy do parku, na plac zabaw. Wrzaski hord dzieciaków na placu zabaw działają wybitnie usypiająco na Emilię, której nawet głód nie przeszkadza na świerzym powietrzu.
c.d.n.