środa, 30 stycznia 2013

Czapki trzy

Lat kilka Krzyś nosił komplet, czapka i szalik, które zrobiłam mu kiedy miał 2 lata (w 2007 roku) i było dobrze. W grudniu oświadczył, że czapka jest "dla dzidzi" i on jej nosił nie będzie.

"Zaczyna się!", pomyślałam, ale postanowiłam nie szarpać się z dzieckiem o takie głupstwo jak czapka i po prostu zrobić mu nową. Szalik, dziwnym trafem, nadal nosi - widocznie szalik dla dzidzi nie jest...

Umyśliłam sobie upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu i przy okazji wykończyć resztkę włóczki po innym projekcie: Angel Hair Stripes, 50% akryl, 28% nylon, 22% wełna, 110m/100gr - zużyłam 81 gr.
Dziecko włóczkę zaakceptowało, więc chwyciłam ochoczo za druty, a że na drutach w rozmiarze 6.5 mm robi się szybciutko, w ciągu jednego dnia czapka była gotowa.


Pompon wyszedł dość obfity, ponieważ zużyłam na niego włóczkę do końca - co mi tam będzie się pałętać po domu kilka metrów. W zasadzie to mogła być ta czapka nieco głębsza.


Czapka została natychmiast przetestowana na wyjeździe na sanki i weszła w stałe użytkowanie bo bardzo przypadła do gustu Krzysiowi. Pierwsze pranie zniosła dobrze, więc jest nadzieja, że posłuży dłużej niż jeden sezon.

Mniej więcej w tym czasie ze swojej czapki-kapucynki wyrosła Emilka, więc i dla niej zrobiłam czapkę - znowu kapucynkę, bo bardzo mi się podoba a i Emilce w niej ładnie.


Tym razem sięgnęłam po nienapoczęty jeszcze moteczek Regia Softy Color, 61% nylon, 39% wełna, 124m/50gr, którą dostałam wiosną od Uli z Zamotane. Na drutach 3.25 mm zeszło 27 gram. Czapeczka jest zapinana na guziczek pod brodą. Kolory na zdjęciu nieco wyblakłe, ale na zimową szarówkę nawet światło trzech żarówek pod sufitem niewiele pomaga. Jakby ktoś miał ochotę samodzielnie wydziergać taką czapeczkę to tutaj link do opisu.

Dzieci chętnie zapozowały razem w nowych czapkach.


A ponieważ po zrobieniu czapeczki dla Emilki zostało mi jeszcze prawie pół motka, raz dwa machnęłam czapeczkę dla kuzynki Zosi. Jeśli chodzi o wielkość to wzorowałam się na czapeczce, którą Emilka dostała w szpitalu.


Nie ważyłam, więc nie wiem ile zużyłam włóczki, ale została mi odrobinka. 

wtorek, 29 stycznia 2013

Mięsko

Rozmowa z Hultajstwem na temat preferencji żywieniowych:

- Synku, jakie mięsko lubisz najbardziej?
- Kluski!
- Kluski to nie mięsko. 
- Naleśniki!
- Mięsko synku!
- Makaron z cukrem! Pierogi z jagodami!

niedziela, 27 stycznia 2013

Moja bratanica

Kilka dni temu, 22 stycznia 2013, urodziła się moja bratanica Zosia.


Prawda, że ładnie jej w sweterku zrobionym przez ciocię? No, ale ładnej panience we wszystkim ładnie.

Rośnij zdrowo Zosieńko!

środa, 23 stycznia 2013

Hero of the week

W połowie grudnia odeszła na urlop macierzyński wychowawczyni Krzysia. Ponieważ wróci do pracy dopiero we wrześniu, na jej miejsce zatrudniono panią, która do tej pory przychodziła na zastępstwa. Pani Welle, jak każdy nauczyciel, ma swoje sposoby na motywowanie uczniów, i niedawno jeden z tych sposobów wprowadziła w życie.

Co tydzień pani mianuje Bohatera Tygodnia (Hero of the week). W pierwszym tygodniu została wybrana dziewczynka Devyn, w kolejnym (obecnym), nominację otrzymał Krzyś.


Jak można się domyślić, tytuł otrzymuje się za zasługi - na miarę pierwszoklasistów: trzeba mieć zawsze odrobione zadanie domowe, czytać codziennie w domu, być grzecznym w szkole - po prostu trzeba być wzorowym uczniem. I zdaniem pani Welle, Hultajstwo takim wzorem jest.

Na korytarzu zawisło zdjęcie Krzysia, a dzieci z klasy wypisały na karteczkach samoprzylepnych coś miłego o moim dziecku - najczęściej, że jest dobrym kolegą. Pani zadzwoniła też do mnie żeby się upewnić, że Krzyś powiedział mi o wyróżnieniu. Powiedział, a ja jestem z niego bardzo dumna, czego nie ukrywam przed nim, więc mamy cały tydzień świętowania z tej okazji.

W poniedziałek nie było szkoły, ale za to byliśmy na urodzinkach - na kręgielni! Wczoraj Krzyś dostał książkę, a dzisiaj zabrałam go do McDonald's. A w zamrażalniku pojawiły się lody. Podobno w piątek, w szkole, ma dostać jeszcze jakiś drobiazg od pani.

Wszystkie te zabiegi przyniosły zamierzony efekt - jeszcze bardziej nakręciły Hultajstwo, a ponieważ w domu ma nieco ograniczone możliwości bycia wzorowym uczniem, została mu jedynie czytanie - znowu wpadł w szał czytania i czytałby tak do rana gdybym nie zarządziła ciszy nocnej. Udało mi się tak rozegrać sprawę czytania, że i dziecko poczytało, potem ja dziecku poczytałam (akurat dzisiaj Emilia zasnęła wcześniej), i jeszcze zostało trochę czasu na posłuchanie bajek czytanych przez Jerzego Stuhra.

niedziela, 20 stycznia 2013

Wśród nocnej ciszy...

Przy okazji rozlicznych grudniowych spotkań towarzyskich Emilia została obdarowana metryczką, którą wyhaftowała dla niej moja koleżanka Ania (Ania nie udziela się w wirtualnym świecie, dzielimy robótkowe pasje w realu) -  haft jest dość spory i spędziła nad nim dużo czasu.


Ania zaskoczyła mnie totalnie, bo wydaje mi się, że pokazywałam jej metryczkę, którą Emilka dostała latem od Splocika.

Ponieważ tego dnia byłam sama z dziećmi i miałam sporo bambetli do pozbierania, wychodząc, powierzyłam doniesienie pięknie oprawionej metryczki do samochodu Krzysiowi, upominając go, żeby uważał i nie potłukł szybki.

- To plastik, nie potłucze się. - Stwierdziła koleżanka.

Krzyś wyszedł pierwszy, ja jeszcze zamarudziłam na schodach, kończąc pożegnania - wiadomo jak to jest jak się wychodzi od znajomych. Samochód stał pod domem, nie więcej niż 10 metrów od drzwi wejściowych.

Nagle usłyszałam odgłos upadku, okrzyk rozpaczy mojego dziecka, a jednocześnie wieczorną ciszę rozdarło donośne

Brzdęk!

- A jednak to nie był plastik. - Padł spokojny komentarz.

Potem spędziłam dłuższą chwilę pocieszając zrozpaczonego Krzysia, któremu wprawdzie nic się nie stało, ale nie mógł przeboleć, że nie sprostał tak łatwemu zadaniu jak doniesienie obrazka do samochodu.

piątek, 18 stycznia 2013

Dwuzębny wrzaskun

Emilia ma już siedem miesięcy. Nadzieje, że do tego czasu dane mi będzie przesypiać noce okazały się płonne. Nadal karmię ją 2-3 razy a do tego Mała śpi niespokojnie, miewa niemiłe sny, wierci się, kręci, popłakuje. Najlepiej działa obudzenie jej i położenie spać na nowo. W kwestii spania sprawa wygląda dokładnie jak w przypadku starszego brata. Dużo kawy ostatnio pijam.

W dwa tygodnie po pierwszym, przebił się drugi ząbek (dolna jedynka) i mały gryzoń potrafi już nieźle kąsać - cudze paluszki lubi używać w roli gryzaczka tak samo jak swoje, a właściwe gryzaczki leżą odrzucone ze wzgardą.

Właśnie wychodzimy na basen.

W kwestii odżywiania, Pyzunia zdecydowanie preferuje mleko mamy. Nie wykazuje szalonego entuzjazmu jeśli chodzi o papki dla maluchów, zdecydowanie nie smakuje jej żadne mięsko ze słoiczka, natomiast bardzo chętnie wcina wszystko co pochodzi z talerza mamy. Kiedy nie ma ochoty jeść, odwraca głowę na bok i uparcie wpatruje się w ścianę.

Emilia powoli zabiera się za samodzielne przemieszczenie się. Jeszcze nie raczkuje, ale opanowała sztukę wypuszczania się z pozycji siedzącej do podparcia na rączkach. Ponieważ w pozycji tej stópki ma nadal złączone pod tułowiem, tak jak w pozycji siedzącej, sama sobie blokuje możliwość ruchu i następny "krok" to dość płynne lądowanie na brzuszku. Już nie na buzi, jak na początku, więc obywa się bez płaczu. Wygląda to mniej więcej tak:





Jak w przypadku gryzaczków, największą uwagę Kruszynki przyciągają nie zabawki, choć stosuję rotację, chowając jedne a wyciągając inne, żeby jej się nie nudziły, ale rzeczy dla dzieci nie przeznaczone.

A największe postępy zrobiła Mała w sztuce wyrażania swego niezadowolenia - z byle powodu  wrzeszczy przeraźliwie, waląc decybelami po uszach, że aż dzwoni.

środa, 16 stycznia 2013

Przegięcie pały czyli komplet kuchenny

Dawno, dawno temu, moja droga koleżanka blogowa Splocik przeprowadziła się do nowego mieszkania. Postanowiłam wówczas zrobić dla niej komplet kuchenny, podkładki pod gorące naczynia i łapki.


Ale zabierałam się do tego tak długo, że postanowiłam przekwalifikować nieco prezent na urodzinowy. Urodziny minęły, potem minęła pierwsza rocznica przeprowadzki, a ja byłam z robótką w lesie. Sporo było już zrobione, ale z racji fikającej w brzuchu Kruszynki, wszelkie robótki pszły w kąt.


Ale jak już Emilka się urodziła, postanowiłam komplet skończyć, co się stało latem, a z przesyłką poczekałam do urodzin. Skoro Splocik czekała tak długo, to te kilka miesięcy nie grało już różnicy.


Mam tylko nadzieję, że nie przemalowała ostatnio kuchni i kolory nadal będą pasowały.

piątek, 11 stycznia 2013

Blondynka

Znam taką jedną Agnieszkę.

Do ulubionych koleżanek nie należy, ale układy towarzyskie powodują, że od czasu do czasu spotykamy się przy różnych okazjach. W małych dawkach i nieczęsto jestem w stanie tolerować jej osobowość, choć drażni mnie swoim zachowaniem i tym co mówi straszliwie.

Mniej więcej rok temu, jadąc samochodem i równocześnie wysyłając wiadomości tekstowe, Agnieszka nie zatrzymała się przed znakiem stopu, spowodowała kolizję, w której na szczęście nikt nie został poszkodowany, ale swój samochód skasowała, a ten drugi, "nowy i drogi", porządnie naruszyła.

Niedawno, przefarbowana na szatynkę Blondi, rozpędziła się za bardzo nie bacząc na ograniczenie prędkości, i została złapana przez policję. I dostała mandat. Postanowiła więc udać się do sądu aby spróbować wywalczyć obniżenie kwoty do zapłacenia - to tutaj powszechna praktyka.

Wezwana przed sędziego stwierdziła, że żadnych wykroczeń drogowych do tej pory nie popełniła, choć przyznała, że rok wcześniej spowodowała wypadek, i choć mandatu nie dostała, to jednak była jej wina.

Tutaj sędzia przyjrzał się Agnieszce z większą uwagą. Spojrzał w dokumenty, coś tam stwierdził po czym, przy sali pełnej innych, jak Agnieszka, starających się o obniżenie kwoty mandatu do zapłacenia, odezwał się w te słowa:

- I know. The person you hit then - it was me! (Tak, wiem. Osobą, w którą wtedy wjechałaś, byłem ja!)

środa, 9 stycznia 2013

Statystyka czytelnicza 2012 (39-43/2012)

Raczej nie mam się czym chwalić jeśli chodzi o czytanie, raptem pięć książek przez trzy miesiące:

  1. Keith Donohue: Centuries of June
  2. Mistrz Eckhart: Traktaty
  3. Garth Stein: Raven Stole the Moon
  4. Garth Stein: How Evan Broke His Head and Other Secrets
  5. John Irving: In one person
Coraz trudniej mi znaleźć czas na lekturę. Emilia śpi w ciągu dnia coraz krócej, Krzyś zasypia wieczorami coraz później, czas, który mam wyłącznie dla siebie kurczy się coraz bardziej. Całe szczęście, że są audiobuki, bo spacerujemy tyle co dawniej, jak tylko pogoda pozwala, a i w trakcie wykonywania obowiązków domowych, kiedy Kruszynka śpi, słucham namiętnie:
  1. Irena Matuszkiewicz: Nie zabijać pająków
  2. Fiodor Dostojewski: Bracia Karamazow
  3. Henning Mankell: Niespokojny człowiek
  4. Paulo Coelho: Zwycięzca jest sam
  5. Monika Szwaja: Zatoka trujących jabłuszek 
  6. Małgorzata Gutowska-Adamczyk (Cukiernia pod Amorem - Zajezierscy) 
  7. Małgorzata Gutowska-Adamczyk (Cukiernia pod Amorem - Cieślakowie)
Słuchaniem, udało mi się zarazić Krzysia. Ponieważ nasza wieczorna pora czytania w łóżku koliduje z kąpielą, karmieniem i kładzeniem spać Emilki, postanowiłam puścić starszemu dziecku bajkę do słuchania. "Dzieci z Bullerbyn" czytane przez panią Irenę Kwiatkowską okazały się strzałem w dziesiątkę. Krzysiowi tak się spodobało, że... nie chciał spać, tylko leżał i słuchał, nawet dwie godziny! Jak na siedmiolatka, to tak długi czas pozostawania we względnym bezruchu wart jest odnotowania.

Ku mojemu zdziwieniu, nie chciał jednak słuchać innych nagrań. Okazało się, że to dlatego, że "nie czyta ich ta pani". No proszę! A gdzieś w internecie znalazłam opinię, że pani Kwiatkowska czyta "Dzieci" zbyt infantylnie. Najwyraźniej właśnie to podoba się dzieciom.

Na szczęście udało mi się jeszcze znaleźć "Fizię Pończoszankę" również czytaną przez panią Irenę - ku ogromnej radości Hultajstwa. Jak by ktoś wiedział jakie jeszcze książki dla dzieci nagrano czytane przez panią Irenę Kwiatkowską to bardzo proszę o informacje.

niedziela, 6 stycznia 2013

Strażak Krzyś

Na szczęście ferie świąteczne się już kończą - dzisiaj ostatni dzień, jutro rano wymarsz do szkoły. Na szczęście dla mnie, bo jeszcze trochę i na głowę bym dostała - sama z dziećmi i na dodatek pogoda, jak to u nas w zimie - głównie pada deszcz.

W związku ze świętami, mąż pobył trochę w domu, to miał okazję zająć się dziećmi, zwłaszcza pierworodnym. Młodsza, na preferowane przez tatę "rozrywki" jest jeszcze stanowczo za mała.

Chyba każde dziecko chciałoby mieć domek na drzewie. My na drzewie nie mamy, ale pod drzewem - i owszem. Przez minione lata dach domku porósł mech, a w porywie dobrych chęci tata  postanowił z nim się rozprawić.
I znalazł sobie pomocnika, bardzo chętnego do skakania po dachu.


Na szczęście Hultajstwo zostało ubrane w uprząż do wspinaczki skałkowej, i tata ubezpieczał go cały czas. Bo jak już mech usunęli (mniej więcej), to Krzyś wymyślił sobie zabawę w strażaka ratującego z pożaru rodzinę.

Na dach płonącego domu, nasz dzielny strażak dostawał się po drabinie (na zdjęciu nie widać), ratował któregoś członka rodziny (ja trafiłam akurat na wujka), a potem zeskakiwał trzymając go w objęciach i ubezpieczany przez tatę zjeżdżał po linie na ziemię.

Dziecko bawiło się wyśmienicie, taty o zdanie nie pytałam - grunt, że mieli zajęcie przez kilka godzin. Niemal do zmierzchu.

piątek, 4 stycznia 2013

Podchoinkowce - myjki

W tym roku własnoręcznie zrobiłam prezenty pod choinkę tylko dla dwóch osób: dla koleżanki i jej córki. Na dodatek, prezenty te to myjki, proste i szybkie w wykonaniu, a i tak nie byłam pewna czy zdążę.


Dla koleżanki zrobiłam osiem sztuk, różnymi wzorami, dla jej córki tylko dwie - wszystkie z tej samej bawełny Sugar'n Cream Stripes (100% bawełna) na drutach 4 mm.


Do myjek dodałam mydełka, lawendowe i migdałowe. Zarówno dziergane, jak  i pachnące prezenty, zostały dobrze przyjęte.

środa, 2 stycznia 2013

Sylwestrowa czterdziestka na kręgielni

Pierwszy wpis w nowym roku rozpoczynam zdjęciem nagłówka na styczeń z kalendarza wykonanego w szkole przez Krzysia.


A także życzę wszystkim tu zaglądającym do siego roku, dziękując równocześnie za wszystkie składane mi życzenia różnymi kanałami - nie tylko elektronicznymi.

Mimo, że to już rok 2013, wpis cofa się do starego, 2012, roku, a konkretnie do ostatniego dnia, i to nie z racji zabawy czysto sylwestrowej, ale dlatego, że chcę napisać o urodzinach męża - w sylwestra właśnie stuknęła mu czterdziecha.


Z tej to okazji, przy współudziale znajomych, urządziliśmy mu imprezkę-niespodziankę.

Dzień wcześniej rzuciłam mimochodem, że znajomi B chcą nas wyciągnąć następnego dnia na kręgle. Znajomi ciągle gdzieś bywają, jakby swojego domu nie lubili, więc pomysł nie wzbudził podejrzeń.

W sylwestra od rana udawałam, że o urodzinach zapomniałam. Oznajmiłam, że muszę jechać na pocztę wysłać paczkę (która od kilku dni czekała na stole kuchennym) i do biblioteki (z której przywiozłam stosik książek dla Krzysia, więc podejrzeń nie wzbudziłam), a tak naprawdę pojechałam odebrać zamówiony wcześniej tort urodzinowy. Zaszantażowany utratą gier wideo na zawsze Krzyś, nie wygadał się. Tort, talerzyki, widelczyki i obrus przekazałam w drodze powrotnej koleżance.

Kiedy dotarliśmy do kręgielni, wszyscy już czekali, witając męża gromkim Sto lat! A ponieważ dzień wcześniej jeden z kolegów też miał urodziny (choć dopiero 39-te), to mieliśmy dla niego drugi tort, a zaśpiewaliśmy tym razem Happy Birthday, bo Andrew był jedynym nie Polakiem w towarztystwie. Udało się zaskoczyć obu. Mąż zupełnie niczego nie podejrzewał, więc niespodzianka udała się.

Kiedy już słodkości zostały spałaszowane, zaczęła się gra w kręgle.
W sylwestrowe popołudnie lokal był niemal pusty, dzieciaki mogły sobie biegać do woli w oczekiwaniu na swoją kolej. A było nas w sumie 26 osób - 11 dorosłych i 15 dzieciaków.


Pierwszy raz graliśmy w kręgle - i ja, i mąż, i Hultajstwo, i tak jak cała reszta towarzystwa, bawiliśmy się doskonale.


Kiedy już się nagraliśmy się, przenieśliśmy się do lokalu obok (ten sam budynek, i podejrzewam, że i ten sam właściciel) na pizzę. Tam również tłumów nie było, a lokal oferuje szeroki wachlarz rozrywek dla dzieci (plac zabaw, mini golf, flippery - między innymi), więc trochę tam posiedzieliśmy.


W Nowy Rok natomiast, spotkaliśmy się w tym samy składzie na imieninach kolegi, tyle że u niego w domu, i dalej świętowaliśmy.

A dzisiaj wróciliśmy do codzienności, mąż do pracy, ja do swoich obowiązków.