Pierwszy wpis w nowym roku rozpoczynam zdjęciem nagłówka na styczeń z kalendarza wykonanego w szkole przez Krzysia.
A także życzę wszystkim tu zaglądającym do siego roku, dziękując równocześnie za wszystkie składane mi życzenia różnymi kanałami - nie tylko elektronicznymi.
Mimo, że to już rok 2013, wpis cofa się do starego, 2012, roku, a konkretnie do ostatniego dnia, i to nie z racji zabawy czysto sylwestrowej, ale dlatego, że chcę napisać o urodzinach męża - w sylwestra właśnie stuknęła mu czterdziecha.
Z tej to okazji, przy współudziale znajomych, urządziliśmy mu imprezkę-niespodziankę.
Dzień wcześniej rzuciłam mimochodem, że znajomi B chcą nas wyciągnąć następnego dnia na kręgle. Znajomi ciągle gdzieś bywają, jakby swojego domu nie lubili, więc pomysł nie wzbudził podejrzeń.
W sylwestra od rana udawałam, że o urodzinach zapomniałam. Oznajmiłam, że muszę jechać na pocztę wysłać paczkę (która od kilku dni czekała na stole kuchennym) i do biblioteki (z której przywiozłam stosik książek dla Krzysia, więc podejrzeń nie wzbudziłam), a tak naprawdę pojechałam odebrać zamówiony wcześniej tort urodzinowy. Zaszantażowany utratą gier wideo na zawsze Krzyś, nie wygadał się. Tort, talerzyki, widelczyki i obrus przekazałam w drodze powrotnej koleżance.
Kiedy dotarliśmy do kręgielni, wszyscy już czekali, witając męża gromkim Sto lat! A ponieważ dzień wcześniej jeden z kolegów też miał urodziny (choć dopiero 39-te), to mieliśmy dla niego drugi tort, a zaśpiewaliśmy tym razem Happy Birthday, bo Andrew był jedynym nie Polakiem w towarztystwie. Udało się zaskoczyć obu. Mąż zupełnie niczego nie podejrzewał, więc niespodzianka udała się.
Kiedy już słodkości zostały spałaszowane, zaczęła się gra w kręgle.
W sylwestrowe popołudnie lokal był niemal pusty, dzieciaki mogły sobie biegać do woli w oczekiwaniu na swoją kolej. A było nas w sumie 26 osób - 11 dorosłych i 15 dzieciaków.
Pierwszy raz graliśmy w kręgle - i ja, i mąż, i Hultajstwo, i tak jak cała reszta towarzystwa, bawiliśmy się doskonale.
Kiedy już się nagraliśmy się, przenieśliśmy się do lokalu obok (ten sam budynek, i podejrzewam, że i ten sam właściciel) na pizzę. Tam również tłumów nie było, a lokal oferuje szeroki wachlarz rozrywek dla dzieci (plac zabaw, mini golf, flippery - między innymi), więc trochę tam posiedzieliśmy.
W Nowy Rok natomiast, spotkaliśmy się w tym samy składzie na imieninach kolegi, tyle że u niego w domu, i dalej świętowaliśmy.
A dzisiaj wróciliśmy do codzienności, mąż do pracy, ja do swoich obowiązków.
A także życzę wszystkim tu zaglądającym do siego roku, dziękując równocześnie za wszystkie składane mi życzenia różnymi kanałami - nie tylko elektronicznymi.
Mimo, że to już rok 2013, wpis cofa się do starego, 2012, roku, a konkretnie do ostatniego dnia, i to nie z racji zabawy czysto sylwestrowej, ale dlatego, że chcę napisać o urodzinach męża - w sylwestra właśnie stuknęła mu czterdziecha.
Z tej to okazji, przy współudziale znajomych, urządziliśmy mu imprezkę-niespodziankę.
Dzień wcześniej rzuciłam mimochodem, że znajomi B chcą nas wyciągnąć następnego dnia na kręgle. Znajomi ciągle gdzieś bywają, jakby swojego domu nie lubili, więc pomysł nie wzbudził podejrzeń.
W sylwestra od rana udawałam, że o urodzinach zapomniałam. Oznajmiłam, że muszę jechać na pocztę wysłać paczkę (która od kilku dni czekała na stole kuchennym) i do biblioteki (z której przywiozłam stosik książek dla Krzysia, więc podejrzeń nie wzbudziłam), a tak naprawdę pojechałam odebrać zamówiony wcześniej tort urodzinowy. Zaszantażowany utratą gier wideo na zawsze Krzyś, nie wygadał się. Tort, talerzyki, widelczyki i obrus przekazałam w drodze powrotnej koleżance.
Kiedy dotarliśmy do kręgielni, wszyscy już czekali, witając męża gromkim Sto lat! A ponieważ dzień wcześniej jeden z kolegów też miał urodziny (choć dopiero 39-te), to mieliśmy dla niego drugi tort, a zaśpiewaliśmy tym razem Happy Birthday, bo Andrew był jedynym nie Polakiem w towarztystwie. Udało się zaskoczyć obu. Mąż zupełnie niczego nie podejrzewał, więc niespodzianka udała się.
Kiedy już słodkości zostały spałaszowane, zaczęła się gra w kręgle.
W sylwestrowe popołudnie lokal był niemal pusty, dzieciaki mogły sobie biegać do woli w oczekiwaniu na swoją kolej. A było nas w sumie 26 osób - 11 dorosłych i 15 dzieciaków.
Pierwszy raz graliśmy w kręgle - i ja, i mąż, i Hultajstwo, i tak jak cała reszta towarzystwa, bawiliśmy się doskonale.
Kiedy już się nagraliśmy się, przenieśliśmy się do lokalu obok (ten sam budynek, i podejrzewam, że i ten sam właściciel) na pizzę. Tam również tłumów nie było, a lokal oferuje szeroki wachlarz rozrywek dla dzieci (plac zabaw, mini golf, flippery - między innymi), więc trochę tam posiedzieliśmy.
W Nowy Rok natomiast, spotkaliśmy się w tym samy składzie na imieninach kolegi, tyle że u niego w domu, i dalej świętowaliśmy.
A dzisiaj wróciliśmy do codzienności, mąż do pracy, ja do swoich obowiązków.
3 komentarze:
Wszystkiego najlepszego urodzinowo dla meza:)
Super niespodzianka, a tort mniam, mniam :)
niespodzianka wspaniała, wszystkiego dobrego,sprytna jesteś,
Ataner, Urszula - w imieniu męża dziękuję za życzenia!
Motylek
Prześlij komentarz