sobota, 28 września 2019

Wiosenny remont toalety

Mała toaleta, pełniąca także funkcję składziku na szczotki, mopy i kosze z brudną bielizną, od dawna prosiła się, żeby się za nią zabrać. Ostatnio remontowali ją jeszcze poprzedni właściciele. Lata użytkowania zrobiły swoje, ale dopiero wiosną doczekała się odświeżenia.

przed

Nie miałam zbyt wielu funduszy, więc poszaleć nie mogłam.
Postawiłam bardziej na odświeżenie niż rzeczywisty remont.

przed
przed

Zaszpachlowałam dziury i dziurki w ścianach i odmalowałam farbą, która została mi po malowaniu pokoju Emilii. Nie umiem przyciąć drewnianych listew przypodłogowych, więc użyłam do tego celu białą gumową taśmę, oryginalnie przeznaczoną do uszczelniania styku wanna-kafelki.

po

Miałam też jeszcze białą farbę, więc pomalowałam  drzwi, futryny i parapet.
Już to wystarczyło, by toaleta znacznie zyskała na wyglądzie.


Wymieniłam też szafkę z lustrem oraz wieszak na ręcznik. Kupując nową szafkę nie zauważyłam, że nie jest to model wpuszczany w ścianę, jak stara szafka, a zanim zabrałam się za jej powieszenie, zapodziałam gdzieś rachunek. W końcu machnęłam ręką i powiesiłam tak, że zasłoniłam dziurę po poprzedniej szafce. Na początku trochę przeszkadzało mi, że ta nowa odstaje tak od ściany, ale już się przyzwyczaiłam. Choć cały czas zastanawiam się, czy nie lepiej było kupić samego lustra, bo w zasadzie szafka nie jest mi tam potrzebna. Ale już jest, wisi, a ja jestem dumna z siebie bo sama ją zawiesiłam!

Umyśliłam sobie, że wszystkie wykończenia w łazience będą białe: szafka z lustrem, wieszak na ręcznik, wieszak na papier toaletowy. Wieszaka na ręcznik nie udało mi się znaleźć takiego jak bym chciała (w cenie, jaką byłam skłonna zapłacić) więc w końcu zamiast typowego wieszaka użyłam takiego na okienne zazdrostki. Akurat mieli w jakimś sklepie na wyprzedaży za 49 centów.

przed

Biały wieszak na papier toaletowy, wpuszczany w ścianę, o odpowiednich rozmiarach, udało mi się w końcu kupić na eBayu.


Wywaliłam stare półki powieszone pod sufitem. Pod półkami trzymałam szczotki, miotły i mopy. Kiedyś wisiały na wbitych w ścianę gwoździach, ale kiedy gwoździe wypadły, opierały się o ścianę.

przed
przed

Po odmalowaniu ścian, przykręciłam specjalnie zakupiony wieszak na utensylia do sprzątania. Teraz mam wszystko ślicznie poukładane.

po

Kupiłam nawet nową deskę klozetową! Strasznie długo nie mogłam się zabrać za wymianę, wydawało mi się to takie trudne i skomplikowane, a kiedy w końcu przemogłam się i zabrałam za to, okazało się, że to bułka z masłem.


Jeszcze mam baterię do wymiany - sprzątając garaż znalazłam nową, w oryginalnym pudełku. Na razie zbieram się w sobie - póki co, wymiana baterii łazienkowej wydaje mi się zadaniem nad wyraz skomplikowanym i przekraczającym moje możliwości.

Umywalka, toaleta, lampa i podłoga zostały takie, jakie były, tylko porządnie je odszorowałam.
Po umyciu wyglądają jak nowe!

sobota, 21 września 2019

Amatorzy śliwek

Przez całe lato odwiedzały mój ogródek szopy pracze - matka z czworgiem potomstwa. W dość regularnych, dwutygodniowych odstępach, sprytne te zwierzątka, hałasując pod oknem mojej sypialni, wciągały mnie z łóżka w okolicach północy. Podczas ich ostatniej wizyty (w okresie najsłodzych węgierek), zrobiłam najodważniejszemu z nich kilka zdjęć.
 

Najwyraźniej smakosz śliwek nie bał się ani naszej Kici (ona jego też się nie bała) ani mnie - podeszłam do niego z aparatem na odległość mniejszą niż pół metra, a zwierzak nie przejawiał innych emocji poza zainteresowaniem!
Reszta rodzinki umknęła pod taras bądź za krzak porzeczki, a ten jeszcze zbliżył się do Kici tak na 30 cm i ją obwąchał.


Taka bliskość już nie odpowiadała naszej kotce, która fuknęła na szopa, bez zbytniej agresji, jednie ostrzegawczo.



Szopowi to wystarczyło, zatrzymał się, poprzyglądał kotu, i mnie, i jeszcze Krzysiowi, a potem, bez zbytniego pośpiechu, i zdecydowanie bez odrobiny strachu, dołączył do reszty szopiej rodzinki czekającej poza kręgiem światła.

Ciekawa jestem, czy jak skończą się śliwki i winogrona, nadal będą nas odwiedzać.

środa, 18 września 2019

Pomarańcza dla bobra

Koleżanka z pracy oraz jej siostra studiują na Uniwersytecie Stanowym (OSU.) Siostra w trybie dziennym, koleżanka, w trybie zaocznym. Kolory OSU to czarny i pomarańczowy, maskotka - bóbr.

Na wyprzedaży garażowej wpadł mi w rękę niecały motek pomarańczowej włóczki. Nie lubię tego koloru, ale włóczkę przygarnęłam z myślą o jednej z dziewczyn - studiując na Oregon State University po prostu trzeba mieć coś pomarańczowego! A włóczki było tak akurat na czapkę:


Kiedy ją pokazałam koleżance, dowiedziałam się, że jej siostra jest zagorzałą fanką drużyny OSU i zawsze wkłada barwy czarno-pomarańczowe w dni, kiedy drużyna uniwersytecka rozgrywa mecz. To teraz ma do kompletu czapkę.

(druty 4 mm, 42 gr włóczki niezidentyfikowanej)

niedziela, 15 września 2019

Deszczami jesień się zaczyna

W tym roku wrzesień przyniósł deszcze już na samym początku. Tydzień temu lało całą niedzielę, dzisiaj mamy powtórkę z rozrywki. Wychodząc do kościoła na szczęście zabrałam ze sobą parasol - w ciągu godziny mżawka przeobraziła się w porządną ulewę. Emilia zaraz wykorzystała to do zabawy:


Ustawiła się pod okapem dachu, w miejscu, gdzie woda przelewa się przez rynnę i opada kaskadą na ziemię. Szalenie spodobało jej się to bębnienie strumienia wody o parasol.

Na szczęście kilka minionych dni było suchych co pozwoliło mi uporać się z czynnościami, które lepiej było ukończyć przed deszczami.

Jedną z tych rzeczy było osuszenie, wyczyszczenie, poskładanie i schowanie basenu. Wodę spuszczaliśmy kilka dni. Korek odpływu umieszczony jest kilka centymetrów nad dnem, więc to, czego nie udało się wylać wężem (wykorzystując tę cechę wody, że zawsze przemieszcza się w miejsce położone niżej) trzeba było wylać ręcznie. Emilii bardzo spodobało się nabieranie wody kubeczkami po jogurtach i przelewanie do wiaderka i dzięki jej pomocy poszło dość szybko. Czego nie mogę napisać o czyszczeniu i składaniu. Rozłożyliśmy wszystko dzięki sile mięśni Krzyśka. Strasznie mu się nie chciało, ale nie odpuściłam. Skończyliśmy w piątek, już po ciemku. Na wczoraj zostało uporządkowanie trawnika i, uprzątnięcie różnych około basenowych drobiazgów.

A potem zabrałam się za malowanie płotu. Połowę pomalowałam w sierpniu, ale skończyła mi się farba. Kolejny galon czekał kilka tygodni, aż wczoraj został wykorzystany niemal całkowicie. Płot prezentuje się ładnie a ja się cieszę, że zdążyłam z tym malowaniem przed deszczem.

Kilka suchych dni spożytkowałam też na prace w ogródku. Uporządkowałam, do pewnego stopnia, grządki. Część krzaczków pomidorów można już było powyrzucać, tak samo cukinie, zebrałam kolby kukurydzy a same rośliny powyrywałam. Jeszcze nie wszystko nadawało się do usunięcia, więc zostało. Starałam się też zerwać jak najwięcej śliwek, bo właśnie były najsłodsze, najdojrzalsze, i jeszcze trochę a zmarnują się. W tym roku sporo węgierek, ucieszyły wiele osób.

W bezdeszczowe dni zostawałam z Emilią po lekcjach na trochę na przyszkolnym placu zabaw. Emilia bawiła się ze swoimi najlepszymi koleżankami, Sophią i Isabellą:


Jeździłyśmy też na rowerach do szkoły. Nawet Krzysiek jeździł do szkoły na rowerze, choć jednego dnia udało mu się o tym zapomnieć i wrócić do domu szkolnym autobusem. Musiałam go po południu zawieźć do szkoły, żeby zabrać rower - nie chciałam, żeby zostawał na noc pod szkołą. Jeśli prognoza pogody na nadchodzący tydzień sprawdzi się, w użyciu będą parasole i kurtki przeciwdeszczowe.

poniedziałek, 9 września 2019

Początek roku szkolnego z przeszkodami

Pierwszy tydzień szkoły za nami, tydzień pełen emocji i nieprzewidzianych zdarzeń. Emocji dostarczyło nam liceum, do którego Krzyś chodzi w tym roku na zajęcia z geometrii. Z jakiegoś, do tej pory nie znanego mi powodu, liceum nie skontaktowało się ze mną przed rozpoczęciem roku szkolnego, mimo że powinno było. Dzwoniłam do macierzystej szkoły dziecka, gimnazjum, dopytując się o szczegóły odnośnie tych lekcji i za każdym razem zapewniano mnie, że ktoś z liceum skontaktuje się ze mną. Ale jakoś nikt tego nie robił, i nadal nie znaliśmy  żadnych szczegółów - od numeru sali lekcyjnej i nazwiska nauczyciela, po godzinę zajęć.

W końcu pouczono mnie, że dziecko ma się stawić następnego dnia  w sekretariacie liceum o ósmej rano. Stawił się punktualnie, dostał plan szkoły z wyrysowaną trasą do sali numer 8. W sali numer 8 nie było żadnych uczniów, ale był jakiś nauczyciel, który poinformował moje dziecko, że nie ma go na liście swoich uczniów, i że w ogóle to on nie uczy geometrii i odesłał go do macierzystej szkoły. I tym to sposobem Krzysiek opuścił pierwsze zajęcia.

Dyrektor gimnazjum wprawdzie zapewnił moje mocno zdenerwowane dziecko, że nic się nie stało, ale też nic nie zrobił. (Latem odeszła ze szkoły stara dyrektorka, dyrektorem został dotychczasowy zastępca.) Dopiero wieczorem, na treningu piłki nożnej, porozmawiałam z mamą kolegi Krzyśka, który też chodzi na geometrię i dowiedziałam się, że ona i owszem, dostała maila od administracji liceum, zapraszającego na spotkanie informacyjno-organizacyjne.  Z wiadomości tej poznałam nazwisko nauczycielki geometrii oraz jej adres e-mailowy oraz nazwisko (i e-mail) osoby koordynującej program z ramienia liceum.

Sporo wysiłku kosztowała mnie edycja wiadomości do obu tych osób - wkurzona byłam nieziemsko, ale nie chciałam wykopywać topora wojennego bo przecież moje dziecko będzie uczęszczało do tej szkoły nie tylko na geometrię w tym roku, ale i przez kolejne cztery lata.

Następnego dnia rano, już o 7.30, dostałam odpowiedź od pani z geometrii. Bardzo rzeczową, wyczerpującą, zawierającą wszystkie informacje przekazane uczniom podczas zajęć, które Krzysiek opuścił. Przysłała też notatki z tych zajęć oraz zadanie domowe, a także zaprosiła nas na spotkanie jeszcze tego samego dnia popołudniu. Gimnazjum kończy zajęcia 10 minut przed liceum, obie szkoły są tuż obok siebie, więc spotkałam się z synem pod jego szkołą i przeszliśmy do liceum na spotkanie z panią O.

Pani sprawiła na nas bardzo miłe wrażenie i mam nadzieję, że rok szkolny je potwierdzi i umocni. Dzisiaj Krzysiek zaliczył swoją pierwszą lekcję geometrii - zachwycony. Stwierdził, że to było 1,5 godziny relaksu, i że bardzo łatwe to wszystko. Dobrze, że chociaż na początku materiał wydaje mu się łatwy. Zaraz po powrocie do domu zabrał się za zadanie domowe wprawiając mnie w stan osłupienia. Oby tak dalej!

Dostałam także odpowiedź od administratora liceum, bardzo uprzejmą, zawierającą przeprosiny za zaistniałą sytuację, jednak bez wyjaśnienia przyczyn zaistniałej sytuacji.

wtorek, 3 września 2019

Podwieczorek

Megumi, pani, u której Emilia pobiera lekcje nauki gry na fortepianie, jest Japonką, osobą szalenie miłą i serdeczną. Emilia ją uwielbia, a i ja bardzo ją polubiłam - ze wzajemnością. Ponieważ podczas lekcji, tuż przed i po nie ma czasu na rozmowy towarzyskie, umówiłyśmy się na pogaduchy - u nas.

W ostatnim tygodniu wakacji Megumi, z najmłodszą córką Abigail, wybrały się do nas na podwieczorek.



Upiekłam szarlotkę, na stole znalazło się też ciasto z cukinii z poprzedniego dnia, a Megumi i Abigail przyniosły maleńkie cupcakes własnej roboty.


Piękne letnie popołudnie spędziłyśmy na tarasie za domem, gawędząc przyjaźnie. Okazało się, że mimo, że pochodzimy z tak odległych, odmiennych kulturowo miejsc, łączy nas dość sporo. Słowa płynęły lekko, rozmowa toczyła się gładko...


Abigail jest o rok (i trzy dni) starsza od Emilii. Dziewczynki pięknie razem się bawiły. Bujały się w hamaku, budowały domki z pianek, bawiły się z Kicią.


Kicia, która zazwyczaj unika wszelkich obcych i podczas wizyt gości chowa się w zakamarkach ogrodu, zaszczyciła nas swoją obecnością. W domu Megumi też są koty - może je wyczuła? Podczas lekcji, koty te często łaszą się do mnie i pozwalają mi się głaskać, choć podobno też nie przepadają za nie-domownikami.


Megumi bardzo podobał się mój tarasowy zakątek i ogródek za domem. Śliwki zaczynały już dojrzewać więc raczyłyśmy się węgierkami prosto z drzewa.


Winogrona, w późno sierpniowym słońcu, zachwycały swoim widokiem, zachęcając do jedzenia.


Czas zleciał jak z bicza strzelił, ani się obejrzałyśmy a minęło kilka godzin. Zostały przemiłe wspomnienia i zdjęcia zrobione  przez Megumi.