środa, 27 czerwca 2018

Kina, ale nie baby

Dawno, dawno temu . . .

No, może nie aż tak dawno temu, ale kilka lat minęło odkąd dostałam włóczkę na sweterek dla Emilii. Przynajmniej pięć w porywach do pięć i pół.
Na tyle długo, że przestano ją już produkować . . .


Było jej trochę za dużo na sweterek dla maluszka a dodatkowo ta fantazyjna włóczka ma wkomponowane kuleczki, które nie trzymają się osnowy zbyt dobrze - moim zdaniem to dyskwalifikuje zastosowanie jej na sweterek dla dziecka poniżej trzech lat.


W końcu nadszedł odpowiedni czas na wykorzystanie otrzymanej włóczki - Emilia, przyszła właścicielka sweterka, była odpowiednio duża i na tyle rozsądna, by kuleczek nie odczepiać i nie pchać do buzi. A że akurat wyrosła z poprzedniego sweterka Baby Kina, który to model świetnie sprawdzał się przez minione cztery lata, postanowiłam zrobić córce nową Kinę.


Trochę mi zeszło, bo wkrótce po rozpoczęciu wpadł mi test Milvy, ale przed nadejściem sezonu sukienkowego zdążyłam. Przed wyjściem do szkoły zrobiłam jeszcze na szybko kilka zdjęć i od tej pory sweterek jest użytkowany.
A zdjęcia czekają od 25 maja na publikację . . .


Garść informacji:
  • włóczka Sirdar Snuggly Domino DK , 82% akryl, 18% nylon; 125 m/50 gram; zużycie: 260 gram (650 metrów);
  • druty: 3 mm, 3.25 mm i 3.75 mm;
  • wzór: Baby Kina by Muriela (wg. opisu na 6 miesięcy)

niedziela, 24 czerwca 2018

Projekt dla domu: wymiana lampy

Widoku jednej z lamp w dużym pokoju nie mogłam znieść od samego początku.


Nie odpowiadał mi ani styl, ani wykonanie, a najbardziej mierziły mnie te żłobienia w pięciu kloszach, w których kurz zbierał się z łatwością ale usunięcie go już nie było takie proste.

W końcu, po ponad dwunastu latach, pojechałam do sklepu, kupiłam nową lampę, zdemontowałam starą i założyłam tę nową.


Okazało się, że nie taki diabeł straszny, wystarczyło przeczytać instrukcję montażu i zastosować się do niej punkt po punkcie by odnieść sukces i nie zostać porażonym prądem.

Nowa lampa LED jest płaska by nie stać na drodze powietrza wydmuchiwanego przez grzejnik/klimatyzator, zamontowanego pod sufitem w odległości metra od lampy. A przy okazji jest energooszczędna no i kurz już nie ma się gdzie zbierać.

czwartek, 21 czerwca 2018

Czerwcowy popis

W sobotę 16 czerwca odbył się popis, w którym wzięli udział prawie wszyscy uczniowie pani Megumi, Emilkowej nauczycielki gry na pianinie. Koncert miał symbolicznie zakończyć rok szkolny choć większość z uczniów nie przerywa nauki gry na instrumencie na czas letnich wakacji. Ale co jakiś czas trzeba przecież zaprezentować szerszej publiczności jakie się zrobiło postępy.

Emilia zagrała cztery utwory. Pierwszy "When the Saints Go Marching In" to utwór rozpoczynający nowy podręcznik.



Ta dość znana pieśń sprawiła Emilii sporo trudności, mimo że jest to utwór powtórkowy, obejmujący chyba wszystkie elementy ćwiczone w poprzedzającym podręczniku. Ćwiczyło to moje dziecko i ćwiczyło, aż w końcu załapało i na koncercie zagrało bez błędów choć słychać lekkie wahanie tu i ówdzie.

Kolejne nagranie obejmuje dwie krótkie piosenki, które Emilia lubi sobie śpiewać, "Skip to My Lou" i "Leftover Popcorn":



Emilia bardzo lubi zwłaszcza tę drugą.

A na koniec zagrała "Kołysankę" Brahmsa w aranżacji Nancy Faber (autorki podręcznika.)



I w przypadku tego utworu słychać, że jeszcze trzeba by więcej poćwiczyć.

Kiedy już wszyscy zagrali co mieli zagrać, był czas na wspólne zdjęcia oraz słodkie przekąski. A następnego dnia - powrót do codzienności czyli do ćwiczenia gry na pianinie. Przy Emilii i ja staram się nauczyć brzdąkać przerabiając ten sam materiał co moja córka. Z przykrością jednak zauważyłam, że moje palce są dużo sztywniejsze i nie śmigają po klawiszach z taką łatwością jak paluszki Emilii.


poniedziałek, 18 czerwca 2018

Szóste urodziny Emilii

Dzisiaj Emilia skończyła sześć lat.

Swoje szóste urodziny Emilia obchodziła dwa razy. Pierwszy raz świętowaliśmy w piątek w gronie polskich znajomych.

Tort Nr 1 na szóste urodziny Emilii

Było ciepło, ale nie gorąco - co odważniejsze dzieciaki wskoczyły jednak do basenu z lodowatą (moim zdaniem) wodą. Potem i tak wszystkie były mokre bo wywiązała się bitwa na wodne pistolety, w której przeciwnikiem był każdy, kto dzierżył w dłoniach broń, a walki rozgorzały tak nagle, że nikt nie pomyślał, żeby przebrać się w stroje kąpielowe. Nawet niektórzy dorośli włączyli się do zabawy. A potem dzieciaki poowijały się w ręczniki a ubrania powędrowały do suszarki.

Niezaangażowani dorośli obserwowali rozgrywki z tarasu. Dodatkową atrakcję zapewniły nasze kolibry, które też wpadły na imprezę, tyle że wzgardziły tym co na stole i ucztowały na rabatkach.


W tym roku czereśnie dojrzały akurat na urodziny Emilii, więc goście częstowali się prosto z drzew. A ponieważ te najczerwieńsze owoce były zbyt wysoko by je dosięgnąć nawet z drabiny, kolega przyciął czubki drzew i już można było łasuchować na poziomie trawnika.


Dzisiaj rano, w dniu urodzin, zaraz po przebudzeniu Solenizantka dostała prezent:


A w południe zdmuchnęła świeczki na drugim torcie, w obecności sąsiadów i ich wnuczek.

Tort Nr 2 na szóste urodziny Emilii

Zaraz potem dziewczynki wskoczyły do basenu.

A wieczorem Emilia miała pierwszą lekcję pływania w starszej grupie wiekowej 6-12 lat. Akurat w dniu jej urodziny rozpoczęła się kolejna cztero-tygodniowa sesja. Jest najmniejsza w grupie "Building Endurance," ale radzi sobie nie gorzej niż starsze od niej dzieci.

niedziela, 17 czerwca 2018

Basen na lato

Wakacje się zaczęły, basen już stoi w ogródku i czeka na odpowiednią temperaturę. Pogoda do tej pory nie była wakacyjna, ale od dzisiaj ma się to zmienić. Dzieci starały się mnie przekonać, że jest ciepło ilekroć słońce wyjrzało zza chmur.


Nawet jeśli termometr wskazywał 17-20 st C . . .
Ja wolę wodę ciepłą, więc w basenie zanurzałam do tej pory jedynie koniuszki palców - u rąk!

Dzieci też raczej pływały na dmuchanych zabawkach unikając całkowitego zanurzenia, chyba, że któreś do wody wpadło.

czwartek, 14 czerwca 2018

Koniec roku szkolnego

Koniec roku szkolnego właśnie nastąpił. Dzisiaj w południe dzieci opuściły mury szkół po raz ostatni przed wakacjami - wrócą do nich dopiero we wrześniu.

Kilka ostatnich dni spędziły na zorganizowanej przez szkołę zabawie, a wczoraj popołudniu u Emilii w szkole odbył się dodatkowo pożegnalny piknik, na który wybrał się z nami także i Krzyś. Jak łatwo było przewidzieć, spotkał tam kolegów i koleżanki zarówno z byłej jak i z obecnej szkoły - sporo z nich ma młodsze rodzeństwo i też się dołączyło do wspólnego piknikowania.

Na zakończenie jakże udanego pierwszego roku edukacji młodszej pociechy przygotowałam dla dwóch ulubionych pań kartki:



Na odwrocie Emilia własnoręcznie wypisała podziękowania.

Ponieważ Emilia chodzi spać dość późno (ok. 9 wieczorem), nie dane mi było popracować nad kartkami w ciszy i spokoju, nie obeszło się bez dość aktywnego udziału w pracach córki. Niestety skończyło się na łzach, bo jej kartki nie wychodziły tak ładnie jak moje. Usiłowałam jej wytłumaczyć, że moje pierwsze kartki też nie były ładne, ale ciężko jej było przełknąć tę lekcję. Na szczęście następnego dnia rano po łzach i rozżaleniu nie pozostało nawet wspomnienie.

Emilii trochę żal, że szkoła się już skończyła, Krzyś zaskoczony, że ten rok tak szybko zleciał. Oboje nie opuścili w tym roku szkolnym ani jednego dnia nauki - za co otrzymali stosowne dyplomy. Krzyś dodatkowo otrzymał dyplom za wyniki w nauce. Miło zaczynają się nam wakacje!

poniedziałek, 11 czerwca 2018

Cascade Honor Society & Band Pops Concert

Koniec roku szkolnego zbliża się szybko, a te ostatnie dni obfitują w wydarzenia podsumowujące minione miesiące a co za tym idzie, w uroczystości osiągnięcia te prezentujące i celebrujące.

W czwartek wybraliśmy się na uroczystość zorganizowaną przez szkolne stowarzyszenie Cascade Honor Society, na której pożegnano członków stowarzyszenia opuszczających mury szkoły, a także przyjęto w poczet stowarzyszenia nowych członków - między innymi mojego syna.

Nie każdy uczeń szkoły może zostać członkiem stowarzyszenia. Członkostwo w nim to spore wyróżnienie, na które trzeba zapracować, przede wszystkim wynikami w nauce, ale także nienagannym zachowaniem i ogólnie szlachetną postawą w szkole.


Zaszczytu dostąpiło dwudziestu szóstoklasistów, czyli około 15% uczniów klas szóstych w szkole, do której chodzi Krzyś. Wszyscy bardzo dobrze się uczą oraz są grzecznymi, uprzejmymi i życzliwymi dzieciakami. Bardzo się ucieszyłam, kiedy okazało się, że razem z Krzysiem, do stowarzyszenia wstępuje kilku jego dobrych  kolegów - z jednym grał w koszykówkę, z drugim w piłkę nożną, a z trzecim chodził do szkoły podstawowej i od trzech lat razem biorą udział w zawodach lekkoatletycznych.

Były przemówienia (na szczęście bardzo krótkie), wręczenie dyplomów, wyróżnień i zaświadczeń, do których dołączono piękne czerwone róże, a na koniec - ogromny tort.

Kilka dni wcześniej, w poniedziałek, też mieliśmy zagospodarowane popołudnie przez imprezę szkolną - ostatni wprzed wakacjami koncert orkiestry szkolnej. Obecność muzyków była obowiązkowa, w znacznym stopniu wpływając na ocenę końcową z muzyki.

Szóstoklasiści zagrali melodie z filmu "Harry Potter" oraz melodię "African Noel."







Od ponad dwóch miesięcy Krzyś nie ćwiczy w domu, i nie miałam pojęcia czego oczekiwać. W ogóle moje dziecko ostatnio oznajmiło, że w przyszłym roku chce grać na saksofonie. Ma zamiar wypożyczyć na wakacje instrument ze szkoły i samodzielnie uczyć się gry, by w nowym roku szkolnym móc zmienić instrument z fletu na saksofon. Zobaczymy co z tych zamiarów zostanie zrealizowane . . .

sobota, 9 czerwca 2018

Latarnia Cape Arago Light

Latarnia morska Cape Arago Light położna jest na wyspie w pobliżu Charleston, i z racji swej lokalizacji od początku narażona była na destrukcyjne działania żywiołów. 


Obecna latarnia to już trzecia - pierwszą postawiono w roku 1866, kolejną w 1909, a ostatnią w 1934 roku. Ta ostatnia została zautomatyzowana w roku 1966. 1 stycznia 2006 latarnię zaprzestano użytkować. Kilka lat później zimowe sztormy zerwały kładkę łączącą wyspę, na której stoi latarnia, ze stałym lądem. Nawet przed tym zdarzeniem latarni nie można było zwiedzać. Można ją jedynie podziwiać z oddali.


Żaden z budynków gospodarczych nie dotrwał do naszych czasów.

czwartek, 7 czerwca 2018

111111

Kilka dni temu udało mi się złapać stan licznika:


Zazwyczaj takie ciekawe ustawienia cyferek zdarzają się podczas jazdy, kiedy to nie należy zabawiać się w fotografa i lepiej koncentrować się na prowadzeniu pojazdu. Skoro jedyneczki tak ładnie zaprezentowały się w garażu, nie mogłam tego zlekceważyć i nie uwiecznić!


poniedziałek, 4 czerwca 2018

Norton Gulch

Na sobotę, podczas naszego "piłkarskiego" wyjazdu do Coos Bay, zaplanowałam wycieczkę do przylądka Cape Arago. Po drodze zatrzymywaliśmy się w ciekawych miejscach a pierwszym z nich był kanion-zatoka Norton Gulch. Zostawiliśmy samochód na parkingu i ruszyliśmy szlakiem na prawo. Początkowo ścieżka prowadziła górą, częściowo wzdłuż drogi, częściowo dochodząc dość blisko urwiska i już od samego początku było co podziwiać:





Potem zeszliśmy w dół, do samej zatoczki wewnątrz utworzonego przez korozję kanionu.


Sama końcówka ścieżki prowadzi przez mostek przerzucony nad strumykiem malowniczo wpadającym do małego oczka wodnego obrośniętego roślinami. Urok tego miejsca można w pełni docenić spoglądając za siebie już będąc na samym dole:


Trafiliśmy akurat na odpływ.


Idąc w stronę oceanu umykały nam spod nóg małe kraby, kolorem nie różniące się od mokrych kamieni. Dostrzec je można było jedynie dzięki ruchowi.


Nie miałam ochoty przedzierać się do samego końca zatoki po ogromnych mokrych głazach. Zatrzymałam się w miejscu, z którego można było dostrzec ocean za skalnym rumowiskiem.


Krzyś poszedł dalej, zerknął za ogromną pionową ścianę nachyloną pod kątem 45 stopni, zdał nam relację z tego co ujrzał a potem zaczął wspinać się na skałę - jak to Krzyś.


Dzieciom podobało się niesamowicie w tym miejscu - tyle skał do powspinania się, tyle pięknych kamieni do kolekcji, tyle krabów, wodorostów a nawet para dzikich gęsi! Gdybyśmy zostali tam na resztę dnia - zapewne ani Krzyś ani Emilia nie narzekaliby. Ale udało mi się ich namówić na odwrót perspektywą zbadania innych, równie ciekawych miejsc. Co ciekawe, tym razem Emilia w ogóle nie marudziła, nawet kiedy trzeba było wspiąć się te kilkanaście metrów pod górę w drodze na parking.


piątek, 1 czerwca 2018

Edgewater Inn (Coos Bay, OR)

Nieczęsto nocujemy w hotelach, ale kiedy już się to zdarza, musi to być hotel z basenem. Basen to zawsze ogromna atrakcja dla dzieci a dla mnie gwarancja mile spędzonego czasu w wypadku niesprzyjającej pogody. Nawet jeśli pogoda jest piękna, dobrze jest pozwolić dzieciom pozbyć się nadmiaru energii samemu odpoczywając na plażowym leżaku.

W okolicy North Bend, gdzie miały się odbyć oba mecze drużyny Krzysia, tylko dwa hotele spełniały podstawowe kryterium czyli miały basen. Pooglądałam sobie zdjęcia w internecie, poczytałam opinie, spojrzałam na mapę i wybrałam Edgewater Inn w Coos Bay. Hotel może i mniej szpanersko umeblowany niż ten drugi, ale za to położony nad rzeką. Można sobie było nawet zarezerwować pokój z widokiem na rzekę:

Edgewater Inn - widok z pokoju hotelowego.

Kiedy okazało się, że mamy pokój na parterze a nie na piętrze, początkowo dzieci kręciły nosem niezadowolone - oczekiwały, że na tę rzekę będą sobie spoglądać z wysokości balkonu. Ale kiedy okazało się, że pokój ma drzwi balkonowe, przez które można swobodnie wyjść na zieloną trawkę za hotelem, a na dodatek tuż obok jest pomost ze stołem piknikowym, nastąpiła natychmiastowa poprawa nastroju.

za hotelem

Dobrze utrzymany, gęsty i soczyście zielony trawnik odgradza od rzeki żywopłot, który skutecznie uniemożliwia zbliżenie się do brzegu na zbyt bliską i tym samym niebezpieczną odległość. Dzieci biegały sobie za hotelem a ponieważ po drugiej stronie rzeki nie ma żadnego przemysłu a hotel odgradza ten zakątek od bardziej hałaśliwej drugiej strony, przebywając w pokoju cały czas słyszałam bawiące się dzieci. Przyznam, że ucieszyło mnie to rozwiązanie, nie ograniczające dostępu do świeżego powietrza moim pociechom i nie wiążące ich w czterech hotelowych ścianach a przy tym samym nie wymagające mojego nieustannego nadzoru. Mogłam sobie spokojnie rozpakować walizkę a następnego dnia rano zrobić kanapki na zaplanowaną wycieczkę a dzieci hasały zadowolone.

Kiedy już się wybiegały, a po ponad godzinie spędzonej w samochodzie było im tego trzeba, przekąsiliśmy co nieco i, mimo późnej pory, udaliśmy się na basen. Emilia zdrzemnęła się wcześniej podczas jazdy, oczywiste więc było, że pójdzie spać dużo później niż zwykle.

basen w hotelu

Basen wyglądał tak samo ładnie jak na zdjęciach w internecie, a do tego poza nami innych amatorów wieczornego pluskania się nie było - cały basen mieliśmy wyłącznie dla siebie. Co ważne, woda w nim była ciepła - dzieci spędziły w wodzie ponad 90 minut i nie zmarzły a zdarzało się w przeszłości, że po krótszym czasie trzęsły się zsiniałe z zimna.


Ja wyłożyłam się na wymoszczonym gąbką plażowym łóżku i zajęłam obserwowaniem zabawy dzieci, potem kontemplacją widoku za oknem, a na koniec lekturą.

widok za oknem hotelowego basenu

Półtorej godziny potrzebowały dzieci by nasycić potrzebę zabawy w wodzie. Podekscytowane wyjazdem i perspektywą nocowania w hotelu, długo nie mogły zasnąć, nie pomógł nawet  basen.

Następnego dnia wieczorem powtórzyliśmy wizytę na basenie. Ponownie byliśmy sami przez ponad półtorej godziny - taki luksus jeszcze się nam nie trafił!