środa, 25 października 2023

Crater Lake: Strajk na trasie na szczyt Garfield Peak

Tablica informacyjna  na początku szlaku.


Szlak na szczyt Garfield Peak w Parku Narodowym Crater Lake to jedna z piękniejszych tras (a także jedna z bardziej popularnych). Z każdym zakosem panorama poszerza się, coraz piękniejsza, porażająca swym ogromem. Niemal cały czas wędruje się z widokiem na Jezioro Kraterowe a z góry fantastycznie widać całe jezioro, z obiema wyspami (Wizard Island i Phantom Ship) oraz Góry Kaskadowe. Choć przyznam, że widoki zdecydowanie lepiej podziwia się w drodze powrotnej, idąc w dół, z całym majestatem jeziora przed oczami. Idąc w górę, jezioro widzimy głównie z boku. 

Trasa zaczyna się przy budynku schroniska i to tam zaparkowałam samochód. Dziewczyny kręciły nosami, chciały zostać w schronisku z telefonami komórkowymi. Ponieważ nie zgodziłam się, uprzykrzały wędrówkę jak się dało. Ociągały się, co kilka kroków zatrzymywały się, by odpocząć, wymyślały powody do narzekania. Ale kiedy natknęły się na niestopniały śnieg, cudem odzyskały siły! Po pokonaniu 2/3 trasy pod górę zastrajkowały i oświadczyły, że dalej nie idą.


Strajk na szlaku. 
Widok na Wizard Island.

Bardzo zależało mi, żeby wejść na sam szczyt wzniesienia, które zdobyłam 18 lat temu, podczas jednej z pierwszych wycieczek po sprowadzeniu się do Oregonu. Dziewczyny w nosie miały moją podróż sentymentalną i wspomnienia! Ja nie chciałam odpuścić, zwłaszcza że do szczytu było już bardzo blisko, pannice zaparły się jak osiołki. 


Krzysiek też chciał zdobyć szczyt więc w końcu zrobiliśmy tak, że on pobiegł na górę sam a my w tym czasie wlokłyśmy się noga za nogą pod górę, wyprzedzane przez wszystkie ślimaki. W drodze powrotnej Krzysiek przejął dziewczyny i razem zeszli na dół. Ja poszłam sama na szczyt, choć nie biegłam jak mój syn. 

Na szczycie Garfield Peak.

Szczyt zdobyłam, o zrobienie zdjęć poprosiłam innych piechurów. 

Widok na Phantom Ship ze szczytu Garfield Peak.

Widok na Wizard Island ze szczytu Garfield Peak.

Z jeziorem za plecami.

Muszę przyznać, że bardzo miło schodziło mi się w ciszy i spokoju, słuchając szumu wiatru zamiast narzekań. 

Pod schroniskiem dziewczyny spotkała przykra niespodzianka – zamiast wyżerki w restauracji dostały kanapki, wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę powrotną. Od zawsze układ jest taki, że do restauracji po takiej wycieczce idziemy jak zostaną zjedzone kanapki i jak Emilia nie uprzykrza innym życia na trasie. Pierwszy warunek mogłabym jeszcze pominąć, bo do domu mieliśmy trzy godziny jazdy samochodem więc kanapki zostałyby zjedzone, ale pannice były tak wredne tego dnia, że nagradzanie ich obiadem w restauracji nie wchodziło w grę. Ciekawe, że nie przyszło im do głowy, że jak będą takie nieuprzejme dla mnie to mogę im się zrewanżować tym samym. Szok! Jak to? Mama niemiła? 11 lat to najwyższy czas by dotarło do przemądrzałych główek przesłanie powiedzenia Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie

Pannice obraziły się na amen więc przynajmniej w drodze powrotnej był spokój. Nauczka z tego wyjazdu jest taka, że więcej nie zabieramy koleżanki Emilii na tego typu wyjazd. Nie lubi chodzić, sama przyznała, że wyjazd nie podobał jej się, to niech siedzi w domu. Nie ma sensu uszczęśliwiać innych na siłę.



poniedziałek, 23 października 2023

Noc seniora

Krzysio jest już w ostatniej klasie liceum. Tutaj nie ma matury, więc nie mogę napisać, że jest w klasie maturalnej. Tutaj mówi się, że jest w dwunastej klasie — nie zaczyna się odliczania od początku w gimnazjum, a potem w liceum. Najczęściej na ucznia ostatniej klasy mówi się "senior". 

Ostatni rok w liceum mojego "seniora" więc zaczyna się seria wszelkich "ostatnich", na przykład ostatni sezon w licealnej drużynie piłkarskiej. Zwyczajem jest, że "seniorzy" zostają w ten czy inny sposób uhonorowani, choć różni się to pomiędzy sportami i innymi zajęciami. Przed jednym z ostatnich meczów ligi licealnej, podczas tak zwanej "Senior Night", zostali uhonorowani odchodzący zawodnicy. Jeszcze we wrześniu odbyła się sesja fotograficzna drużyny. Zdjęcia z tej sesji zostały powiększone w formie banerów, przyczepione do płotków i ustawione wzdłuż murawy. 


Każdy z odchodzących zawodników przygotował krótką notkę o sobie z uwzględnieniem planów na przyszłość (po ukończeniu nauki w liceum), ze zwyczajowymi słowami podziękowania – rodzicom, trenerom itp. Krzysio podziękował mamie za to, że go zawsze wspiera. Może było tam jeszcze coś, ale w natłoku emocji niewiele do mnie dotarło. Notkę odczytywał spiker podczas prezentacji wobec wszystkich obecnych na szkolnym stadionie. Zawodnicy otrzymali upominek i kwiaty, były robione zdjęcia i tylko pogoda nie dopasowała się do ogólnie panującego nastroju – lało jak z cebra! 

Nie zostałam na meczu – wzięłam kwiaty i prezent i pojechałam do domu. 


Po powrocie Krzyśka po meczu do domu okazało się, że dostał butelkę termiczną ze swoim imieniem i numerem, jaki w tym roku ma na koszulce. 


Z następnego treningu wrócił do domu z banerem. Na odwrocie trener i inni zawodnicy napisali kilka słów od siebie.

Ostatni rok w liceum to też czas składania podań na studia – zanim się skończy liceum, już się stara o przyjęcie na wybrane uczelnie. Krzysiek ma listę, kilkanaście instytucji, a mierzy wysoko – większość z tych szkół przyjmuje kilku (6-10) kandydatów na stu i tak naprawdę nie do końca wiadomo co, w takim podaniu jest najważniejsze, i decyduje o przyjęciu. Kandydatów mają tylu, że mogą sobie wybierać do woli – raczej nie minę się z prawdą jak napiszę, że wszyscy starający się o przyjęcie to bardzo dobrzy uczniowie ze wysokimi średnimi. Stawka wysoka, więc denerwuję się bardzo, chyba nawet bardziej niż sam zainteresowany. Jest kilka terminów składania podań a przekładają się one na terminy powiadomień o przyjęciu (lub nie). Nerwowe miesiące przede mną!

wtorek, 17 października 2023

Sweter w paski

Na urodziny (w marcu) dostałam włóczkę – od koleżanki, która wie, że taki prezent zawsze mnie ucieszy. Włóczka nie byle jaka, bo merino (Cascade 220 Superwash Merino, 201 m/100gr) i do tego taka, że można ją prać w pralce. Super! Jakiś czas temu wspomniałam, że chciałabym sobie zrobić sweter w szaro-białe paski – i właśnie w tych kolorach włóczkę dostałam. Pełnia szczęścia! 


Trochę trwało, zanim doprecyzowałam szczegóły, między innymi ile rzędów ma mieć każdy pasek, ale w końcu narzuciłam oczka na druty i poleciałam z robótką. 


Szło wolno, bo zawsze coś wypadnie i ostatnio na przyjemności jakby mniej czasu, ale jak mnie rozłożyło choróbsko, to jak tylko miałam siły utrzymać druty, przerabiałam okrążenie za okrążeniem.


Ponieważ włóczki było 600 gram, stwierdziłam, że wystarczy na taki nieco większy i luźniejszy sweter i do tego z golfem, żeby mi było cieplej. Zaczęłam właśnie od golfu, który ma dwie warstwy. Jak już był odpowiednio długi, to złożyłam go na pół i przerobiłam oczka na drucie z oczkami z początku robótki. Potem poleciałam dość standardowo na okrągło od góry. 


Rękawy są długie, aby można było swobodnie schować w nich całe dłonie bez naciągania swetra. Pod koniec korpusu okazało się, że jednak szarej włóczki nie wystarczy mi na taki koncept, jaki był w założeniach, ale że nie miałam ochoty pruć, bo poza tym sweter wychodził dość dobrze, to ostatni szary pasek jest węższy, a potem poleciałam na biało, wykorzystując niemal do końca i tę włóczkę. 


Po wypraniu i wysuszeniu okazało się, że sweter jest fantastyczny! Milusieńki (choć na ramionach nieco podgryza), cieplutki, ale lekki (nie czuć tych 600 gram) a do tego rzadko udaje mi się tak dobrze wycelować z rozmiarem. Nie bez znaczenia jest też fakt, że wyglądam w nim szczupło, choć w minionym roku sporo przytyłam (12 kg). 


Jest to aktualnie mój ulubiony sweter, tylko jak na złość jesień mamy dość ciepłą więc okazji do zakładania grubszej dzianiny za bardzo nie mam. 
Ale ochłodzi się z pewnością i to niebawem. 


Sweter w paski zgłaszam do dwóch zabaw. Do październikowej odsłony zabawy Rękodzieło i przysłowia albo . . . u Splocika, bo przyjaciół mam niewielu, ale jak widać – dobrych. To drugie przysłowie jest w moim przypadku tak oczywiste, że chyba nawet nie ma co wspominać, że ja jak ten koń, nie odpoczywam nigdy: 

1. Książek, jak i przyjaciół powinno być niewiele, ale za to dobre.
2. Wóz odpoczywa zimą, sanie latem, koń nie odpoczywa nigdy.


Druga zabawa, do której zgłaszam sweter to Link Party u Renaty.

 




sobota, 14 października 2023

Na szaro

Rok temu dostałam od sąsiada pianino. 


Sąsiad dostał je jakieś osiem lat wcześniej od sąsiada z naprzeciwka, ale że u niego nikt nie gra na pianinie, postanowił oddać go do sklepu z używanymi rzeczami. Ale tam pianina nie chcieli, więc przywiózł je do domu i akurat wtedy ja się napatoczyłam. 

Na pytanie, czy chcemy pianino, Emilia zareagowała entuzjastycznie i pianino zostało wtoczone do garażu. Stało tam dość długo. Emilia nie mogła się zdecydować czy tak naprawdę chce to pianino, czy nie. (W domu mieliśmy pianino elektroniczne.) W końcu oświadczyła, że chciałaby pianino, ale nie podoba jej się kolor. 

Temu akurat można było zaradzić dość łatwo. 

Emilia wybrała kolor farby, wraz z koleżanką wyczyściły instrument papierem ściernym, i pomalowały. 




Wówczas zaczęłam się zastanowić jak to pianino wnieść do środka. 
Mamy drzwi z kuchni do garażu, ale ułożenie ścian jest takie, że nie dałoby się wnieść tak dużego i ciężkiego przedmiotu. Stanęło na tym, że najlepiej będzie wnieść pianino przez ogródek i drzwi balkonowe. Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać, bo pianina zazwyczaj są dość ciężkie i o ile przesunąć je jeszcze jakoś dałam radę, to już podnieść odrobinkę przez próg do ogródka nie udało mi się nawet przy pomocy Krzyśka. A potem jeszcze są dwa stopnie na taras i kolejny próg. 

Z pomocą przybył kolega Krzyśka, i to nie tylko z siłą mięśni, ale i z pomyślunkiem. W samochodzie miał pasy, z kawałków drewna ułożył rampę. Trochę to trwało, ale pianino znalazło się w nowym miejscu przeznaczenia – dodam, że nie uszkodzone! 


Potem już zostało tylko wezwać stroiciela, bo nikt nie pamiętał, kiedy ostatni raz pianino było strojone. Bardzo miły pan nastroił pianino w miniony wtorek. 
Emilia jest zachwycona! We wtorek siedziała i grała do późna i myślałam, że już w ogóle nie pójdziemy spać tego dnia, ale w końcu i ona poległa. 

Pianino jeszcze nie do końca jest pomalowane. Jeszcze pulpit na nuty czeka na pomalowanie w garażu, a potem Emilia chciałaby wymalować jakieś wzory i nawet ma wybrane kolory, tylko nie może się zdecydować jakie te wzory mają być. I tak namyśla się od sierpnia. Może się okazać, że pianino zostanie już takie, jakie jest.

No i jeszcze na koniec dodam, że aby znaleźć miejsce w pokoju na to pianino musiałam przemeblować cały pokój dzienny. Meble z Ikei są może lekkie i łatwe do przestawiania ale nie z tymi wszystkimi książkami, albumami na zdjęcia, płytami CD, filmami DVD, i jeszcze innymi drobiazgami, które najpierw trzeba było z szafek powyciągać a potem na nowo poukładać. 

wtorek, 10 października 2023

Crater Lake: Gdzie strumyk płynie z wolna . . .


Mały strumyk, bujna roślinność, cudne kwiaty. Podziwianie dzikich kwiatów porastających podmokłą łąkę stanowi główny cel spaceru szlakiem Castle Crest Wildflower Trail (na terenie Crater Lake National Park). 


Ta krótka (0.64 km) i stosunkowo płaska trasa prowadzi ścieżką przez las, suche zbocze, obok strumienia i, co jest główną atrakcją, wiosenną łąkę wypełnioną polnymi kwiatami.


Lato w tym miejscu trwa krótko, ale jest za to bardzo intensywne kolorystycznie. Zimą, od października do początku lipca zalega tu śnieg, średnio ponad 15 metrów! Podczas gdy zaspy śniegu topnieją, kwitną maleńkie fiołki i jaskry. Kolejne gatunki zakwitają, zmieniając koloryt łąki przez cały sezon.


Mimo hord komarów, które uparły się, by zjeść nas żywcem, spacer sprawił nam sporo przyjemności. Kamienna ścieżka prowadzi wśród tak niesamowicie bujnej, soczystej zieleni, wśród kwiatów niemal nierealnie pięknych, że ma się wrażenie, że się jest w ... raju? 


Do ziemskiej rzeczywistości dość szybko sprowadzały nas komary, za nic mając te wszystkie środki, którymi się wypsikaliśmy, które podobno mają komary odstraszać. Nie odstraszyły komarów, ale też i komary nie odstraszyły nas.


Ogród Castle Crest Wildflower został założony w celach edukacyjnych w 1929 roku, kiedy to posadzono 200 gatunków kwiatów parkowych: dzikich kwiatów leśnych, kwiatów porastających wilgotne łąki, i trawiaste zbocza.



sobota, 7 października 2023

Emilia wpada w kłopoty

Emilia robi śniadanie: amerykański naleśnik o średnicy ok. 12 cm 1 szt.

Stan kuchni po śniadaniu: dwie brudne patelnie, w tym jedna z resztkami przypalonego naleśnika, jedna w zlewie, druga na kuchence; dwie brudne miseczki, w których Emilia mieszała miks naleśnikowy, dwie brudne łyżki — jeden zestaw na blacie, drugi w zlewie; dwie brudne szpatułki do przewracania naleśnika, jedna na kuchence, druga na blacie kuchennym; butelka z olejem na blacie; brudny talerz i widelec na stole.

Tarapaty w szkole: Podczas zajęć z języka angielskiego z nauczycielką na zastępstwie (nomen omen Polką, panią Kasią), Emilia przesiada się z przypisanego jej miejsca i siada obok przyjaciółki. Całą lekcję obie nie uważają i rozmawiają. Pani Kasia zostawia notatkę nauczycielowi, który dzwoni do mnie po południu. Ustawiam telefon na głośnomówiący, żebym nie musiała powtarzać Emilii co pan mówi. Za karę obie dziewczynki mają spędzić przerwę obiadową następnego dnia w klasie, w towarzystwie nauczyciela, wysłuchując kazania, to znaczy stosownej pogadanki dydaktycznej.
(Dodatkowo ja przykazuję Emilii przeprosić panią Kasię kiedy znowu będzie miała z nimi zastępstwo.) Do klasy dociera tylko Emilia, ponieważ Kennedy wpadła w jeszcze większe tarapaty i spędza przerwę obiadową w gabinecie dyrektora. (Dziewczyny nie zostają pozbawione obiadu, zabierają jedzenie z kafeterii i idą do wyznaczonego miejsca odbycia kary.) Ciekawe czy w następnym semestrze też będą miały wszystkie zajęcia razem.

Tarapaty w domu: Jak każde dziecko Emilia otrzymuje od czasu do czasu w prezencie pieniądze. Żeby nie przepuściła wszystkiego od razu, do czego ma spore skłonności, pieniądze te były na przechowaniu w mojej sypialni. Z czasem trochę się tego nazbierało, ale jak Emilia miała ochotę na droższą zachciankę to finansowała ją właśnie z tych odłożonych pieniędzy. Zawsze mi mówiła na co chce i ile jej potrzeba. Podczas wakacji, podpuszczona przez koleżankę Kennedy, wzięła sobie całe 300 dolarów tych swoich pieniędzy bez powiadamiania mnie— razem wydały te pieniądze na lody i pączki.
Kennedy do tej pory nie rozumie, że, mimo że to były formalnie pieniądze Emilii, ponieważ były na przechowaniu u mnie, Emilia nie powinna była wziąć ich sobie bez powiadamiania mnie. To, że wydanie 300 dolarów na pączki i lody jest niej do zaakceptowania jest dla nie nie do ogarnięcia, całkowicie poza jej możliwościami intelektualnymi. Przyznam, że moje uczucia do Kennedy dość mocno oziębiły się ostatnio.

Emilia zaczyna stawiać się: Zwróciłam Emilii uwagę, że podczas gdy ona jest wspaniałą koleżanką dla Kennedy, Kennedy nie wdaje się dobrą koleżanką dla Emilii. Ciągle się na Emilię obraża, zazwyczaj za rzeczy, na które Emilia nie ma wpływu na przykład za to, że ja nie pozwoliłam Emilii zanocować u Kennedy w środku tygodnia. Albo za to, przyjechałam odebrać Emilię z basenu osobiście (Kennedy chciała, żeby Emilia wróciła do domu z nią, tylko że jej mama nie powiadomiła mnie o tych zamiarach). Kiedy Kennedy obraża się na Emilię, jest dla niej niemiła, w rezultacie Emilia jest wścieła jak osa i przenosi swoją złość na domowników. 

Ale ostatnio Emilia postawiła się Kennedy. 

Wczoraj miały trening wcześniej niż zazwyczaj i szły na basen prosto ze szkoły. Basen jest za płotem szkolnym, ale nieopodal, tak 10 minut w jedną stronę jest McDonald. Ponieważ miały 45 minut, Kennedy chciała pójść do McDonalda. Ja prosiłam Emilię, żeby nie szły. Zrobiłam jej kanapki a o tym jak bardzo niezdrowe jest jedzenie śmieciowe rozmawiałyśmy już po wielokroć. Nie bardzo wierzyłam, że mnie córka posłucha, ale podobno nie poszły do McDonald. Emilia zjadła kanapkę a Kennedy jakieś ciastka od jeszcze innej koleżanki — najwyraźniej nie miała ochoty na spacer bez towarzystwa. Mam nadzieję, że Emilia w końcu przejrzy na oczy i uwolni się spod wpływu Kennedy.

wtorek, 3 października 2023

Crater Lake: Statek Widmo

Na pierwszy rzut oka ta ciemna, postrzępiona wyspa tuż przy brzegu Jeziora Kraterowego przywodzi na myśl obraz upiornego statku z wysokimi masztami i opadającymi żaglami stąd nazwa, Phantom Ship, czyli Upiorny Okręt, Statek Widmo. 

Phantom Ship, Crater Lake National Park

Najlepszy widok na tę niewielką wyspę (51,8 m wysokości, 152 m długości i 60,9 m szerokości) jest z punktu widokowego Phantom Ship Overlook. Do punktu widokowego nie trzeba nawet iść na nogach – umiejscowiony jest na parkingu samochodowym. Można też rzec, że to parking samochodowy umieszczony jest w punkcie widokowym. 

Zatrzymaliśmy się tam na nieco dłużej, ponieważ parking jest zacieniony a słońce już mocno operowało i byliśmy zmęczeniu po wspinaczce na Mount Scott i po spacerze do wodospadu Plaikni Falls. Byliśmy też głodni więc połączyliśmy odpoczynek z podziwianiem widoków urządzając sobie piknik z widokiem na Statek Widmo. Podziwiałam ja i Krzysiek, bo dziewczyny stwierdziły, że już jezioro widziały i "Ile razy można oglądać to samo jezioro!" 

Dziewczyny jadły w samochodzie, my ledwie kilka metrów od nich, wsparci o barierkę, zdecydowanie nie mając dość oglądania tego samego jeziora po raz n-ty. A jak już się posililiśmy i nieco odpoczęliśmy, w przypływie dobrego nastroju zaczęliśmy sobie robić selfie z Upiornym Statkiem w tle.


Założenie było takie, że jedno z nas palcem wskazuje wyspę. Nawet się udało, ale na tym najlepszym ujęciu niestety widać też pozostałości kanapek pomiędzy zębami. Zabawa skończyła się, kiedy ktoś zaproponował, że zrobi nam zdjęcie. W kadrze znaleźliśmy się oboje i wyspa, ale miny już nie takie radosne jak na fotkach zrobionych ledwie kilka minut wcześniej. 

(Z selfie mamy tak, że nie wychodzą nam zupełnie za to wspaniale się bawimy usiłując je zrobić i zazwyczaj ubaw mamy po pachy mimo dość mizernych wyników naszych usiłowań. Im gorsze zdjęcia nam wychodzą, tym lepiej i dłużej pamiętamy, jak dobrze się bawiliśmy je robiąc.)

Kiedy już się napatrzyliśmy i zjedliśmy co było do zjedzenia, w drodze do domku kempingowego zatrzymaliśmy się w jeszcze jednym miejscu na krótki spacer: Sun Notch Trail. Dziewczynom wcisnęłam kit, że to bardzo króciutki spacer do ostatniego już tego dnia punktu widokowego. Łaskawie wyszły z samochodu i udały się z nami w trasę, rzeczywiście niezbyt długą (1.3 km), ale za to nieco pod górę. Celem były kolejne widoki na to samo jezioro, które widzieliśmy już wcześniej, Crater Lake, ze Statkiem Widmem w roli głównej, ale i tę drugą wyspę, Wizard Island, też widać w oddali.

Sun Notch: Wizard Island

Sun Notch: Phantom Ship


Szlak w postaci pętli prowadzi częściowo uroczą łączką z pięknymi widokami na dwie góry, pomiędzy którymi trasa jest ulokowana.

Potem pojechaliśmy już prosto do naszej bazy. Wzięliśmy prysznic co trochę potrwało bo łazienkę mieliśmy jedną a było nas czworo, ale kiedy już spłukaliśmy z siebie kurz i pot, poczuliśmy się fantastycznie. Kolacja w barze szumnie nazwanym restauracją smakowała wybornie a dzień zakończyliśmy grając w grę rummikub, najpierw przed domkiem kempingowym, a kiedy komary zaczęły się nam naprzykrzać, w środku. Tak nam się dobrze grało, że nie mogliśmy przestać, mimo że oczy nam się już kleiły ze zmęczenia a pora była dość późna.