środa, 30 marca 2016

Świąteczny poranek

W świąteczny poranek wyszłam do ogródka  ale nie z zamiarem polowania na wielkanocnego zajączka czy w poszukiwaniu prezentu od tegoż. W natłoku codziennych zajęć ciągle nie udawało mi się zrobić zdjęć kwitnących aktualnie kwiatów - czas znalazłam w wielkanocny poranek.

Zdjęć jest sporo, bo to taka pora roku - kwitną tulipany, pierwiosnki i szafirki, kwitną też drzewka owocowe, porzeczki, jagody. Wczoraj na spacerze z Emilią wypatrzyłam pierwsze kwitnące bzy! To nawet na nasze warunki bardzo wcześnie. Kwitną ciągle jeszcze ciemierniki. Zaczynają rozwijać pąki kwiaty na rododendronach -  wszędzie wokół jest kolorowo i pachnąco - wiosennie!

















sobota, 26 marca 2016

Forest Foliage

Dostałam, już kilka lat temu, od Uli (KLIK) przecudną włóczkę Kidsilk Haze firmy Rowan, w kolorze gołębim. Wiedziałam, że zrobię z niej chustę, ale nie mogłam zdecydować się na wzór. Bo przecież musiał być to wzór z tych NAJ, wywołujący natychmiastowe Ach! i Och! A dodatkowo nie mógł być zbyt skomplikowany, abym dała sobie z nim radę bez prucia.

Czas leciał, a nic nie powalało mnie na kolana, aż pewnego dnia, niezbadane ścieżki bezkresu internetu doprowadziły mnie do zakątka Alany Dakos Never Not Knitting (KLIK). A jak już wstąpiłam w jej progii i pozachwycałam się do woli, sprawdziłam czy w mojej lokalnej bibliotece jest któraś z jej publikacji. Owszem, jest ich nawet kilka. A w jednej z nich "Botanical Knits 2", znajduje się opis wykonania chusty o pięknej nazwie Forest Foliage - chusty, którą postanowiłam wydziergać z Kidsilk Haze otrzymanej w prezencie od Ullak.

 
 
 
 

Dane techniczne:
  • włóczka: Kidsilk Haze (Rowan), 70% moher, 30% jedwab, 209 m/25 gram
  • zużycie: 42 gramy [354 metry]
  • druty: 3.5 mm
  • wzór: Forest Foliage by Alana Dakos z "Botanical Knits 2; 12 More Inspired Designs To Knit and Love"

 

środa, 23 marca 2016

Wiosenny ogródek

W ogródku wiosna na całego.  Kwitną pięknie narcyzy, szafirki, pierwsze tulipany.

Jakby tego było mało, postawiłam przy wejściu do domu donicę z bratkami.



Zaczynają też kwitnąć drzewka owocowe. Jednego dnia były pąki:


Dwa dni później pąki rozwinęły się i przez okno sypialni dojrzałam pierwsze kwiaty śliwy:


Kwiaty mokre od deszczu bo rozpadało się u nas wiosennie.

Rabatka przy wejściu do domu.




poniedziałek, 21 marca 2016

OBOB - eliminacje regionalne

12 marca, w jednym z lokalnych liceów, odbyły się eliminacje regionalne turnieju czytelniczego OBOB. Poza rodzicami i panią z biblioteki, swoją obecnością wspierały chłopców także pani wychowawczyni oraz pani dyrektor, która na turniej przyjechała prosto z lotniska wracając z konferencji w San Diego.

Krzyś z kolegami uzyskali najlepszy wynik w swojej grupie eliminacyjnej, ale niestety nie zakwalifikowali się do dalszej części konkursu, ponieważ zabrakło im kilku punktów.

W oczekiwaniu na ogłoszenie wyników.
Niemniej jednak, w nagrodę za udział w konkursie oraz niewątpliwe zwycięstwo w etapie szkolnym, wszyscy czterej chłopcy otrzymali po dyplomie i książce z podziękowaniem od pani dyrektor.



Na szczęście chłopcy nie rozpaczali kiedy dowiedzieli się, że nie przeszli do kolejnego etapu - mimo, że trochę im było szkoda.

piątek, 18 marca 2016

Odell Lake

Pod koniec lutego wybraliśmy się w góry zakosztować jeszcze trochę zimy.
Nad Odell Lake byliśmy już kilka razy, i latem, i zimą. (Historyczne wpisy tutaj KLIK.)

Odell Lake. Oregon
Trafiliśmy na roztopy. Mokry śnieg, temperatura powietrza powyżej zera stopni, ciepły, słoneczny dzień. W drodze na górkę Krzyś wypatrzył wygiętą w odwrócone U sosnę i nie przepuścił takiej okazji do zabawy.


Dzieci nie były zainteresowane zjeżdżaniem na sankach z górki.
Emilii spodobało się natomiast turlanie. Ale tym, co tak naprawdę pochłonęło moją córkę tego dnia było zajadanie się śniegiem. Podobno był pyszny - nie wiem, nie próbowałam. Emilia nie dała sobie wytłumaczyć, że śniegu się nie je, że brudny (tak na oko wyglądał na czysty, ale już tam trochę leżał, więc zapewne aż TAK czysty nie był...) itp. Na szczęście nie zaszkodziło jej i żadnych dolegliwości żołądkowych potem nie miała.


Krzysiek, natomiast, dorwał się do bryły śniegu po jakimś bałwanie i zaciekle coś w niej rzeźbił.

Jedno dziecko oddawało się sztuce, drugie - degustacji, a ja siedziałam sobie na kawałku drewna chłonąc rozpromienioną radość słońca.


Pobyt na świeżym powietrzu poprawił dzieciom apetyt - spałaszowały przywiezione z domu kanapki w mgnieniu oka, a herbata podobno była delicious! (pyszna!) Z cytryną, ale bez cukru.


Najedzona Emilia odmówiła założenia butów i udania się na spacer nad jezioro. Nie udało się jej przekonać, więc spakowaliśmy się i wróciliśmy do domu. Wyjazd na śnieg okazał się wyjątkowo krótki, ale za to w drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w tajskiej restauracji na obiad - mimo wcześniej zjedzonych kanapek, dzieci z chęcią zjadły swoją ulubioną zupę: Spicy Ginger Lemongrass Chicken Soup.

środa, 16 marca 2016

Filmy

W połowie stycznia zmobilizowałam się i zaczęłam znowu chodzić na bieżni.

Jak wiadomo, w miarę przybywania latek, metabolizm zwalnia, i chcąc osiągnąć widoczne efekty, trzeba podjąć kroki nieco bardziej zdecydowane - w moim przypadku przełożyło się to na wydłużenie czasu chodzenia z 30 minut do godziny.

Ale samo chodzenie w połączeniu z gapieniem się w pustą ścianę, choćby w najpiękniejszym i szalenie optymistycznym kolorze brzoskwiniowym jest nudne. W celu umilenia sobie czasu zazwyczaj słucham audiobuków, a co jakiś czas oglądam film.

I tu dochodzimy do sedna sprawy czyli właściwego powodu poczynienia niniejszego wpisu. Tak sobie dziarsko maszerując obejrzałam ostatnio kilka filmów wartych (moim skromnym zdaniem) obejrzenia, więc postanowiłam podzielić się tytułami. Recenzji moich własnych nie będzie, bo pisanie takowych to stanowczo nie moja bajka, ale za to są linki - do zwiastunów i recenzji na innych blogach.

Lista ułożona jest chronologicznie, w takiej kolejności, w jakiej filmy obejrzałam. Nie wartościuje ich pod żadnym względem ani nie grupuje w kategorie - kolejność, w jakiej filmy dotarły do mnie  była wynikiem tak wielu czynników, że możemy spokojnie tutaj mówić o najzwyklejszej przypadkowości.
No to miłego oglądania, często skropionego łzami (to ostrzeżenie):

  • Mój przyjaciel Hachiko (zwiastun: KLIK), recenzja na blogu (KLIK)
  • Me and Earl and the Dying Girl (zwiastun: KLIK), recenzja na blogu It's kind of fun... to watch movies (blog po polsku) (KLIK)
  • Timbuktu (zwiastun: KLIK), recenzja na blogu (KLIK)
  • Uciekinier (zwiastun: KLIK), recenzja na blogu (KLIK)
  • Sala Samobójców (zwiastun: KLIK), recenzja na blogu (KLIK)
  • Mój przyjaciel Hachiko (zwiastun: KLIK), recenzja na blogu (KLIK)
  • Testament Młodości  (zwiastun: KLIK), recenzja na blogu (KLIK)

niedziela, 13 marca 2016

Projekt dla domu Nr 12

Z dość sporym opóźnieniem prezentuję ostatni z serii dwunastu projektów dla domu: futryna drzwi z kuchni do pokoju.

Pierwszy problem - dekor, który odpadł wiele lat temu, został położony na lodówce i czekał. Oryginalnie był przyklejony, ale kleju stosownego nie miałam pod ręką, więc został przytwierdzony do ściany zwykłym gwoździem.
Na zdjęciach poniżej puste miejsce z brakującym dekorem (za to z taśmą maskującą tuż przed malowaniem futryny) a obok przytwierdzony i odmalowany na biało dekor.


Kuchnia-pokój to główny szlak komunikacyjny w naszym domu, a futryna z cierpliwością rzeczy martwych znosi to użytkowanie potulnie tylko coraz więcej na niej odcisków paluszków oraz materii organicznej i nieorganicznej niejasnego pochodzenia. Odmalowanie futryny to rzecz niezbyt skomplikowana, ale zanim do tego doszło, trzeba było ocalić kawałek historii rodzinnej utrwalony na niej.

Co roku, w okolicy urodzin, najpierw Krzysia, a teraz i Emilii, na futrynie drzwi kuchennych zostaje zaznaczony aktualny wzrost solenizanta/solenizantki. (Zdjęcie poniżej z lewej strony.)

Nie chciałam tych znaczków utracić.

W końcu wykombinowałam jak je przenieść na świeżą warstwę farby: przyczepiłam do futryny kawałek szarego papieru, odwzorowałam kreski, dopisałam daty. Po odmalowaniu futryny zrobiłam to jeszcze raz, tym razem przenosząc kreski z papieru na futrynę. Efekt - na zdjęciu poniżej po prawej stronie. Użyłam markera niezmywalnego, więc można spokojnie futrynę traktować wodą z detergentem w miarę potrzeby.






czwartek, 10 marca 2016

"I am robot"

W przedszkolu dzieci zazwyczaj mają różnego rodzaju zajęcia plastyczne. Ponieważ trzylatki od jesieni poznają literki (w kolejności alfabetycznej), większość projektów plastycznych związana jest z którąś z literek.
Niektóre wydają mi się szczególnie ciekawe - nie wiem czy to tylko z perspektywy dorosłego czy nie.
Jeden z takich projektów związany był z literką R.

R jak robot:

"I am robot"

A skoro jesteśmy już w temacie robotów i przedszkola, pragnę przedstawić maleńkiego robocika, którego Emilia dostała na walentynki w przedszkolu. Robocika zrobionego przez jedną z mam z soczku w kartoniku, kwadratowych cukierków, pudełka z cukiereczkami, czekoladki w kształcie serca, naklejanych oczu i włochatego drucika.


Robot ma nóżki z kwadratowych cukierków ale na zdjęciu zasłaniają je paluszki Emilii.

Krzyś też musiał znaleźć się na zdjęciu - w masce, którą Emilia dostała od innego dziecka, oraz z walentynkowymi lizakami.

poniedziałek, 7 marca 2016

Program Utylizacji Reasztek: Czapki

W styczniu odbyła się w naszym Kościele zbiórka zimowej odzieży dla potrzebujących. Między innymi proszono o czapki, szaliki, rękawiczki. Pomyślałam, że mogę przecież wydziergać kilka czapek - w koszu z włóczkowymi zapasami tyle kłębuszków czeka na swój czas! Zapaliłam się do pomysłu i do zakończenia zbiórki udało mi się zrobić 8 czapek i 2 szaliki.







Tak wyszło, że nie zrobiłam zdjęcia czapki Nr 5 - czapki, która najbardziej mi się podobała i nawet zastanawiałam się, czy jej sobie nie zostawić.





Po ósmej czapce zbiórka dobiegła końca, ale myślę, że jeszcze powstanie trochę czapek - wszak takowe akcje odbywają się dorocznie a włóczek czekających na zagospodarowanie posiadam jeszcze sporo.

Czapki dziergało mi się bardzo przyjemnie, a zabawa z układem i kolorami paseczków sprawiła mi sporą frajdę. A dzieci doskonale bawiły się pozując do zdjęć.