czwartek, 28 listopada 2013

Zakładki

Dzisiaj jeszcze jeden projekt zaczerpnięty z książki z serii Ready Freddy - zakładka.


Krzyś zrobił dwie, jedną dla siebie, drugą dla kolegi. Emilię strasznie intrygują czerwone włochate okulary - ciągle je odrywa.

poniedziałek, 25 listopada 2013

Bałwan

Dotarła do nasz północy arktyczna mroźna fala powietrza. W nocy temperatura powietrza spada do -8 stopni Celsjusza, w dzień, przy pięknym błękitnym niebie bez jednej chmurki ociepla się znacznie. Słońce cieszy zimową porą, brak chmur nie daje jednak nadziei na śnieg w najbliższym czasie. A akurat dzieci mają u nas tydzień wolnego od szkoły, możny by pojechać na sanki, ale śniegu brak. Szkoda.

W związku z niemożnością ulepienia bałwana śniegowego, pocieszamy się bałwankami cukrowymi.


Krzyś lubi książki z serii Ready Freddy. Na końcu każdej z książeczek jest propozycja jakiegoś projektu plastycznego. Na zdjęciu powyżej bałwan, pochodzący z Ready, set, snow!, wykonany, z pewnymi modyfikacjami, ze słodyczy, które akurat mieliśmy w domu: pianki nadziane na wykałaczkę, żeby korpus bałwana trzymał się w całości, paluszki, miętówka w czekoladzie (i sreberku), kawałek żelkowego ludzika, cukrowe kropeczki do dekoracji wypieków.

Bałwan długo nie zagrzał miejsca - zapozował i zniknął w przewodzie pokarmowym starszego dziecka. Gorycz z powodu braku białego puchu - osłodzona!

środa, 20 listopada 2013

PUR: Kryształki

Emilka ma kilka ładniutkich świątecznych (bożonarodzeniowych) sukienek, ale brakowało mi do nich odpowiedniego sweterka. Zimy u nas łagodne wprawdzie, ale na bieganie z krótkim rękawem jednak za chłodne. Część sukienek ma długi rękaw, ale i tak sweterek zdałoby się mieć.



Przejrzałam zawartość schowków z włóczkami i znalazłam czerwoną, 100% akryl, Lion Brand Vanna's Choice Solids, Heathers & Twists (155 m/100 gr), która została mi kilka lat temu po zrobieniu tego sweterka dla Krzysia. Na drutach 5 mm, na sweterek w rozmiarze na 18 miesięcy, zużyłam 160 gram włóczki (248 m).

  Z założenia sweterek miał być prosty, ale postanowiłam dodać mu nieco świątecznego charakteru w postaci koralików. Wymyśliłam sobie czerwone, ale w odcieniu nieco ciemniejszym niż sama włóczka. Niestety, nie udało mi się takich znaleźć, więc kupiłam to co było - koraliki wyglądające jak kryształki lodu. Na zimowy sweterek - jak znalazł!
I choć raz nie miałam kłopotów z dobraniem guzików - przezroczyste świetnie się komponują z koralikami-kryształkami.

Sweterek robiłam od góry i celowo nie jest zbyt długi, aby nie zasłaniał sukienek. W połowie dodałam trochę oczek, aby rozszerzał się ku dołowi - na dodanych oczkach znajdują się koraliki nieco maskując narzuty, które na takiej grubej włóczce nie prezentują się za ładnie.

Rękawy robiłam na okrągło, więc niczego nie musiałam zszywać.

Choć raz udało mi się trafić odpowiednio z rozmiarem - sweterek wyszedł taki w sam raz. Rękawy są odrobinkę za długie, więc chyba nie muszę się obawiać, że w ciągu miesiąca okażą się za krótkie.


Emilia jeszcze publicznie nie prezentowała najnowszej kreacji, a do zdjęć zapozowała w sukience nie-bożonarodzeniowej, z kolorem różowym. Wprawdzie kolorystycznie nie pasuje, ale nie miałam serca maltretować dziecka przebieraniem tylko po to, żeby zrobić zdjęcie sweterka. 

poniedziałek, 18 listopada 2013

Ośmiolatek

Krzyś skończył wczoraj osiem lat. Wprawdzie imprezy urodzinowej miało nie być, bo z zachowaniem bywa różnie, ale postanowiłam dziecku zrobić niespodziankę i w tajemnicy zaprosiłam jego dwóch najlepszych kolegów. I pewnie niespodzianka by się udała, ale w piątek, w szkole, pani z całą klasą składała Krzysiowi życzenia i śpiewali mu Happy Birthday, czym mu uświadomili, że urodziny jego są w tę najbliższą niedzielę.

W sobotę natomiast przyszły pocztą dwa prezenty, przyniesione przez dwóch listonoszy. Pierwszy prezent został dostarczony przez kuriera. Ledwie zdążyliśmy go rozpakować, jeszcze rozbrzmiewały okrzyki radości wywołane widokiem klocków Lego, kiedy ponownie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Po otworzeniu ujrzeliśmy naszego listonosza z kolejną paczką w ręce - Krzyś rzucił się na paczkę, a kiedy w środku znalazł kalendarz Minecraft, to ze szczęścia oszalał.

Ponieważ ja nadal nic o urodzinach nie mówiłam, w sobotę wieczorem sam zapytał, czy będziemy obchodzić jego urodziny. Kiedy usłyszał, że nie, wpadł w taką rozpacz, że nie mogłam patrzeć na jego łzy ani słuchać szlochań i powiedziałam mu o niespodziance.


W urodzinowy poranek dziecko dostało na śniadanie urodzinową babeczkę oraz prezent od rodziców i siostry i drugą część prezentu, który przyszedł w sobotę pocztą (jeszcze jedne klocki Lego). Czas do przybycia gości mieliśmy z głowy - Krzyś bawił się klockami Lego.

Po południu zjawili się goście, prezenty zostały odpakowane natychmiast a nie zwyczajem amerykańskim, pod koniec imprezy, po dmuchaniu świeczek. I dobrze, bo była tam gra, w którą dzieci zaczęły natychmiast grać.


Potem była pizza, a potem tort.


Angry bird na torcie nie wyszedł mniej koślawy niż za pierwszym podejściem, ale i tak podobał się Solenizantowi i gościom.

Dzieci ładnie się bawiły i cały dzień był bardzo udany.


czwartek, 14 listopada 2013

Karate kid - żółty pas

Wczoraj Krzysiek, wraz z dziesięciorgiem innych dzieci, zdawał egzamin na żółty pas karate.

Egzamin był odpowiednio celebrowany. Dzieci miały zapowiedziane, że mają przybyć czyste (umyte włosy, buzie, ręce, nogi), z obciętymi paznokciami i w czystych strojach gi. Rodzice dostali także tę informację na piśmie. Trochę to smutne, że o tak oczywistych rzeczach trzeba powiadamiać rodziców, ale cóż, takie czasy. W sumie to cieszę się, że w akademii nie ma przyzwolenia na bylejakość.

Z tej okazji moje starsze dziecko samo umyło sobie włosy i to cztery razy.
I pierwszy raz nie protestowało kiedy mu obcinałam paznokcie. Wystarczyło, że zapytałam co będzie, jak nie zostanie dopuszczony do egzaminu z powodu nie umytych włosów czy nie obciętych paznokci.

Przez godzinę dzieci wykonywały kopnięcia, blokady, wymachy i inne różne figury wyuczone w trakcie zajęć. Punktem kulminacyjnym była prezentacja wyuczonej sekwencji kata. Aż miło było patrzeć w jakim skupieniu mali karatecy równocześnie wykonywali polecenia Sensei, który bacznie obserwował swoich uczniów i odnotowywał kolejne zaliczone części egzaminu.


Po egzaminie, kiedy już z dzieciaków pot spływał strumieniami, nastąpiło ogłoszenie wyników (wszyscy zdali!) a potem celebracja zmiany koloru pasów.

Sensei zaprosił egzaminowanych do swojego gabinetu, gdzie każde dziecko dostało swój upragniony żółty pas, zawiązany własnoręcznie przez nauczyciela z wygłoszonymi równocześnie gratulacjami. Potem sobie trochę pożartowali i powygłupiali się, a potem wyłonili się zza drzwi, z dumą prezentując oczekującym rodzicom i rodzeństwu właśnie zdobyty obiekt westchnień.

A potem nastąpiła nie taka znowu krótka sesja zdjęciowa. Były fotki grupowe - każdy kto miał jakiekolwiek urządzenie robiące zdjęcia nacykał ich do woli.


Po zbiorówce Sensei pozował z każdym ze swoich uczniów z osobna.


Po niemal dwóch godzinach opuściliśmy budynek akademii.

I od wczoraj dziecko wierci mi dziurę w brzuchu KIEDY ma następną lekcję karate. Niestety dopiero w sobotę, ku wielkiemu żalowi posiadacza żółtego pasa, który najchętniej chyba by zamieszkał w dojo.


środa, 13 listopada 2013

Koszmar

Przyszło mi doświadczyć koszmaru, jaki codziennie przytrafia się wielu osobom - zginęła mi torebka. Zginęła w miejscu publicznym, została bez mojej opieki i jej zawartość mogła zmienić właściciela.

Wczoraj, na basenie, zostawiłam ją na wieszaku w łazience. Ale dopiero dwie godziny później zauważyłam jej brak. Kiedy już położyłam dzieci spać i chciałam włożyć do torebki dokumenty potrzebne na dzisiejsze spotkanie.

A torebki nie ma. Wcięło.

Dość szybko dotarło do mnie, że zawieruszyła się poza domem. W torebce był też telefon komórkowy. Stacjonarnego nie mamy a mąż na wyjeździe, czyli poza internetem zostałam odcięta od świata a tu trzeba szybko działać, żeby ograniczyć ewentualne straty finansowe.

Co robić? Pędem do sąsiadów - na szczęście mam uczynnych i zawsze chętnych do pomocy. Sąsiadka pożyczyła mi swoją komórkę do rana, więc mogłam od siebie dzwonić i po kolei blokować karty kredytowe i debetowe oraz powiadamiać banki. Przy okazji dowiedziałam się, że poza tymi dokonanymi przeze mnie, nie pojawiły się na moich kontach żadne nowe transakcje - dodało mi to trochę otuchy, bo złodzieje zapewne działaliby szybko.

Najpierw jednak zadzwoniłam pod swój własny numer w nadziei, że dzieci postanowiły zrobić mi kawał i schować torebkę. Niestety nie.

Zadzwoniłam też do sklepu, w którym robiłam zakupy tego popołudnia, ale mimo, że ochroniarz poszedł sprawdzić wózki na zakupy, niczego nie znalazł.

Basen był już zamknięty.

Po godzinie wszystkie możliwości wyciągnięcia pieniędzy poprzez karty zostały zablokowane a mąż powiadomiony - jeśliby się nie znalazł telefon, trzeba by zawiadomić też firmę telekomunikacyjną, a to konto jest na męża.

Przed oczyma zaczęły mi się snuć wizje koszmaru przechodzenia przez wyrabianie nowego prawa jazdy i innych formalności, które od następnego dnia będę musiała załatwiać. Dobrze, że zakupy miałam zrobione a benzynę zatankowałam dzień wcześniej, czyli że nawet bez pieniędzy te kilka dni bym przetrwała.

Nie mogłam zasnąć, a potem źle spałam. Emilia chyba wyczuwała moje zdenerwowanie bo też ciągle przebudzała się, akurat wtedy, kiedy udawało mi się nieco przysnąć. W końcu wstałam o 4 rano i doczekałam do 5.30, kiedy to otwierają basen. Zadzwoniłam, przedstawiłam się i powód mojego telefonu, i zapytałam czy torebki mojej nie znaleziono.

- Jakiego koloru ta torebka?
- Brązowa.
- A tak, mamy ją tutaj. Proszę odebrać kiedy pani będzie pasowało.

Łuuuup! Kamień spadł mi z serca i obawiam się, że mocno naruszył fundamenty. To przynajmniej dokumentów nowych nie muszę wyrabiać!

Niecierpliwie czekałam aż dzieci się obudzą, żeby odebrać zgubę. W domu sprawdziłam zawartość torebki ze szczególnym uwzględnieniem portmonetki - nie zginęło nic, nawet jeden dolar!


niedziela, 10 listopada 2013

Przygotowania do zimy

Mąż kupił tuby na śnieg. Napompował, także tę, która się ostała z lat poprzednich. Dzieci przetestowały wytrzymałość w warunkach domowych a kiedy największe szaleństwo ustąpiło, starsze dziecię wymościło sobie na tubach kącik do czytania.


Teraz czekamy na śnieg, którego na razie w górach nie ma. Jak spadnie, wybieramy się poszaleć na białym puchu.

piątek, 8 listopada 2013

Make up

Mała zaczęła mi podbierać kosmetyki. Na razie tylko tusz do rzęs.


Nauczyła się wchodzić na toaletę i ściąga wszystko czego stamtąd dosięgnie.
Na szczęście szybko przyłapałam ją na malowaniu się i obeszło się bez większych strat.

środa, 6 listopada 2013

Duszki

W całym tym zamieszaniu z zachowaniem Hultajstwa i przy całym tym wyczerpaniu emocjonalnym, nie miałam głowy do pokazywania duszków halloweenowych, które moje dziecko zrobiło w szkole. A warto o nich wspomnieć, bo wykonać je można szybko i łatwo a do tego jest to wspaniała zabawa dla dzieci.


Duszka robi się z chusteczki higienicznej i włochatego drucika tutaj zwanego pipe cleaner. Potem mazakiem lub długopisem rysujemy oczka i buźkę i zawieszamy na sznurku. W szkole dzieci robiły po cztery duszki a potem wiązały je w naszyjnik.
U nas zawisły na lampie, bo szkoda mi ich było wywieszać na zewnątrz na deszcz. I tak sobie wiszą nadal, i powiszą aż do święta dziękczynienia, po którym zacznę zmieniać wystrój na bożonarodzeniowy.


A skoro o Pierworodnym mowa to warto wspomnieć, że zachowanie trochę się poprawiło. Bywają dni, kiedy jest tak miły i grzeczny, że oczy przecieram ze zdumienia. Niestety bywają też dni, kiedy muszę mu przypominać, że ma się ładnie odzywać. Halloweenowy czwartek był ciężkim dniem ze względu na karę - nie poszliśmy w przebraniu zbierać po domach cukierki! Natomiast pojechaliśmy na lekcję pływania - moje dziecko było jedynym dzieckiem na basenie. Ale trzeba było tak postąpić, bo do twardej główki mojego upartego syna dotarło, że rodzice nie puszczają słów na wiatr, a niebawem ósme urodziny, i chciałoby się zaprosić kilku kolegów...

niedziela, 3 listopada 2013

Lacey Sweater Zoe Mellor dla Emilii

Lacey Sweater Zoe Mellor z miejsca podbił moje serce kiedy go zobaczyłam po raz pierwszy kilka lat temu. Chyba nie ma bardziej dziewczęcego sweterka niż właśnie ten, najpiękniejszy w kolorze różowym oczywiście. Przez lata nie miałam za bardzo dla kogo go wydziergać, wraz z narodzinami Emilii wiedziałam, że córeczka moja, prędzej czy później, Lacy Sweater będzie miała w swojej garderobie.
I już ma.


Z włóczki Madrid Solid Lane Cervinia (50% akryl, 50% wiskoza, 50gr/104m) którą dostałam na baby shower, kiedy wiadomo było, że będę miała córeczkę. Na drutach 3 mm i 3.25 mm wg opisu z książki Adorable Knits for Tots.


Wprowadziłam kilka modyfikacji:

  • poza dolną koronką, sweterek robiłam bezszwowo, na okrągło, zmniejszyłam więc ilość oczek o 4;
  • zmniejszyłam także otwór na głowę - po przeczytaniu komentarzy dziewiarek na Ravelry;
  • rękawy również robiłam na okrągło - dobrałam oczka wzdłuż wycięcia korpusu i zanim zamknęłam oczka w okrążeniach, przez dwa powtórzenia schematu zastosowałam stopniowe dobieranie oczek, aby nieco ukształtować główkę rękawa, potem zmieniłam ujmowanie oczek dostosowując je tak by lepiej posłużyło mojemu wyrobowi.


Sweterek robiłam według opisu najmniejszego rozmiaru (12 miesięcy), ale z racji grubszej włóczki, wyszedł nieco za duży na moją 16-miesięczną córeczkę - wydaje mi się, że wyszedł mi rozmiar na 2-3 lata. Zużyłam na niego 190 gram (396 m) włóczki.


Jeśli będę jeszcze raz dziergać ten sweterek według opisu dla tego samego rozmiaru, wcześniej zacznę wrabiać motyw kwiatka, aby nie kończył się bezpośrednio pod dekoltem. Wycięcia na rękawy też mogłyby być mniejsze.

Opis jest dość dobrze zrobiony o ile ktoś jest przyzwyczajony do amerykańskiej szkoły opisów wykonania - moim zdaniem Amerykanie mają tendencję do niepotrzebnego komplikowania opisów. W każdym razie ja poradziłam sobie. Dziergając dolną część, koronkową, musiałam cały czas śledzić opis wykonania. Wydawało mi się, że autorka proponuje zbyt dużą liczbę powtórzeń, zrobiłam po swojemu, a w rezultacie prułam i robiłam tak jak było w opisie, ponieważ po dobraniu oczek na zasadniczą część korpusu, ta część plastycznie wydłuża się opadając w dół i zbyt krótka koronka zachowuje się jak ściągacz - nie wskazane!

Sweterek zaliczył już nie tylko sesję zdjęciową, ale też i pierwsze wyjście - przyciąga uwagę i podoba się wielu osobom, ze mną na czele.

Zaliczył już też pierwsze pranie, ale tutaj zaskoczeń nie było, bo Emilia ma już jeden sweterek z tej włóczki - można go obejrzeć tutaj.

Mam ogromną ochotę zrobić jeszcze jeden taki sweterek, w innym kolorze...