środa, 13 listopada 2013

Koszmar

Przyszło mi doświadczyć koszmaru, jaki codziennie przytrafia się wielu osobom - zginęła mi torebka. Zginęła w miejscu publicznym, została bez mojej opieki i jej zawartość mogła zmienić właściciela.

Wczoraj, na basenie, zostawiłam ją na wieszaku w łazience. Ale dopiero dwie godziny później zauważyłam jej brak. Kiedy już położyłam dzieci spać i chciałam włożyć do torebki dokumenty potrzebne na dzisiejsze spotkanie.

A torebki nie ma. Wcięło.

Dość szybko dotarło do mnie, że zawieruszyła się poza domem. W torebce był też telefon komórkowy. Stacjonarnego nie mamy a mąż na wyjeździe, czyli poza internetem zostałam odcięta od świata a tu trzeba szybko działać, żeby ograniczyć ewentualne straty finansowe.

Co robić? Pędem do sąsiadów - na szczęście mam uczynnych i zawsze chętnych do pomocy. Sąsiadka pożyczyła mi swoją komórkę do rana, więc mogłam od siebie dzwonić i po kolei blokować karty kredytowe i debetowe oraz powiadamiać banki. Przy okazji dowiedziałam się, że poza tymi dokonanymi przeze mnie, nie pojawiły się na moich kontach żadne nowe transakcje - dodało mi to trochę otuchy, bo złodzieje zapewne działaliby szybko.

Najpierw jednak zadzwoniłam pod swój własny numer w nadziei, że dzieci postanowiły zrobić mi kawał i schować torebkę. Niestety nie.

Zadzwoniłam też do sklepu, w którym robiłam zakupy tego popołudnia, ale mimo, że ochroniarz poszedł sprawdzić wózki na zakupy, niczego nie znalazł.

Basen był już zamknięty.

Po godzinie wszystkie możliwości wyciągnięcia pieniędzy poprzez karty zostały zablokowane a mąż powiadomiony - jeśliby się nie znalazł telefon, trzeba by zawiadomić też firmę telekomunikacyjną, a to konto jest na męża.

Przed oczyma zaczęły mi się snuć wizje koszmaru przechodzenia przez wyrabianie nowego prawa jazdy i innych formalności, które od następnego dnia będę musiała załatwiać. Dobrze, że zakupy miałam zrobione a benzynę zatankowałam dzień wcześniej, czyli że nawet bez pieniędzy te kilka dni bym przetrwała.

Nie mogłam zasnąć, a potem źle spałam. Emilia chyba wyczuwała moje zdenerwowanie bo też ciągle przebudzała się, akurat wtedy, kiedy udawało mi się nieco przysnąć. W końcu wstałam o 4 rano i doczekałam do 5.30, kiedy to otwierają basen. Zadzwoniłam, przedstawiłam się i powód mojego telefonu, i zapytałam czy torebki mojej nie znaleziono.

- Jakiego koloru ta torebka?
- Brązowa.
- A tak, mamy ją tutaj. Proszę odebrać kiedy pani będzie pasowało.

Łuuuup! Kamień spadł mi z serca i obawiam się, że mocno naruszył fundamenty. To przynajmniej dokumentów nowych nie muszę wyrabiać!

Niecierpliwie czekałam aż dzieci się obudzą, żeby odebrać zgubę. W domu sprawdziłam zawartość torebki ze szczególnym uwzględnieniem portmonetki - nie zginęło nic, nawet jeden dolar!


6 komentarzy:

Jula pisze...

No top faktycznie horror !..
Dobrze,że uczciwi pracownicy na basenie.
Przyznam ,że też mi ulżyło.;)
Pa!

Krycha pisze...

ja niestety nie odzyskałam swojej torebki i wiem jaki to horror wyrabiać wszystkie dokumenty.Tak to jest jak się ma tysiąc spraw na głowie ale całe szczęście,że się znalazła a fundamenty sie ostały hihi Wszystkiego dobrego

Ataner pisze...

Wspolczuje! Budujace jest jednak to, ze sa jeszcze uczciwi ludzie.

hrabina pisze...

Znam ten koszmar, bo przytrafiło mi się to nie raz. Ciesze się, że wszystko zakończyło sie pomyślnie!

Anka

Motylek pisze...

Jula - Pracownicy, albo pływacy!

Krycha - Bardzo Ci współczuję bo wiem przez co przeszłaś - wiele lat temu, jeszcze w Polsce, skradziono mi torebkę z całą zawartpścią.

Ataner - Zaraz człowiekowi raźniej się robi, prawda?

Hrabina - Czasem trudno upilować wszystkie ruchome (dzieci) i nieruchome drobiazgi...

Motylek

splocik pisze...

A ja przeżywałam horror czytając Twoją relację.
Mogę sobie wyobrazić, co przeżywałaś, bo jak mi zawieruszy się komórka lub klucze, to wpadam w panikę. Torebki niegdy nie zawieruszyłam i mam mandzieję, że tego nie zrobię, chociaż los płata różne figle.
Cieszę się, że już po strachu i wszystko wraca do normy. :)))
Pozdrawiam ciepło.