W pierwszą niedzielę października wybraliśmy się nad ocean.
Pogoda rozpieszcza nas na razie, jest ciepło, mimo że to już jesień. Krzyś nadal chodzi do szkoły w krótkich spodenkach, choć w swetrze.
Tego dnia miało być ciepło także nad oceanem.
Wkrótce po tym jak rozłożyliśmy się na plaży, podeszło do nas dwoje młodych ludzi i zapytało czy nie chcemy latawca - oni już opuszczali plażę i latawiec nie był im potrzebny.
Mamy wprawdzie w domu trzy inne latawce, ale ucieszyliśmy się niezmiernie z tego miłego gestu. Dzieci miały dodatkową atrakcję!
Niestety wiatr wiał tak, że wszystkie zdjęcia trzeba było robić pod słońce - wspomnienia pozostały kolorowe.
Po pewnym czasie przyczepiliśmy linkę latawca do trzonka saperki - unosił się nad nami, przypominając o swojej obecności cieniem przemykającym po piasku i rzeczach. Dzieci zajęły się inną zabawą, ale od czasu do czasz przypominał im się latawiec.
Nie bawiliśmy na plaży zbyt długo, ponieważ wiatr okazał się zbyt zimny, mimo wkładanych kolejnych warstw odzieży. Opuszczając plażę przekazaliśmy latawiec kolejnej rodzinie, też z dwójką małych dzieci - ucieszyli się...
Nie pojechaliśmy jeszcze do domu, pora była wczesna i szkoda było dnia. Znaleźliśmy plac zabaw - dzieci wybawiły się setnie.
Na koniec - spacer pomostem w porcie oraz kotwica - ulubiony obiekt wspinaczkowy moich dzieci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz