Po obejrzeniu jednego z odcinków kreskówki "SpongeBob", Smyk wyciągnął z szuflady kuchennej szpatułkę (ukochany przyrząd SpongeBoba) i zaczął świrować: przytulać ją, całować, spać z nią, brać do kąpieli. Kiedy zobaczyłam, że pakuje ją do plecaka, żeby zabrać do szkoły - zaprotestowałam. Nastąpiła obraza majestatu, ale uznałam, że szkoła to nie miejsce dla szpatułki.
W tym czasie odwiedził nas Damian, kolega Smyka. Smyk oświadczył mu, że aby dotknąć szpatułkę, musi mu zapłacić 50 centów - to ewidentnie wpływ innej postaci, Mr. Krabbs'a. Na dodatek wysmarował stosowne obwieszczenie, które przyczepił do drzwi.
Na moje sugestie, że mogą być udawane pieniądze, zaprzeczył - miał na myśli prawdziwe!
Po wyjściu Damiana odbyliśmy pogawędkę - długą i obficie podlaną łzami, bo Hultajstwo nie mógł pojąć, że żądanie opłaty za zabawę jego zabawkami jest niestosowne. No bo przecież Mr. Krabbs pobiera opłatę za wszystko, więc takie postępowanie jest jak najbardziej w porządku!
Musiałam mu wytłumaczyć, że bajka ta jest przeznaczona dla trochę starszych dzieci, które już wiedzą co można a czego nie, i oglądając, zdają sobie sprawę z tego, które z zachowań są naganne, a które można naśladować. I że muszę mu takie rzeczy mówić, bo jak tego nie zrobię, to nie będzie wiedział, a jak nie będzie wiedział, dalej będzie robił rzeczy których nie należy. W końcu dotarło, a Smyk przestał mieć do mnie pretensje o nieuzasadnione zarzuty.
Następnego dnia powiadomiłam mamę Damiana, że pewne sprawy wyjaśniłam ze Smykiem, a od tej pory kreskówkę dozuję bardzo oszczędnie, a na dodatek oglądamy odcinki tylko razem i przy każdym przypadku nieodpowiedniego zachowania któregokolwiek z bohaterów zatrzymuję film, a Smyk musi mi wytłumaczyć kto zrobił coś źle i dlaczego tak nie robimy.
To, niestety, tylko jeden z przykładów negatywnego wpływu tej akurat kreskówki na moje dziecko. Ostatnio nawet mąż zgodził się ze mną co do tego, choć do tej pory lekceważył moją opinię w tej kwestii.
W tym czasie odwiedził nas Damian, kolega Smyka. Smyk oświadczył mu, że aby dotknąć szpatułkę, musi mu zapłacić 50 centów - to ewidentnie wpływ innej postaci, Mr. Krabbs'a. Na dodatek wysmarował stosowne obwieszczenie, które przyczepił do drzwi.
Na moje sugestie, że mogą być udawane pieniądze, zaprzeczył - miał na myśli prawdziwe!
Po wyjściu Damiana odbyliśmy pogawędkę - długą i obficie podlaną łzami, bo Hultajstwo nie mógł pojąć, że żądanie opłaty za zabawę jego zabawkami jest niestosowne. No bo przecież Mr. Krabbs pobiera opłatę za wszystko, więc takie postępowanie jest jak najbardziej w porządku!
Musiałam mu wytłumaczyć, że bajka ta jest przeznaczona dla trochę starszych dzieci, które już wiedzą co można a czego nie, i oglądając, zdają sobie sprawę z tego, które z zachowań są naganne, a które można naśladować. I że muszę mu takie rzeczy mówić, bo jak tego nie zrobię, to nie będzie wiedział, a jak nie będzie wiedział, dalej będzie robił rzeczy których nie należy. W końcu dotarło, a Smyk przestał mieć do mnie pretensje o nieuzasadnione zarzuty.
Następnego dnia powiadomiłam mamę Damiana, że pewne sprawy wyjaśniłam ze Smykiem, a od tej pory kreskówkę dozuję bardzo oszczędnie, a na dodatek oglądamy odcinki tylko razem i przy każdym przypadku nieodpowiedniego zachowania któregokolwiek z bohaterów zatrzymuję film, a Smyk musi mi wytłumaczyć kto zrobił coś źle i dlaczego tak nie robimy.
To, niestety, tylko jeden z przykładów negatywnego wpływu tej akurat kreskówki na moje dziecko. Ostatnio nawet mąż zgodził się ze mną co do tego, choć do tej pory lekceważył moją opinię w tej kwestii.
2 komentarze:
oj, ku przestrodze przeczytałam. W głowie mojego szkraba zaczynają kocić się ciekawe pomysły - to już ten wiek;)
Agata - to niesamowite jakie pomysły potrafią się wykocić w główkach naszych szkrabów!
Motylek
Prześlij komentarz