.
Dzieciom udało się wypatrzeć a nawet złapać maleńkiego kraba, którego po chwili Krzyś wypuścił na wolność.
Odpływ odsłonił piękną wystawę rozgwiazd przyczepionych do skały, o koloniach małż już nawet nie wspomnę - do wysokości 1,5 m przykrywały skały grubą warstwą.
Przy samej wodzie było wprawdzie chłodniej, ale za to z mokrego piasku dało się robić babki, a i ściany wykopanych przez dzieci dołków tak szybko się nie obsuwały.
Ostatnie miejsce, w którym się zatrzymaliśmy, to plaża (nazwy nie zapamiętałam) z ujściem strumienia, i nad tym strumieniem, dość daleko od otwartych przestrzeni plaży, udało się znaleźć nieco spokoju.
Krzyś zaraz znalazł sobie pień drzewa, po którym mógł się wspinać.
Emilia zaczęła się taplać w wodzie. Na zdjęciu poniżej nosi wodę ze strumyka do wiaderka.
Zabawa tak ją pochłonęła, że nie zwróciła uwagi, że chce jej się do toalety, a kiedy to sobie uświadomiła, było już za późno, więc trzeba się było udać do samochodu po suche rzeczy. A że zbliżała się pora obiadu, zebraliśmy się i pojechaliśmy coś zjeść.
Kiedy Emilia spała popołudniu, zabrałam Krzysia na basen hotelowy. Tym razem znalazł sobie dwóch kolegów w podobnym wieku, z którymi się wybawił, a ja, czekając na niego przy basenie, poczytałam książkę.
2 komentarze:
U Was plaża, u nas plaża - na mikroskopijną skalę, ale jest - więc dzieciaki szczęśliwe.
Takie wianie piaskiem zaliczyliśmy ostatniego lata. Na plażę można było wjechać autem i po dwóch godzinach koła były obsypane kopczykami piachu. Piach mieliśmy wszędzie! - dosłownie, a auto wymagało solidnego odkurzania wszystkich szczelin. Mało przyjemne doświadczenie.
Zgadzam się w pełni z tym o czym wspomniałaś u mnie, naszym dzieciom dać wodę do zabawy to jak otworzyć drzwi raju...
Hrabina - dla dzieci rozmiar plazy nie ma znaczenia -piach jest, woda jest, pogoda bez znaczenia!
Oj nasze auto tez wymagalo solidnego odkurzania...
Motylek
Prześlij komentarz