Niestety nie można wejść na górę, co zawsze stanowi największą atrakcję, mimo, że oregońskie latarnie nie należą do wysokich. Obejrzeliśmy pomieszczenie na dole, chroniąc się na chwilę przed wiatrem. Potem, ostatni rzut oka na plażę i powrót do samochodu.
Wiało chyba jeszcze mocniej niż w poprzednich dniach, więc spacer po plaży odpuściliśmy sobie.
Jeszcze na koniec zatrzymaliśmy się do toalety w stałym miejscu nad rzeczką, a że Emilia właśnie się obudziła, przystanek nieco się przedłużył.
Wypatrzyliśmy w rzece raki, ale nie dawały się złapać - nie sądziłam, że tak szybko potrafią uciekać te niby "nieboraki." Emilia poślizgnęła się i pacnęła do błota. Nic jej się nie stało, ale wrzask był nieziemski bo cała się tym błotem utytłała. Przebranie w czyste rzeczy osuszył łzy. I jeszcze obserwowałam tańczące w locie motyle - przez kilkanaście minut ani na chwilę nie przysiadły aby odpocząć, cały czas latały wokół nas, więc przestałam żałować, że aparat został w samochodzie, bo pewnie i tak by mi się nie udało zrobić zdjęcia.
1 komentarz:
Piekna okolica :)
Prześlij komentarz