środa, 9 maja 2012

Wezwanie do sądu

Dwa tygodnie temu dostałam wezwanie do sądu.
Nie chodzi o pozew, nie wytoczono mi żadnej sprawy.
Nie mam też wystąpić w charakterze świadka.

Ktoś tam doszedł do wniosku, że jestem szanowaną obywatelką i nadaję się  na ławnika.
Nie wiem jak zostaje się ławnikiem w Polsce, ale w USA dostaje się wezwanie z sądu, z załączonymi instrukcjami gdzie i kiedy się zgłosić. Zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że nie znajdzie się w składzie ławy przysięgłych, ale jak się ma pecha  to można utknąć na dość długo, a wywiązać się z obywatelskiego obowiązku wszak trzeba!

Chętnie obejrzałabym na własne oczy jak w rzeczywistości wygląda to, co znam jedynie z filmów, ale 30 maja wypada na trzy tygodnie przed porodem, a to  niezbyt dogodny czas na nowe doświadczenia.

Zadzwoniłam więc do sądu, bo miałam podejrzenia, że aby zostać ławnikiem, trzeba mieć obywatelstwo, a ja od jakiegoś czasu zwlekam ze zmianą statusu z rezydenta na obywatela bo jakoś tak mi się nazbierało innych spraw, a poza tym to jednak spory koszt - prawie tysiąc dolarów.

Miły głos potwierdził moje przypuszczenia, przefaksowałam odpowiedni formularz a kilka dni temu dostałam "odroczenie" na rok. Widać mają nadzieje że 12 miesięcy wystarczy mi, żeby uporać się z machiną zwaną urzędem imigracyjnym i zieloną kartę zamienię na kartę do głosowania.

Brak komentarzy: