Droga prowadząca do kempingu jest wąziutka i dwa razy musieliśmy się cofać, by minąć się z tymi co właśnie opuścili kemping. Po dotarciu na miejsce okazało się, że w tamten weekend cały obiekt należał do trzech rodzin, mimo, że tabliczka głosi, że jest to miejsce grupowe (podkemping Nr 1 do 50 osób, podkemping Nr 2 do 100 osób).
Jechaliśmy wolniutko a w pewnym momencie z zarośli obok których przejeżdżaliśmy wyskoczyła sarna z dwojgiem maluchów i pognała przez pobliską łąkę aż zniknęła nam z oczu. Dzieci - zachwycone tą bajkową sceną.
Na samym kempingu było jeszcze lepiej. Cudny strumyk z przerzuconym nad nim drewnianym mostkiem, płytką wodą i naturalnym maleńkim wodospadem.
Teren kempingu otoczony krzewami salmon berry (KLIK), obsypanych owocami przypominającymi maliny. Akurat były dojrzałe, było im mnóstwo i wystrczyło sięgnąć i rozkoszować się ich smakiem. Co też ochotnie uczyniliśmy.
Spędziliśmy trochę czasu spacerując po cichym kempingu, na którym poza nami nie było w tamtej chwili zupełnie nikogo. Miejsce jest przeurocze, warte zapamiętania - może wybierzemy się tam kiedyś pod namiot.
1 komentarz:
Fajne te Wasze wypady weekendowe :)
Piękne widoki, a co najważniejsze dobry wypoczynek, atrakcje i zadowolenie uczestników wypadów.
A ja podziwiam i zwiedzam razem z Wami :)))
Pozdrawiam ciepło.
Prześlij komentarz