wtorek, 3 września 2013

Witaj szkoło!

Taki okrzyk wydaje z pewnością wielu rodziców. Ja wśród nich - po jedenastu tygodniach w domu z obiema pociechami, rozpoczęcie roku szkolnego powitałam z ulgą i radością.

Powrót do szkoły ucieszył także Krzysia. Już na pół godziny przed wyjściem do szkoły stał przy ulicy i czekał kiedy już pójdziemy.

W czwartek spotkał się ze szkolnym kolegami na pikniku zorganizowanym przez szkołę pod hasłem "Meet your teacher" czyli "Poznaj swojego nauczyciela". Tutaj dany nauczyciel uczy co roku tę samą klasę, np. pierwszą, a tym samym uczeń co roku ma nowego nauczyciela-wychowawcę. Zapewne można znaleźć argumenty za i przeciw takowemu rozwiązaniu, ale skoro tak jest, to jest. Poszliśmy się przedstawić nowej pani, która sprawia wrażenie osoby rozsądnej i takiej, która potrafi sobie poradzić z grupą rozbrykanych drugoklasistów. A umiejętność ta będzie jej bardzo potrzebna, ponieważ w klasie Krzysia jest 37 uczniów. Tak, 37 - nie pomyliłam się podając liczbę. Dla mnie to porażka, obłęd, masakra. O ile nauczyciel nie zapanuje nad grupą, to nie wiem czego się te dzieci nauczą. Mam nadzieję, że Krzyś, ze swoją świetną pamięcią, jakoś sobie poradzi i nie będę musiała go douczać w domu, bo na to nie mam najmniejszej ochoty. Z czytaniem nie ma problemu, ale nie wiem jak to będzie z matematyką. Zobaczymy zapewne już niebawem. Wielkość klas podyktowana brakiem pieniędzy i cięciami w budżecie.


Na pikniku było przyjemnie. Zjedliśmy lody i hot dogi. Krzyś z kolegami biegali jak małe perszingi, Emilia usiłowała dorównać im kroku, ale była bez szans. Dobrze, że jej się nóżki nie poplątały i prawie się nie przewracała. Obyło się bez płaczu i poobcieranych kolan, a nie wszyscy mieli tyle szczęścia.

Dzisiaj poszliśmy do szkoły na piechotę, razem z sąsiadami, jak w ubiegłym roku. Od jutra jeździmy na rowerach. 

Brak komentarzy: