Dostałam od koleżanki krzesełko rowerowe dla Emilki, takie do przyczepienia na bagażnik. Najpierw wydawało mi się, że roczne dziecko jest jeszcze za małe na wycieczki rowerowe, ale potem doszłam do wniosku, żeby spróbować i zobaczyć czy rzeczywiście. Mąż sprzęt zamontował, kask, w kolorze stosownym, został zakupiony, i Emilia została poddana próbie odwagi. Mama też - od ładnych paru lat nie jeździłam na rowerze a tu od razu bach - z dodatkowym obciążeniem!
Próba przebiegła pomyślnie. Pojechałam z obojgiem dzieci do pobliskiego parku, w drodze powrotnej Emilia zasnęła bo akurat nadeszła pora drzemki. Zadowoleni rodzice zaplanowali więc rowerowy wyjazd rodzinny nad rzekę, który miał się odbyć kilka dni później. Aparat fotograficzny miał uwiecznić tę doniosłą chwilę - we czwórkę na rowerach! Razem!
Wszystko zapowiadało się dobrze. Tata dopompował koła, prowiant został zapakowany, włosy Krzysia ułożone na obfitej porcji żelu, Emilia, w kasku na głowie, usadowiona gdzie trzeba.
Po chwili dziecko zaczęło wyrażać swe niezadowolenie, przypisane przedłużającemu się postojowi więc natychmiast wyruszyliśmy. Daleko nie ujechaliśmy - niezadowolenie dziecięcia pogłębiało się z każdym przejechanym metrem. Emilia podkręcała też i fonię, a żeby dobitniej wyrazić swoje zdanie na temat wspólnej wycieczki, trzy razy w ciągu dziesięciu minut sama ściągnęła sobie kask. Zdolna bestyjka!
Coż było robić! Trzej, mocno rozczarowani członkowie rodziny, oraz najmłodsza, zadowolona, latorośl, powrócili do domu po kwadransie. Niecałym. Tata niósł Emilię na rękach prowadząc swój rower. Doszliśmy do wniosku, że widać Mała jednak nie lubi jeździć na rowerze. Trudno!
Kilka dni później wieszałam w ogródku pranie a mała baraszkowała obok. W pewnym momencie wyrwała do stojącego pod płotem roweru i zaczęła szarpać krzesełko rowerowe. Podniesiona na ręce domagała się włożenia do krzesełka i usiłowała sama nałożyć sobie kask, a kiedy postawiłam ją na ziemi, zaczęła płakać i wyraźnie widać było, że ma ochotę na przejażdżkę. Zachcianka została spełniona. Kilka razy, bo okazuje się, że Emilia uwielbia jeździć na rowerze i jeśli rowery nie są schowane do szopki, gna do nich swoim niepewnym krokiem i sama usiłuje wspinać się, nie ważne czy na mój, czy na rower Krzysia. A ja zachodzę w głowę co stanowiło przyczynę protestu tamtego dnia: temperatura (oj było gorąco!), pora dnia, ogólne zmęczenie - licho wie. Teraz jeździmy prawie codziennie, ale rano, przed drzemką, i mamy frajdę. Szkoda tylko, że nie ma z nami taty. Jak wróci z delegacji to może jednak uda nam się rodzinna wycieczka rowerowa nad rzekę.
Próba przebiegła pomyślnie. Pojechałam z obojgiem dzieci do pobliskiego parku, w drodze powrotnej Emilia zasnęła bo akurat nadeszła pora drzemki. Zadowoleni rodzice zaplanowali więc rowerowy wyjazd rodzinny nad rzekę, który miał się odbyć kilka dni później. Aparat fotograficzny miał uwiecznić tę doniosłą chwilę - we czwórkę na rowerach! Razem!
Wszystko zapowiadało się dobrze. Tata dopompował koła, prowiant został zapakowany, włosy Krzysia ułożone na obfitej porcji żelu, Emilia, w kasku na głowie, usadowiona gdzie trzeba.
Po chwili dziecko zaczęło wyrażać swe niezadowolenie, przypisane przedłużającemu się postojowi więc natychmiast wyruszyliśmy. Daleko nie ujechaliśmy - niezadowolenie dziecięcia pogłębiało się z każdym przejechanym metrem. Emilia podkręcała też i fonię, a żeby dobitniej wyrazić swoje zdanie na temat wspólnej wycieczki, trzy razy w ciągu dziesięciu minut sama ściągnęła sobie kask. Zdolna bestyjka!
Coż było robić! Trzej, mocno rozczarowani członkowie rodziny, oraz najmłodsza, zadowolona, latorośl, powrócili do domu po kwadransie. Niecałym. Tata niósł Emilię na rękach prowadząc swój rower. Doszliśmy do wniosku, że widać Mała jednak nie lubi jeździć na rowerze. Trudno!
Kilka dni później wieszałam w ogródku pranie a mała baraszkowała obok. W pewnym momencie wyrwała do stojącego pod płotem roweru i zaczęła szarpać krzesełko rowerowe. Podniesiona na ręce domagała się włożenia do krzesełka i usiłowała sama nałożyć sobie kask, a kiedy postawiłam ją na ziemi, zaczęła płakać i wyraźnie widać było, że ma ochotę na przejażdżkę. Zachcianka została spełniona. Kilka razy, bo okazuje się, że Emilia uwielbia jeździć na rowerze i jeśli rowery nie są schowane do szopki, gna do nich swoim niepewnym krokiem i sama usiłuje wspinać się, nie ważne czy na mój, czy na rower Krzysia. A ja zachodzę w głowę co stanowiło przyczynę protestu tamtego dnia: temperatura (oj było gorąco!), pora dnia, ogólne zmęczenie - licho wie. Teraz jeździmy prawie codziennie, ale rano, przed drzemką, i mamy frajdę. Szkoda tylko, że nie ma z nami taty. Jak wróci z delegacji to może jednak uda nam się rodzinna wycieczka rowerowa nad rzekę.
2 komentarze:
Zawsze z wielką przyjemnością czytam Pani blog.Nie zostawiam komentarzy ale razem z Panią przeżywam wszystkie "wzloty i upadki"Dziękuję i pozdrawiam.Rynia
Rynia - Witam serdecznie w Okruchach i ogromnie się cieszę, że tym razem zostawiła Pani komentarz!
Motylek
Prześlij komentarz