niedziela, 7 lipca 2013

Krótkie wakacje - dzień pierwszy: Bastendorff Beach

Z okazji Dnia Niepodległości mąż miał cały tydzień wolnego, a w zasadzie, z weekendami, wyszło tego 11 dni. Już od dawna planowaliśmy wyjazd wakacyjny na ten czas, niestety, jak to bywa często w życiu, wystłpiły pewne kąplikacje, i wakacje zostały zredukowane do trzech dni. Trudno, lepsze trzy dni niż nic.

Pojechaliśmy nad ocean, w okolice Coos Bay i North Bend. Pierwotnie mieliśmy jechać pod namiot, ale zmęczeni remontem łazienki postanowiliśmy jednak zanocować w hotelu, tym bardziej, że męża ostatnio bardzo pobolewała noga - nawet wybrał się w tej sprawie do lekarza.

Przygody zaczęły się w trakcie jazdy, bo powróciła choroba lokomocyjna Krzysia - trzy razy zatrzymywaliśmy się awaryjnie, raz kapkę za późno, ale na szczęście dziecko miało w ręku worek, więc obyło się bez konieczności sprzątania samochodu.

Nareszcie dojechaliśmy. Hotel sieci, w której najczęściej się zatrzymujemy ulokowany został pomiędzy dwiema bardzo ruchliwymi ulicami, i choć żal nam było basenu, poszukaliśmy nieco spokojniejszego miejsca. GPS zaprowadził nas vis a vis restauracji, w której podają bardzo dobre chińskie jedzenie, restauracji, w której zatrzymujemy się na obiad przejeżdżając przez North Bend. Po ulokowaniu się w hotelu, spacerkiem wybraliśmy się na obiad.

Pokój hotelowy okazał się wielką atrakcją zarówno dla Krzysia, który mógł sobie pooglądać kanały z kreskówkami dostępnymi tylko w kablówce (w domu mamy jedynie ogólno dostępny darmowy pakiet bez takich bajerów), jak i dla Emilii, która z miejsca dorwała się do nawiewu powietrza, kręciła kurkami, ustawiła grzanie na maksimum (widać uznała, że za zimno w pokoju) i nie dała się oderwać od wentylatora - na szczęście nie udało się jej go zepsuć. Potem kolejno dokładnie sprawdziła każdą nową dla niej rzecz, łącznie z walizką, w której z upodobaniem grzebała.


Po obiedzie pojechaliśmy na najbliższą plażę - Bastendorff Beach. Plaża szeroka, czyściutki piasek, słonko ślicznie świeciło i było zadziwiająco ciepło. Zanim dojechaliśmy na miejsce, Emilia zasnęła w samochodzie. Wyciągnęłam książkę i zabrałam się za lekturę. Tata zabrał Krzysia na plażę. Najpierw puszczali latawce, trochę pogrzebali w piachu, aż w końcu wybrali się na dłuższy spacer.


Zdążyłam przeczytać 60 stron zanim Emilia obudziła się, a wtedy razem poszłyśmy na plażę. Chwilę pobawiłyśmy się w łopatką, pstryknęłam kilka zdjęć, a potem odniosłam cały sprzęt do samochodu i spacerowałyśmy. Spacerowaniu w wykonaniu Emilii polega na robieniu kółeczek o średnicy 1-3 metrów. I  tak krążyłyśmy aż do powrotu chłopaków ze spaceru.

W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na placu zabaw w Bastendorff Beach State Park, a na kolację zjedliśmy najgorszą w życiu pizzę.

c.d.n.

2 komentarze:

Ataner pisze...

Kazde wakacje nawet te najkrotsze sa fajne i najwazniejsze, ze dzieci mialy duzo nowych wrazen, Wy pewnie tez, zawsze to jakas odskocznia od codziennych obowiazkow.

Pozdrawiam:)

Motylek pisze...

Ataner - oj tak, my też.I mimo wszystko odpoczęliśmy troszkę też.

Motylek