wtorek, 30 sierpnia 2022

Rujada 2022

Są takie miejsca, w które moje dzieci chcą wracać co roku. Jednym z nichc jest pole namiotowe Rujada. W tym roku wybraliśmy się tam po raz trzeci

Nieopodal płynie potok, popołudniową porą skąpany w promieniach słońca, a układ koryta wspaniale nadaje się do zabawy w wodzie. W poprzednich latach dzieci przerobiły już zjeżdżanie po skałach na oponach, w tym roku Emilia zjeżdżała na pupie – skały są tak wygładzone wodą a do tego lekko pokryte nalotem, że poślizg jest fantastyczny. Strój kąpielowy przetrwał tę zabawę! 

Kolejna zabawa to skoki z kilkumetrowego urwiska w głębinę. Jeszcze nikomu nie udało się dotknąć w tym miejscu dna, choć nie z powodu braku starań. 
Po prostu w tym miejscu jest bardzo, bardzo głęboko. 

W tym roku starsze chłopaki zabrały się za budowę mostu tuż za progiem, z którego lekką kaskadą spada woda do właśnie tego głębokiego rozlewiska. Pomysł podsunął mój syn, koledzy podchwycili w moment i zaczęli znosić dość długie gałęzie, bo most musiał mieć kilka metrów. Co jakiś czas któryś z drągów porywała woda. Wówczas wszyscy rzucali się do wody i walcząc z dość wartkim nurtem, usiłowali ustawić bale na miejscu. Praca była ciężka, mozolna, więc skończyło się na trzech przerzuconych między brzegami potoku grubych gałęziach. Czwartą gałąź porwał nurt i choć dzieciaki walczyły dzielnie, przegrały potyczkę z siłą natury. Most, w okrojonej formie okazał się wystarczający, by po nim przechodzić na drugą stronę, choć najlepszą zabawą okazało się skakanie z niego do wody.


Strumień dość szybko rozprawił się z mostem, a kiedy ostała się ostatnia belka, jeszcze przez jakiś czas służyła do balansowania (i skakania), zanim i ona odpłynęła na spokojniejsze wody w dole strumienia. 


Muszę przyznać, że dzieciaki całkiem nieźle radziły sobie z zachowaniem równowagi na mokrej belce!

Wieczorami dzieci, a było ich dziewięcioro, w wieku od 4 do 19* lat, grały w gry planszowe, a kiedy zrobiło się bardzo ciemno, wszyscy zasiadaliśmy przy ognisku. Wszyscy świetnie bawili się w głuchy telefon, a kiedy po powrocie do domu zapytałam moje dzieci, co im najbardziej się podobało, oboje stwierdzili, że opowiadanie historii. Miały to być horrory a zabawa polegała na twórczości zbiorowej. Co kilka zdań kolejna osoba przejmowała pałeczkę snując opowieść. Ponieważ autorów było wielu, dochodziło do ciekawych zwrotów akcji. 
Okazuje się, że mamy wśród pociech kilku szalenie utalentowanych bajarzy!

Wybraliśmy się także na pieszą wycieczkę, bo jakże by nie, ale o tym będzie następnym razem.

* Mimo, że 19 lat to może już nie dziecko, przynależność do młodszego pokolenia determinuje zaszeregowanie i nazewnictwo. Potomstwo moje i znajomych określane jest jako dzieci, niezależnie od wieku.

3 komentarze:

splocik pisze...

Można tylko pozazdrościć młodości. :)
Dzięki takim wpisom, wracam myślami do młodzieńczych lat i do wspomnień związanych z podobnymi zabawami. :)
Pozdrawiam ciepło.

Jula pisze...

Wspaniale zabawy.. Odnoanie opowiesci , to ja z kolezankami tak ba koloniach sie bawilysmy. Opowiadalysmy sobie bajki, tez dowolba twórczosc i tez horriry , dzieci tam maja , pamietam cos o czarnej rekawiczce itd.. ;) przed zasnieciem w salach szkolnych , ktore latem sluzyly kolonistom za noclwgownie. Bylo tam zbitych czasami ponad 10 łózek.

Motylek pisze...

Splocik - Prawda? Ja też, jak patrzę na te moje dzieci to wspominam...

Jula - Jak jeździłam na kolonie to czasem i 12 łóżek w sali lekcyjnej stało - i pani, za parawanem! Chociaż lepiej się czułam na obozach harcerskich, w namiotach wojskowych po osiem osób w namiocie i wieczorne śpiewanie przy ognisku a potem opowieści w namiotach.

Motylek