sobota, 27 sierpnia 2022

Lato w mieście

Wakacje powoli dobiegają końca. Jeszcze tylko przyszły tydzień z przedłużonym weekendem z okazji Labor Day a we wtorek 6 września dzieci wracają do szkoły.

Nie wyjeżdżaliśmy nigdzie na dłużej tego lata, jedynie na kilka weekendowych wypadów pod namiot. Te wyjazdy zawsze są bardzo intensywne, tegoroczne nie odbiegały od tej normy, sprawiając nam ogromną frajdę. 

Pytanie, co dzieciaki porabiały pomiędzy tymi wyjazdami – ja pracowałam, to dość oczywiste.

Emilia sporo czasu spędziła tego lata na basenie. 


Do połowy sierpnia treningi odbywały się tak jak w czasie roku szkolnego, czyli trzy razy w tygodniu. Dodatkowo zawoziłam ją na ten sam basen w ciągu dnia. Zdarzało się, że siedziała w wodzie od 1.30 do 6.15 – trzy razy w tygodniu. Zdarzało się, że była na basenie pięć razy w tygodniu. Zupełnie nie przeszkadza jej, kiedy wybiera się na basen sama, bez koleżanki. Chyba nawet lepiej się bawi nieograniczona zachciankami przyjaciółki (która bardzo szybko wszystkim się nudzi). 


W tym roku okręg szkolny sprawił rodzicom uczniów wspaniały prezent w postaci karnetu 1 Pass. Aby karnet otrzymać, trzeba było się zarejestrować, a potem osobiście odebrać – na karnecie jest fotografia dziecka zrobiona przy odbiorze. Do karnetu dołączona była lista miejsc, w których karnet jest honorowany. Wstęp do niektórych miejsc był ograniczony do wizyty co trzy dni, ale akurat nasz basen do nich się nie zaliczał. Raz pojechałyśmy na bardziej wypasioną pływalnię do sąsiedniej miejscowości i kilka razy na trampoliny, ale to nasz lokalny basen okazał się miejscem najczęściej odwiedzanym.



Na początku lipca Emilia brała udział w tygodniowych półkoloniach. Zapisując ją, wybrałam zajęcia popołudniowe, bo Emilia lubi sobie pospać i zdarza się jej dospać do południa. Z zajęć dostępnych po południu dziecko wybrało sobie Farm Camp, czyli zajęcia na szkolnej farmie. 

Nasz okręg szkolny ma własne gospodarstwo rolne przy szkole średniej dla uczniów, którzy nie do końca radzą sobie pod względem akademickim w normalnym liceum. W tej szkole mają szanse uzyskania wykształcenia średniego a także zawodu. To uczniowie, pod kierunkiem nauczycieli, pracują na farmie, choć gospodarstwo ma zatrudnionego na stałe rolnika. 

To na tej farmie dzieci miały zajęcia. Obejmowały one nieco teorii, nieco praktyki, własnoręcznego zbierania płodów ziemi, a potem przekształcanie w potrawy i konsumpcję, a także projekty plastyczne związane tematycznie. Warto dodać, że wszystkie uprawy na szkolnej farmie są organiczne. Dzieci same robiły salsę, pizzę, deser z truskawkami (i bitą śmietaną), a także chińskie pierożki wonton. Te ostatnie tak bardzo Emilii zasmakowały, że potem zrobiłyśmy własną wersję w domu. Miałyśmy jedynie marchew, pory, i cebulę tego dnia, więc takie było nadzienie, ale muszę przyznać, że ta kombinacja okazała się bardzo smaczna. Projekty plastyczne też były dość ciekawe. 


Poza zwykłym malowaniem było paper mache, farbowanie chusty barwnikami naturalnymi, oraz wykonanie głowy ze starej pończochy wypełnionej nasionami. Podlewana, głowa wypuściła zielone włosy. 



Emilia była zachwycona półkoloniami!

Bardzo dużo czasu Emilia spędziła tego lata z aktualną najlepszą koleżanką Kennedy, która mieszka kilka przecznic od nas. Całe dnie dziewczyny spędzały albo u nas, albo u Kennedy a kilka razy Kennedy nawet nocowała u nas. (Na razie nie mogę się przemóc, by pozwolić Emilii nocować poza domem). 

W upalne dni dziewczyny zorganizowały sobie wodną zjeżdżalnię w ogródku. Zjeżdżały we wszelkich możliwych kombinacjach — zabawa była wyśmienita, trawnik został bardzo porządnie namoczony.


Nie zabrakło doznań kulturalnych tego lata. Zabrałam Emilię na koncert muzyki poważnej, w lipcu był to koncert fortepianowy na cztery ręce, a w tym tygodniu idziemy na kolejny koncert – tym razem główne instrumenty to klarnet i skrzypce. (Na temat grupy Chamber Music Amici jeszcze będzie, ale innym razem). A skoro jesteśmy w temacie muzycznym, to nadmienię, że tego lata Emilia nie miała przerwy w lekcjach gry na pianinie.

Wakacje spędzane w domu okazały się nader przyjemne dla Emilii!

A jak czas spędzał jej starszy brat? 

Pracowicie. 

Jak w ubiegłym roku, tak i tego lata pracuje jako ratownik na basenie – tym samym, na którym tyle czasu spędza Emilia. Sporo kolegów i koleżanek z klubu też pracuje na tym samym basenie, więc Emilia tak naprawdę nigdy nie jest tam sama (w znaczeniu, że nikogo nie zna). 


Na początku sierpnia pracownicy miejskich basenów mieli imprezę integracyjną – bawili się fantastycznie. Na imprezę tę Krzysiek pojechał prawie prosto z zawodów pływackich, o których jakiś czas temu pisałam. Zdążył wziąć prysznic i się przebrać, ale chyba niczego nie zjadł, bo stwierdził, że przecież tam będzie jedzenie.

Poza pracą mój syn trenuje – pływa, gra w piłkę, ćwiczy w domu. I jeszcze udaje mu się wygospodarować nieco czasu na życie towarzyskie. Samodzielnie zarobione pieniądze, prawo jazdy oraz własny samochód bardzo mu to ułatwiają. (Czy pisałam, że Krzysiek dostał w prezencie mój stary samochód? Autko ma 21 lat i układ jest taki, że ja opłacam ubezpieczenie, a Krzysiek płaci za benzynę sam). 

Przyznam, że trudno mi przyszło przełknąć pierwsze późne powroty syna do domu. 23? Północ? Moje dziecko? Po kilku razach przestałam trząść się ze strachu, sprawdzać wiadomości na telefonie, i biegać do okna. Kiedyś przecież dziecko i tak wyfrunie z domu, co jest zupełnie naturalne, mam okazję powoli przyzwyczajać się do faktu, że dziecko mi dorasta, dorośleje, fizycznie oddala się, spędza coraz więcej czasu w swoich własnych kręgach. Jak na razie, z wolności dziecko korzysta w miarę rozsądnie i mam nadzieję, że tak mu zostanie.

I tak nam to lato zleciało, jak z bicza strzelił...

6 komentarzy:

Renata pisze...

Wakacje zawsze kończą się za szybko:) pozdarwiam

splocik pisze...

Nawet, gdyby lato i wakacje trwały pół roku, to też byłoby za krótko.
Wszystko dobre szybko się kończy. :)
Pozdrawiam ciepło.

Jula pisze...

Wszystko co dobre szybko sie konczy a dzieci tak szybko rosna?!...

Motylek pisze...

Tak, to co dobre, szybko się kończy a dzieci dorastają stanowczo za szybko!
Motylek

Mięta pisze...

Fajne prace :) Ta malowana chusta bardzo fajnie wyszła. Przypomina mi gdy sama chodziłam do szkoły i farbowało się pieluchy tetrowe by uszyć z nich koszulki he he .Niestety człowiek ani się nie obejrzy a już w domu zamiast małych dzieci ma nastolatki. Pozdrawiam serdecznie :)

Motylek pisze...

Mięta - Prawda? Jak ten czas leci... Ja z takich terowych pieluch zrobiłam sobie w liceum sukienkę.
Motylek