piątek, 2 października 2020

Siltcoos Lake Trail

Jak już wspominałam, podczas pobytu nad oceanem miesiąc temu (ależ ten czas leci!) troszkę pochodziliśmy. Między innymi przeszliśmy się szlakiem Siltcoos Lake Trail.


Początek trasy jest wpradzie niedaleko kempingu (2 km) ale podjechaliśmy samochodem bo jakoś nie bardzo miałam ochotę maszerować drogą bez pobocza, nawet jeśli ta droga nie jest bardzo ruchliwa.

Zostawiliśmy samochód na parkingu i wyruszyliśmy ścieżką przez las. 

Zdjęcie powyżej zrobione zaraz po wyruszeniu. 


Szło się dobrze, trasa niezbyt męcząca, różnica wysokości nmp niewielka, ludzi na szlaku też mało, choć spotkaliśmy i rowerzystów i właścicieli piesków. Wszyscy oni zapewniają, że ich biegające bez smyczy pupile są przyjazne i nie gryzą na co ja im odpowiadam, że mam na nodze bliznę po ząbkach takiego "przyjaznego" pieska. Skoro jak byk stoi na wejściu, że psy mają być na smyczy to mają być i już. I te małe, co to ich nie widać a słychać, i te, które ważą po dwakroć tyle co Emilia.


Po drodze natrafiliśmy na kilka urokliwych miejsc, jak to powyżej. Zdjęcie nie oddaje całego piękna. Schodki przechodzą w kładkę przerzuconą nad sadzawką. Brzegi porastają wodolubne rośliny i aż trudno uwierzyć, że to nie ogród botaniczny, tak dorodne to okazy. 

A przy ścieżce wypatrzyliśmy grzyby.



Te pomarańczowe podobno jadalne, tak mi powiedziano po okazaniu zdjęcia. Nie zrywaliśmy, zostawiliśmy by inni wędrowcymogli nacieszyć oczy.

Szlak dochodzi do jeziora, ale urwisko strome a roślinność tak bujna, że ciężko dostrzec wodę. Odpocęliśmy na jednym z miejsc kempingowych, takich, do którego nie da się dojechać samochodem i trzeba wszystko przynieść w plecaku. Kempingu próżno szukać na mapach, miejsca jednak mają stoły biwakowe i metalowe obręcze wewnątrz których można palić ognisko. Wszystkie miejsca były wolne.

Niecałe 6 kilometrów przeszliśmy w dwie godziny. Bardzo przyjemny, niezbyt wymagający szlak. 



Brak komentarzy: