piątek, 9 października 2020

Remont kuchni

Zaczęło się w marcu od ceraty.

Pewnego deszczowego wieczora rozłożyłam na kuchennym stole kupioną kilka tygodni wcześniej ceratę - taką zwykłą, z motywiem wiosennych kwiatów. 

Nigdy nie chroniłam stołu ceratą, ale te wiosenne kwiaty przykuły moją uwagę swymi kolorami, i po prostu  nie mogłam obok nich przejść spokojnie. 

Akurat wiosna nastała, choć atmosfera wówczas panująca niewiele miała wspólnego z wiosną. Rozłożyłam ceratę na stole, usiadłam, zapatrzyłam się na plastikową wiosnę, i niemal fizycznie odczułam ból z powodu kontrastu pomiędzy jej świeżością a mocno podniszczoną kuchnią. Wiadomo, że jak się ma doła psychicznego to drobiazgi urastają do rozmiarów katastrofy nuklearnej. W tamtej chwili, pomimo szalejącej po świeci pandemii i niepewnej przyszłości, to właśnie z powodu braku finansów na remont kuchni poczułam się skrajnie nieszczęśliwa. 


Popłakałam sobie, poużalałam się nad sobą, wysmarkałam żale w chusteczki higieniczne - i pomogło.

A potem zabrałam się za planowanie remontu na miarę możliwości finansowych.

Myślałam intensywnie również nocami, kilka z nich zarywając, ale za to po kilku dniach powstał ogólny zarys. Potem godzinami szukałam w internecie tego co było mi potrzebne by plan zrealizować, mieszcząc się  przy tym w założonym budżecie. Na koniec wciągnęłam w zabwę dzieci, bo nie mogłam się sama zedecydować na finalistę w kategorii kolor.

Jak już sobie zaplanowałam co i jak, zaczęłam zbierać się w sobie by prace rozpocząć. Plany remontowe przewidywały mnie jako główną siłę roboczą. 

W pełni świadoma wysiłku jaki brałam na swe mocno otłuszczone acz wątłe ramiona, odciągałam rozpoczęcie remontu tygodniami. Ostatecznie przemogłam się i ruszyłam z remontem w dzień  po pierwrszej komunii Emilii.


Miesiąc trwało, z okładem, ale z pracami się uporałam. Kuchnia została odnowiona a z efektu jestem nawet zadowolona. 
Na pierwszy ogień poszła lampa, ale o tym następnym razem.

                                                                                                                                                c.d.n.

5 komentarzy:

hrabina pisze...

To czekam na kolejne zdjęcia efektu końcowego, bo niezmiernie ciekawa jestem.
Współczuję pracy, bo wiem ile tego jest(ale satysfakcja ogromna!!!). Sama właśnie skonczyłam tylko malować kuchnię z jadalnią, więc prawie padam na ryj;)

Jula pisze...

Wow !.... Podziwiam. Też jestem ciekawa. Czekam na dalszy ciąg ze zdjęciami. ☺💪👍💋💕👌

Anonimowy pisze...

to się nazywa budowanie napięcia. tez chce wymienić lampe w kuchni.

splocik pisze...

To się nazywa Zdolna i Zaradna Kobieta. :)
Brawo TY!
Czekam na dalszy ciąg relacji.
Pozdrawiam ciepło.

Motylek pisze...

Już za chwileczkę, już za momencik . . . ciąg dalszy nastąpi.
Skoro tyle się namęczyłam to muszę sobie to chwalenie się efektami nieco rozciągnąć w czasie...
Motylek