poniedziałek, 26 października 2020

Nadal szukamy jesieni

W połowie października ponownie wybraliśmy się na poszukiwanie jesieni, tym razem na Mt. Baldy - byliśmy tam w lutym, w Dzień Prezydenta (KLIK) ale tym razem dotarliśmy na szczyt inną trasą.


Na zdjęciu poniżej lutowa trasa zaznaczona jest na żółto (5.2 km) a październikowa (7.36 km) na czerwono.

Ridgeline Trail: Fox Hollow to Mt. Baldy Loop



Prognoza pogody przewidywała pochmurny poranek i słoneczne popołudnie - sprwdziła się! Wyjechaliśmy po obiedzie. W drodze obserwowałam ciemne chmury, zastanawiając się czy aby dobrze zrobiliśmy wybierając się na tę wycieczkę bo wyglądało jakby lada chwila miało lunąć. Ale w 15 minut po wyruszeniu na szlak zza chmur wyjrzało słonko i już nas nie opuściło do wieczora.



Znaczna część trasy (pomiędzy drogami) jest dość łatwa, dopiero docierając do Dillard Road zaczyna się bardziej strome podejście i już tak jest do samego szczytu.


Emilia uparła się, że chce nieść swój własny plecak, ale w połowie drogi uznała, że jej jest niewygodnie, boli ją szyja od tego placaka, no i skończyło się na tym, że plecak przejęłam ja. A wcale nie był szczególnie ciężki, bo Emilia niosła w nim jedynie swoją butelkę z wodą i dwie kanapki.


Podczas tej wyprawy udało nam się znaleźć nieco więcej jesieni, ale nadal w lesie przeważa kolor zielony. Wypatrzyliśmy też trochę ciekawach grzybów.


Największą atrakcją okazała się jednak napotkana po drodze wiewiórka. 


Siedziała sobie na środku ścieżki i obrabiała szyszkę. I wcale się nas nie bała. Zdążyłam zrobić zdjęcie, dzieci nacieszyły się jej widokiem i dopiero wówczas przeniosła się na drzewo. No to jeszcze ją nagrałam.

W porównaniu z lutową wycieczką, październikowa była o godzinę dłuższa, co wynikało z dłuższej trasy. Zdziwiłam się bardzo, kiedy po powrocie do domu okazało się, że jakimś cudem zmieniła się ilość kalorii, którą spaliłam pokonując tę trasę. Najpierw było 772 - a jestem tego pewna, bo sprawdzaliśmy we troje, a wieczorem okazało się, że wynik jest czterocyfrowy. Dlatego poniżej jest przekreślony - trasa była zbyt łatwa by spalić aż tyle kalorii.


Jesień widać już w ogródku. Wyzbierałam ostatnie pomidory - akurat zdążyłam przed pierwszymi przymrozkami. Z dębu za domem sypnęło brązowym dobrem, więc grabimy, grabimy, grabimy . . .


1 komentarz:

splocik pisze...

Każda wycieczka ma swój urok.
Wiewiórka przebiła wszystko - jest przeurocza. :)
Pozdrawiam ciepło.