Święta u nas krótkie, Wigilia, Boże Narodzenie i tyle. Ponieważ potrzebę nacieszenia się atmosferą świąteczną mamy ogromną, choinka pojawiła się u nas na długo przed Wigilią. A jak już stanęła i została udekorowana, to i prezenty pod znalazły się dość szybko. Najpierw dwa, potem kolejne.
Dzieci zupełnie nie miały problemów z cierpliwym odczekaniem do Bożego Narodzenia po mszy - to właśnie wtedy wręczyliśmy sobie prezenty. Jakiś czas temu zarzuciłam zwyczaj kitowania, że to jakiś mityczny grubasek w czerwonym ubranku podrzuca prezenty pod choinkę. Moje dzieci wiedzą od kogo otrzymują prezenty, komu dziękować za sprawioną radość, same także uczą się obdarowywać innych.
Święta, mimo, że krótkie, miło spędzone i dobre, choć radość nieco zakłócona przeziębieniem syna.
Wigilię świętowaliśmy w gronie polskich znajomych bardzo tradycyjnie a od kolędowania zachrypłam. Boże Narodzenie spędziliśmy sami w domu delektując się świątecznymi wypiekami.
Krzyś zaziębił się jeszcze przed świętami. Przez kilka dni miał takie nijakie objawy - źle się czuł, lekki stan podgorączkowy. Potem gorączka minęła ale przyszedł straszny kaszel. Zabrałam go do lekarza, który wykluczył grypę typu A i B (zrobili Krzyśkowi na miejscu wymaz i wyniki były po 10 minutach) oraz kilka innych chorób objawiających się kaszlem, stwierdził, że płuca i oskrzela dziecko ma czyste, w uszach ani śladu infekcji. Przez chwilę zastanawiał się czy moje dziecko nie ma cukrzycy - to z powodu zmęczenia widocznego gołym okiem - ale po dopytaniu i otrzymaniu odpowiedzi, stwierdził, że to raczej mało prawdopodobne. Po ponad godzinnym pobycie w gabinecie lekarskim nadal byliśmy w puncie wyjścia. Lekarz nakazał dalej stosować domowe metody na przeziębienie, podawać ibuprofen i paracetamol (znany u nas jako acetaminofen), a jak się w ciągu 2-3 dni stan pogorszy, przyjść ponownie. Ponieważ stwierdził, że nie ma podstaw do zastosowania antybiotyku, odważyłam się skonsultować z lekarzem stosowanie domowego syropu z cebuli, który Krzysiek dzielnie łyka. Stwierdził, że jak najbardziej, a do tego łyżeczkę miodu wieczorem. I chyba właśnie ten syrop w końcu przyniósł poprawę. Wczoraj Krzyś zażywał go co 3 godziny, dzisiaj zredukowałam dawkę do trzech razy dziennie. To z litości - wiem jak PASKUDNY w smaku to specyfik. Ale działa!
I tak minęły nam święta jak z bicza strzelił, czas po świętach też, i ani się obejrzałam a tu już Nowy Rok za progiem, do drzwi się dobija...