Zajączek wielkanocny przykicał do nas w tym roku z daleka, aż z Anglii.
W drogę wysłała go moja bratowa z bratem, a w trudach podróży pomagały Amazon i poczta amerykańska. Dzięki temu dotarł do nas w Wielki Piątek, w porze kiedy Emilia nie spała, więc nie dało się przechwycić zająca i przetrzymać do niedzieli.
Prezenty zostały rozpakowane, rozległo się głośne Ach! i O! a potem rozpoczęła się zabawa.
Emilia dostała zestaw magnesików, w których można układać zwierzątka i kwiatki, a dodatkowo na białej stronie tablicy można pisać markerem.
Z drugiej strony tablica jest czarna i pisze się po niej zwykłą kredą.
Od piątku młodsze dziecko wyżywa się artystycznie raz na białej, raz na czarnej tablicy, a raz nawet udało jej się upiększyć kanapę, na szczęście dało się doczyścić i nie ma śladu.
Krzyś dostał klocki Lego Minecraft i też bawi się nimi cały czas.
Czasem dzieci pobierają sobie zabawki i Emilia bawi się klockami Krzysia a Krzyś rysuje na tablicy Emilii.
Po kilku godzinach udało mi się oderwać dzieci od nowych zabawek w celu ozdobienia jajek - następnego dnia miały zostać poświęcone z resztą pokarmów.
W tym roku jajca były szalone - dzieci w miarę zgodnie - farbowały a potem naklejały oczy i buźki. Fryzury mocowałam ja.
W parafii koleżanki, na jej prośbę, proboszcz od kilku lat organizuje specjalnie dla naszego polskiego grona święcenie pokarmów. W tym roku przybyło 6 polskich rodzin z jedenastoma koszyczkami.
Emilia zasnęła tuż przed wyjściem z domu, więc święcenie ją ominęło. Następnego dnia wyjechała z takim tekstem:
- Pojedziemy poświecić jajka... latarką...
W tym roku nie było w naszym kościele tradycyjnego amerykańskiego Egg Hunt. Zamiast tego, każde dziecko dostało torebkę z drobiazgami (ołówki, święte obrazki, różaniec, naklejki, tatuaże i słodycze).
Poza tym można sobie było zrobić zdjęcie w ramce ozdobionej wielkanocnymi zajączkami (obok) a także zdjęcie ze zmartwychwstałym Chrystusem (poniżej) - coś takiego to chyba tylko w Ameryce może się zdarzyć...
Zdjęcia robiłam telefonem komórkowym, więc jakość taka sobie.
A potem pojechaliśmy do znajomych i w naszym stałym, dość sporym, polskim gronie świętowaliśmy - po polsku, czyli przy obficie zastawionym jadłem i smakołykami stole.
Dzieci miały swój prywatny Egg Hunt na łące za domem, a kiedy już jajka zostały wyzbierane a zawartość skonsumowana bądź poddana wnikliwej inspekcji, zaczęło padać.
W drodze tam i z powrotem graliśmy z Krzysiem w zagadki "A w jakim filmie...?" Krzyś był przeszczęśliwy a ja nie zdawałam sobie sprawy, że widział tyle bajek i filmów - zabawa trwała w sumie ponad dwie godziny!
Emilia nie uczestniczyła w niej, zajęta grą na telefonie - aż zasnęła w drodze powrotnej.
A potem okazało się, że brak zainteresowania był jedynie pozorny i wczoraj zaskoczyła mnie pytaniem "A w jakim filmie był taki duży potwór?" Takie ci gumowe ucho.
2 komentarze:
Pięknie Wam minęło świętowanie! poświecenim jajek latarką Emilia mnie zabiła! genialne:)
Anka
Hrabina - mnie tym tekstem tez rozlozyla na lopatki...
Motylek
Prześlij komentarz