czwartek, 4 września 2014

Z ręką w misce

Osiem godzin różnicy w czasie to dość sporo, ale nasze organizmy przystosowały się dość szybko, wydaje mi się, że już po trzech dniach przestawiliśmy się na czas lokalny.

Zanim to nastąpiło, Emilia zasypiała w ciągu dnia w dość nieoczekiwanych i nietypowych dla siebie pozach. Raz zasnęła podczas posiłku, z ręką w miseczce z jedzeniem.


Innym razem zasnęła na dywanie, podczas zabawy, przewieszona przez kolano bratowej.


Potem spanie w ciągu dnia unormowało się. Ku mojemu zdziwieniu, obyło się bez żadnych kłopotów. Emilia nie protestowała, nie krzyczała, nie płakała. Kładła się obok mnie i grzecznie zasypiała, a drzemka trwała od 1.5 do 3 godzin. Ze spaniem w nocy bywało różnie.

Kiepsko było natomiast na początku z jedzeniem. Już podczas lotu, zarówno Krzyś, jak i Emilia, prawie nic nie jedli. Na miejscu Krzysiek marudził z jedzeniem przez cały miesiąc (tylko czekoladki i lody smakowały mu zawsze), Emilia za to nabrała po jakimś czasie apetytu i potrafiła wsunąć na jeden raz 3,5 parówki, albo 2 kawałki ryby, czy dość sporego schabowego.

W drodze powrotnej dzieci znowu niemal nie jadły.

Przestawianie się na czas lokalny po powrocie do domu poszło najlepiej Krzyśkowi, który rano musiał wstać i iść do szkoły. My z Emilią ciągle mamy problemy, głównie dlatego, że Emilia ma katar i bardzo źle śpi w nocy, budząc mnie wielokrotnie, więc nie mam jak się wyspać.

Brak komentarzy: