W miniony piątek, w szkole Krzysia odbył się doroczny Jog-a-thon. W zeszłym roku, w tym wpisie, podałam nieco informacji o co chodzi, zainteresowanych odsyłam do tamtego wpisu.
W tym roku wybrałyśmy się z Emilią dopingować naszego biegacza. Trafiłyśmy akurat na końcówkę rozgrzewki. Zanim zdążyłam uwiecznić ten jakże ważny element, dzieci podniosły się z trawy i słuchały pani, która coś im tam przypominała - nie słyszałam, bo przed szkołę wystawiono głośniki a płynąca z nich muzyka skutecznie wszystko zagłuszała.
Wszystkie dzieci (dwie pierwsze klasy oraz zerówka), podzielono na cztery grupy - każda zaczynała w innym punkcie bieżni. Każda grupa miała karteczki w innym kolorze - każde okrążenie było zaznaczane markerem na tychże karteczkach.
O 12.45 dzieciaki ruszyły.
Pełne sił, nakręcone głośną, skoczną muzyką, gnały co sił. W miar upływu czasu, tempo spadało i nie pomagało polewanie wodą z węża ogrodowego. Pod koniec, po półgodzinie, dzieciaki ledwie zipały, ale czekała na nie słodka nagroda - lody na patyku.
Pani dyrektor szła, nie biegła, ale chodziła tak z każdą grupą, czyli 5 x 30 minut. Pani wychowawczy ni przebiegła całe pół godziny a na koniec wyglądała lepiej niż jej podopieczni. Ale pani gra w piłkę nożną i widać ma formę
Krzyś poprawił swój zeszłoroczny wynik o jedno okrążenie, co dało mu w sumie 17. Bieganie w trzydziestostopniowym upale wykończyło go i nawet kąpiel w solach relaksujących mamy nie pomogła - nie wiem jakim cudem znalazłam w sobie resztki cierpliwości, żeby wytrzymać ze zmierzłym dzieckiem do wieczora, ale jakoś się udało.
W tym roku wybrałyśmy się z Emilią dopingować naszego biegacza. Trafiłyśmy akurat na końcówkę rozgrzewki. Zanim zdążyłam uwiecznić ten jakże ważny element, dzieci podniosły się z trawy i słuchały pani, która coś im tam przypominała - nie słyszałam, bo przed szkołę wystawiono głośniki a płynąca z nich muzyka skutecznie wszystko zagłuszała.
Wszystkie dzieci (dwie pierwsze klasy oraz zerówka), podzielono na cztery grupy - każda zaczynała w innym punkcie bieżni. Każda grupa miała karteczki w innym kolorze - każde okrążenie było zaznaczane markerem na tychże karteczkach.
O 12.45 dzieciaki ruszyły.
Pełne sił, nakręcone głośną, skoczną muzyką, gnały co sił. W miar upływu czasu, tempo spadało i nie pomagało polewanie wodą z węża ogrodowego. Pod koniec, po półgodzinie, dzieciaki ledwie zipały, ale czekała na nie słodka nagroda - lody na patyku.
Pani dyrektor szła, nie biegła, ale chodziła tak z każdą grupą, czyli 5 x 30 minut. Pani wychowawczy ni przebiegła całe pół godziny a na koniec wyglądała lepiej niż jej podopieczni. Ale pani gra w piłkę nożną i widać ma formę
Krzyś poprawił swój zeszłoroczny wynik o jedno okrążenie, co dało mu w sumie 17. Bieganie w trzydziestostopniowym upale wykończyło go i nawet kąpiel w solach relaksujących mamy nie pomogła - nie wiem jakim cudem znalazłam w sobie resztki cierpliwości, żeby wytrzymać ze zmierzłym dzieckiem do wieczora, ale jakoś się udało.
2 komentarze:
A chociaz szybko padl po takim dniu ? Bo u nas to czesto jest tak, ze im intensywniejszy dzien, tym Nadia ma wieksze trudnosci z zasnieciem ;)
Tak, dość szybko, ale też zagnałam go do łóżka wcześniej niż normalnie.
Motylek
Prześlij komentarz