wtorek, 18 października 2011

CAP - Nauczanie (odcinek drugi)

Zupełnie przez przypadek odkryłam "marchewkę" dla mojego Ancymonka:  motocykle. Dziecko jest zafascynowane tymi pojazdami!

Wydrukowałam obrazek do kolorowania z motocyklem, przyniosłam na lekcję, i zapytałam czy mu się podoba. Oj, ależ mu się oczy uśmiechnęły! Obiecałam, że jak będzie grzeczny, będzie brał udział w lekcji, nie będzie przeszkadzał i nie będę musiała go odsyłać na time out, to na koniec lekcji dostanie obrazek do pokolorowania. Oczywiście miałam po obrazku dla każdego dziecka w grupie.

I stał się cud.

Dziecko zmieniło swoje zachowanie jak pod dotknięciem zaczarowanej różdżki.
Kiedy w połowie lekcji zaczął nieco tracić koncentrację, wystarczyło pokazać mu obrazek i szepnąć "Pamiętasz?" – natychmiast pomagało.
Tego dnia udało mi się zrealizować dwa razy tyle matreriału co normalnie.

Następnego dnia przyszłam do szkoły z innym obrazkiem, ale też z motocyklem. Znowu dziecko zachowywało się jak najbardziej poprawnie, udało mi się go wciągnąć w kilka zabaw, zasłużył na pochwałę i nagrodę, a kiedy na koniec lekcji poprosiłam go, żeby wpisał swoje imię w to wielkie serce na tablicy, w które wpisują się bardzo grzeczne dzieci w nagrodę za świetne zachowanie, cały promieniał z radości. Dostrzegłam słabiutkie światełko w tunelu...

Po trzech koszmarnych tygodniach, weekend powitałam z zadowoleniem i radością.


Oczywiście nie jestem aż taka naiwna, żeby wierzyć, że sprawa została załatwiona raz na zawsze, i że od teraz dziecko już zawsze będzie super grzeczne. No  tak dobrze to nie ma z żadnym dziekiem. Ale udało się przełamać jakąś barierę, zaczęło coś do niego docierać, zaczął reagować na moje poczynania. Od tamtego dnia miał kilka lepszych dni oraz kilka gorszych, ale jego zachowania powolutku poprawia się.

Najlepiej sprawował się, kiedy pół grupy było na wycieczce i pracowałam tylko z drugą połową - miał tyle mojej uwagi dla siebie, że aż promieniał w jej blasku.

Jakoś specjalnie nie zaskoczyło mnie, kiedy kolorując obrazek poinformował mnie, że z tatą spędza tylko niektóre popołudnia a tak wogóle to mieszka z mamą, a w weekendy jest u cioci. I jak z taką sytuacją ma sobie radzić sześciolatek?

4 komentarze:

hrabina pisze...

Motylku, cieszę się, że nastąpił przełom. Cieszę się, że łatwiej już prowadzić lekcje. życzę, aby dalej szło też tak dobrze.


Anka

AsicaN pisze...

No to znalazlas sposob :-D

Anonimowy pisze...

Jasne,że do każdego dziecka trzeba innego sposobu ale teraz takich dzieci co nie mają normalnej rodziny jest coraz więcej.W Polsce coraz więcej jest takich dzieci co to najpierw jeden rodzic a potem drugi wyjeżda do pracy za granicę niby tylko na trzy miesiące i zostają i zapominają,że tu zostały dzieci.Często jest tak,że zostawiają starsze z młodszymi bo to tylko na chwilkę a z chwilki robi sie dramat.To dopiero jest straszne .Jedne się buntują inne uważają się za dorosłe ach szkoda mówić .Dotrzeć do nich jest strasznie trudno i nie zawsze"marchewka "skutkuje.Cieszę się,że sie udało tylko czy on będzie miał takie wsparcie dalej? Ech życie!Pozdrawiam Krystyna

Motylek pisze...

Hrabina - przełom chwilowy - dzisiaj sinusoida zaczęła znowu opadać.

Asia - na chwilę...

Krystyna - niestety my dorośli tak często nie bierzemy pod uwagę skutków, jakie nasze decyzje mają na życie dzieci. A pewnych szkód często nie da się naprawić. Co będzie z "moim" Ancymontkiem? Czas pokaże. Dziecko i tak ma szczęście, że chociaż w szkole jest kilka osób, które mają na względzie jego dobro.

Motylek