piątek, 7 października 2011

W Zaczarowanym Lesie

W ostatnią sobotę września wybraliśmy się, jak rok temu, do wesołego miasteczka o nazwie Enachnted Forrest (Zaczarowany Las). W tym roku było nas jednak więcej, bo aż cztery polskie rodziny. Bawiliśmy się tak samo wyśmienicie jak w zeszłym roku, i postanowiliśmy uczynić wspólny wyjazd do wesołego miasteczka doroczną tradycją.




W tym roku nie dałam się Hultajstwu namówić na Nawiedzony Dom, ale nie obeszło się bez przejażdżki kilkoma kolejkami - pocieszające jest, że Hultajstwo tak się bał, że może zapamięta do następnego razu i oszczędzone mi zostanie podnoszenie poziomu adrenaliny w ten sposób.




Zaliczyliśmy wszystkie możliwe atrakcje, te bezpłatne nawet kilka razy - wszak 7.5 godziny to sporo czasu.




Trochę szkoda nam było, że tata musiał w tym dniu pracować - może w przyszłym roku wybierze się z nami.




W wesołym miasteczku jest też teatrzyk dający trzy razy dziennie komediowe przedstawienia, takie z bardzo prostymi gagami rozśmieszającymi dzieci, ale także z tekstami do wyłapania przez dorosłych. Efekt jest taki, że i rodzice i pociechy bawią się świetnie. W tym roku załapaliśmy się na adaptację (dość swobodną) bajki o Czerwonym Kapturku. Poniżej kilka zdjęć:








W drodze powrotnej Smyk uciął sobie drzemkę. Niestety obudził się pod domem (Co za pech! Miałam nadzieję, że dośpi do rana!) a potem urzędował do późna, kiedy to ja bardzo pragnęłam już odpocząć w łóżku...

4 komentarze:

AsicaN pisze...

Fajne miejsce ;)))

Ataner pisze...

Szkoda, ze wesole miasteczko jest tylko w Wesolym Miasteczku. Ja widze miejsce dla niego tuz obok mojego domu. Takie jedno wariactwo obok drugiego mniej by razilo. Zazdroszcze beztroskiego weekendu. Po takim dniu pewnie wszystkie kosci i miesnie bolaly! :)))

Aneladgam pisze...

Moje dzieciaki im więcej mają wrażeń, tym trudniej zasypiają ;) Ale jak tu im tych wrażeń odmawiać, skoro to takie inspirujące! Żałuję, że w naszej okolicy nie ma takiego miejsca jak Enchanted Forest - wygląda wspaniale.

Motylek pisze...

Asia - oj taaaak...
Ataner - dużo blilżej natomiast jest zazwyczaj CYRK, często nawet na kółkach...
Przede wszystkim bolały mnie stopy - trochę się nachodziłam a raczej nabiegałam za tym moim Hultajstwem...

Aneladgam - dziecięciem będąc, rodzice co jakiś czas zabierali nas do weołego miasteczka w pobliskim Chorzowie - wspomnienia zostały na zawsze!
Mąż przebąkuje, żeby się może wybrać do nieco bardziej odległego, innego parku rozrywki tego typu. Kto wie? Może w przyszłym roku?

Motylek