poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Kartka z podziękowaniem

Ostatniego dnia, w piątek, w przedszkolu było dość łzawo. Dorośli unikali kontaktu wzrokowego, który uruchamiał potoki łez, dzieci wyczuły momentalnie atmosferę i też miały nosy spuszczone na kwintę.

Zgodnie z tutejszym zwaczajem, wypisałam karteczki z podziękowaniem, a ulubiona pani Smyka, Connie, dostała taką oto, wykonaną przeze mnie własnoręcznie:




Słowa "Thank You" Smyk napisał sam.
Przy okazji wysłuchałam peanów na cześć mojego dziecka, jaki on grzeczny i usłuchany - oczy otwierałam ze zdumienia, bo w domu aż taki idealny nie bywa...

Żeby zakończyć temat przedszkola, ostatnia porcja wspomnień w postaci filmiku.

A dzisiaj rano zawiozłam Hultajstwo do Connie. Na zdjęciu poniżej Connie ze Smykiem podczas czerwcowego karnawału:




O ile jeszcze w sobotę Smyk nie nie mógł się doczekać kiedy pojedzie do Connie, dzisiaj rano, tak na 10 minut przed wyjściem z domu, zaczął płakać, a na miejscu odstawił rozdzierającą sercę scenę z fontannami łez i kurczowym trzymaniem się mojej nogi. Już się boję co to będzie pierwszego dnia szkoły...

6 komentarzy:

Ulcia pisze...

dobrze będzie! Nie martw się na zapas!

AsicaN pisze...

Dacie rade ;D

Aneladgam pisze...

Jak to powiedział mi kiedyś mój ukochany Jaromir Nohavica - coś się musi skończyć, żeby coś się mogło zacząć. Chociaż tęsknota na początku będzie doskwierać.

Motylek pisze...

Ulcia - i jest dobrze!

Asia - dajemy!

Aneladgam - To prawda, tak to bywa. Takie życie...

Motylek

Ataner pisze...

Ze szkoly bedzie mu bardzo trudno wracac do domu bo znajdzie wielu nowych kolegow z ktorymi nie bedzie mogl sie rozstac. Nowe przedmioty do nauki i oczywiscie nowe dziewczyny absorbujace przystojnych kawalerow bezustannie:))))))

Motylek pisze...

Ataner - Zapewne tak będzie. Mama opowiadała mi, że jej droga ze szkoły do domu (3 przecznice) trwała zazwyczaj 4 godziny, bo co która koleżanka wchodziła do bramy kamienicy, to cała reszta musiała przystanąć i jeszcze na koniec chwilę pogadać. Zobaczymy niebawem co ma SMyk po babci w genach...

Motylek