Ile odcieni koloru różowego można znaleźć w jednym parku?
Sporo - zwłaszcza jeśli chodzi o kwiaty rododendronów i różaneczników w Hendricks Park, który odwiedziliśmy w minioną niedzielę.
Nacieszyłam swoje oczy pięknem Natury, nasyciłam duszę barwami - wystarczy na jakiś czas.
Dzisiaj tylko zdjęcia rododendronów - reszta kwiecia innym razem.
czwartek, 30 kwietnia 2015
poniedziałek, 27 kwietnia 2015
Family Engineering Night
W czwartek miała miejsce w szkole Krzysia impreza Family Engineering Night, zorganizowana (i sfinansowana) głównie przez lokalny oddział Rotary Club (tutaj garść informacji na temat Rotary International) oraz Family Engineering.
Wiedziałam, że zarówno Krzyś jak i Emilia świetnie się będą bawić, więc decyzję, że idziemy podjęłam natychmiast. Musiałam tylko wymęczyć przed południem Emilię, żeby się przespała w ciągu dnia, bo impreza była wieczorem, od 6.30 do 8.00.
Udało się, więc nie musieliśmy się męczyć z marudną Emilią.
W kilku salach lekcyjnych, na oddzielnych stanowiskach, dzieci mogły wykonać proste ale ciekawe doświadczenia. Na zdjęciach utrwaliłam zaledwie kilka - tych, które łatwo pokazać na jednej lub dwóch fotkach. Sporo doświadczeń najlepiej byłoby utrwalić na filmie, ale na to było za głośno, a poza tym, wolałam sama poeksperymentować a nie jedynie utrwalać jak inni się bawią.
Inne doświadczenie polegało na wykonaniu łódki z kawałka folii aluminiowej. Po zwodowaniu, dzieci wkładały do łódki jednocentówki, współzawodnicząc ze sobą - czyja łódka wytrzyma większe obciążenie, a czyja szybciej pójdzie na dno.
Nie doczytałam o co chodziło w doświadczeniu na zdjęciu po lewej, ponieważ musiałam interweniować - Emilia podebrała Krzysiowi wszystkie kulki, które z zapałem wrzucała do plastikowej rury - koniec rury był zaklejony taśmą klejącą, więc nie mogła tych kulek pogubić, ale Krzyś też chciał się "pobawić."
Na szczęście z głośników popłynęło zaproszenie do stołówki, gdzie miała się odbyć część zasadnicza całej imprezy. Rury i kulki straciły momentalnie na atrakcyjności i pognaliśmy do kafeterii.
Po krótkim wprowadzeniu, każda rodzina otrzymała materiały (20 włochatych drucików) do wykonania zadania.
Zadanie polegało na skonstruowaniu z owych patyczków w ciągu ośmiu minut jak najwyższej konstrukcji - utrzymującej pion o własnych siłach.
Po kilku minutach dowiedzieliśmy się, że firma budowlana pracująca nad projektem wprowadziła cięcia budżetowe i możemy użyć tylko 15 drucików a nie 20.
Po kolejnych kilku minutach okazało się, że biuro projektowe zleciło wykonanie części prac firmie zagranicznej, pracownicy tej firmy nie znają angielskiego, więc musimy się od teraz komunikować bez użycia słów.
Jakoś nam szło, aż ogłoszono ostatni komunikat - w wyniku kolejnych cięć budżetowych, firma musi zwolnić część pracowników, więc każdy z nas może od teraz pracować z użyciem tylko jednej ręki.
I zrobiło się wesoło. I w zasadzie, po wprowadzeniu tylu ograniczeń, nie byliśmy w stanie z Krzysiem kontynuować prac - głównym zajęciem Emilii było przeszkadzanie, podbieranie drucików i bieganie po stołówce. Na szczęście znalazła kilka osób chętnych do zabawy (nauczycielki), więc cały czas ktoś miał na nią oko.
Ale to jeszcze nie był koniec zabawy.
Drugim projektem było wykonanie rakiety.
Z papieru wprawdzie, ale i dzieci i dorośli byli już tak nakręceni, że zabrali się do pracy z takim zapałem, jakby chodziło o rakietę prawdziwą.
Nie obyło się bez lotów testowych - na zdjęciu poniżej Emilia odpala rakietę za pomącą specjalnego urządzenia, ale bez problemu można było rakietę wypuścić w przestrzeń za pomocą zwykłej słomki do napojów.
Opis tego doświadczenia można również znaleźć na stronie Family Engineering, tutaj.
Na koniec każde dziecko otrzymało jeszcze woreczek zdrowych przekąsek (marchewka, rzodkiewka, rzepa) i wybraną przez siebie książkę.
Bawiliśmy się doskonale!
Wiedziałam, że zarówno Krzyś jak i Emilia świetnie się będą bawić, więc decyzję, że idziemy podjęłam natychmiast. Musiałam tylko wymęczyć przed południem Emilię, żeby się przespała w ciągu dnia, bo impreza była wieczorem, od 6.30 do 8.00.
Udało się, więc nie musieliśmy się męczyć z marudną Emilią.
W kilku salach lekcyjnych, na oddzielnych stanowiskach, dzieci mogły wykonać proste ale ciekawe doświadczenia. Na zdjęciach utrwaliłam zaledwie kilka - tych, które łatwo pokazać na jednej lub dwóch fotkach. Sporo doświadczeń najlepiej byłoby utrwalić na filmie, ale na to było za głośno, a poza tym, wolałam sama poeksperymentować a nie jedynie utrwalać jak inni się bawią.
![]() |
Papierowa wieża |
Wieża z rolek po papierze toaletowym i kartonu. Dzieci wyciągały rolki, sprawdzając ile zdołają wyciągnąć (i które) zanim pozostała konstrukcja się zawali.
![]() |
Moc kleju |
Przy każdym stanowisku znajdowała się informacja co należy wykonać i w jakiej kolejności. Doświadczenie powyżej miało uświadomić dzieciom, różnicę w wytrzymałości kilku sklejonych warstw materiału (tutaj akurat papieru, ale inny przykład to np. deskorolka) i takiej samej ilości warstw tego samego materiału nie sklejonego.
Najpierw dzieci ustawiały metalowe podkładki na dwie kartki papieru (nie sklejone) - papierowy mostek dość szybko się zawalał.
Potem, te same podkładki ustawiane były na kartkach sklejonych, które wytrzymywały dużo większe obciążenie.
Opis wykonania tego doświadczenia można znaleźć tutaj, na stronie Family Engineering.
![]() |
Obciążenie łodzi |

Nie doczytałam o co chodziło w doświadczeniu na zdjęciu po lewej, ponieważ musiałam interweniować - Emilia podebrała Krzysiowi wszystkie kulki, które z zapałem wrzucała do plastikowej rury - koniec rury był zaklejony taśmą klejącą, więc nie mogła tych kulek pogubić, ale Krzyś też chciał się "pobawić."
Na szczęście z głośników popłynęło zaproszenie do stołówki, gdzie miała się odbyć część zasadnicza całej imprezy. Rury i kulki straciły momentalnie na atrakcyjności i pognaliśmy do kafeterii.
Po krótkim wprowadzeniu, każda rodzina otrzymała materiały (20 włochatych drucików) do wykonania zadania.
Zadanie polegało na skonstruowaniu z owych patyczków w ciągu ośmiu minut jak najwyższej konstrukcji - utrzymującej pion o własnych siłach.
Po kilku minutach dowiedzieliśmy się, że firma budowlana pracująca nad projektem wprowadziła cięcia budżetowe i możemy użyć tylko 15 drucików a nie 20.
Po kolejnych kilku minutach okazało się, że biuro projektowe zleciło wykonanie części prac firmie zagranicznej, pracownicy tej firmy nie znają angielskiego, więc musimy się od teraz komunikować bez użycia słów.
Jakoś nam szło, aż ogłoszono ostatni komunikat - w wyniku kolejnych cięć budżetowych, firma musi zwolnić część pracowników, więc każdy z nas może od teraz pracować z użyciem tylko jednej ręki.
![]() |
Przed cięciami budżetowymi |
I zrobiło się wesoło. I w zasadzie, po wprowadzeniu tylu ograniczeń, nie byliśmy w stanie z Krzysiem kontynuować prac - głównym zajęciem Emilii było przeszkadzanie, podbieranie drucików i bieganie po stołówce. Na szczęście znalazła kilka osób chętnych do zabawy (nauczycielki), więc cały czas ktoś miał na nią oko.
Ale to jeszcze nie był koniec zabawy.
Drugim projektem było wykonanie rakiety.
Z papieru wprawdzie, ale i dzieci i dorośli byli już tak nakręceni, że zabrali się do pracy z takim zapałem, jakby chodziło o rakietę prawdziwą.
![]() |
Konstruktor rakiet przy pracy |
Opis tego doświadczenia można również znaleźć na stronie Family Engineering, tutaj.
Na koniec każde dziecko otrzymało jeszcze woreczek zdrowych przekąsek (marchewka, rzodkiewka, rzepa) i wybraną przez siebie książkę.
Bawiliśmy się doskonale!
piątek, 24 kwietnia 2015
wtorek, 21 kwietnia 2015
PUR: Szydełkowe kapcie
Dostałam od sąsiadki stos starych gazetek dziewiarskich, a wśród nich zaplątał się jakiś kalendarz z opisem wykonania jednej robótki na każdy miesiąc roku. Jednym z projektów były szydełkowe kapcie. Ucieszyłam się niezmiernie, bo nosiłam się z zamiarem zrobienia sobie takich kapci już od jakiegoś czasu. Nawet włóczkę już miałam Paton's Clasic Wool Merino.
Niestety, okazało się, że opis był kiepski i w końcu kapcie zrobiałam, ale według schematu opracowanego przez siebie.
Kapcie ozdobiłam kwiatkami z muliny do wyszywania, której zapasy mam spore (ach te wyprzedaże garażowe!) a wyszywam mało.
Kapcie te zabrałam do pracy i teraz miękko mi i wygodnie w stopy - u mnie w pracy większość osób "pracuje" w domowych kapciach, albo całkiem bez obuwia, zwłaszcza latem.
Ponieważ wydawało mi się, że wyszły trochę za duże, kolejną parę zrobiłam trochę mniejszą:
Po pierwsyzm praniu, i lekkim sfilcowaniu, kapcie zmieniły rozmiar na za mały na moje stopy. Wróciłam więc do pierwotnego opisu i wprowadzając pewne modyfikacjie, zrobiłam kolejną, trzecią parę kapci - te zostawiłam sobie w domu.
- włóczka: Paton's Clasic Wool Merino (100% wełna, 204 m/100 gr) - podwójna nitka
- zużycie: 100 gram na jedną parę
- szydełko 5 mm.
Subskrybuj:
Posty (Atom)