poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Karateka na paradzie

Zasadniczym powodem dlaczego wybraliśmy się w sobotę na paradę było to, że Krzyś brał w niej udział - szedł ze swoją akademią karate.

  
Tak się napalił na udział w paradzie, że nie dało się go od tego pomysłu odwieźć. Wprawdzie w ostatniej chwili zaczął mieć wątpliwości, ale już go wpisałam na listę a jak się coś deklaruje to trzeba słowa dotrzymać. Nawet jak się ma tylko siedem lat."Siedem i pół!", jak natychmiast poprawiłby mnie Krzyś.

Tata nie był zachwycony pomysłem, ale ja stanowczo odmówiłam wyprawy sama z dziećmi, bojąc się, że jak Emilia tradycyjnie zechce iść "pod prąd" lub "w poprzek", nie dam rady tej mojej słodkiej dwójki sama upilnować.

Już na parkingu wypatrzyliśmy innych karateków w białych gi, znanych nam z widzenia, i za nimi doszliśmy na miejsce zbiórki.

Na początek mała rozgrzewka, uzgodnienie co będą robić oprócz paradowania - wykopy, ciosy, blokady.




A potem ja z Emilią ustawiłyśmy się w strategicznym punkcie zaraz na początku trasy (i bliski końca, bo parada zataczała koło ulicami), a Krzyś i tata wyruszyli w pochodzie kiedy nadeszła ich kolej.


Bardzo długo Emilia była grzeczna, siedziała sobie w wózku pojadając krakersy i wypatrując piesków - to jej ulubione zwierzątka. Potem miałam nieco utrudnione zadanie jako fotograf, bo musiałam ją trzymać na rękach a ta moja Kruszynka waży już 10 kg! A kiedy już nasz rodzinny karateka przedefilował strojąc do nas miny, a do tego baterie w aparacie się wyczerpały, jeszcze chwilę postałyśmy i popatrzyłyśmy, i po godzinie od rozpoczęcia parady zakończyłyśmy występy w charakterze widzów i poszłyśmy się spotkać z chłopakami na parkingu.

1 komentarz:

Jula pisze...

:D , ; )
ja też będąc dzieckiem uwielbiałam
uczestniczyć w takim pochodzie bo należałam do klubu , sekcji pływackiej. A jak mi rówieśnicy zazdrościli, bo mnie oglądali ! ;D
Hihii

No tak Śląsk tak ma od zawsze.
W centralnej nie ma takiego radosnego, wspólnego świętowania w tradycji.

Pa! :D))))