Wrzesień, mimo że bardzo ciepły, letni, stoi u nas pod znakiem wirusów.
Najpierw jakaś zaraza dopadła mnie - dwa dni wysokiej gorączki i bólu przewodu pokarmowego (całego), ale bez wymiotów czy biegunki. A po dwóch dniach samo przeszło.
Potem Hultajstwo przyniósł coś ze szkolnej giełdy zarazków - gorączka, ból gardła, katar. Jak Krzyś wydobrzał, kataru dostała Emilka - na szczęście tylko lekkiego i bez gorączki, więc spała w miarę dobrze, tylko strasznie się "awanturowała" kiedy jej ten katarek wyciągałam z noska gruszką.
A jak łatwo przewidzieć, na koniec dostało się i mnie - wszystkie możliwe grypowo-przeziębieniowe symptomy.
A jak już wszyscy wyzdrowieliśmy, i nacieszyliśmy się zdrowiem przez cały tydzień, dopadła nas druga tura. W zasadzie to na razie tylko Krzysia, ale zapewne to jedynie kwestia czasu i przelezie na mnie i Kruszynkę.
I tak nam mija wrzesień, z chusteczką przy nosie, ale porannych spacerów z Małą nie zaniechałam.
Najpierw jakaś zaraza dopadła mnie - dwa dni wysokiej gorączki i bólu przewodu pokarmowego (całego), ale bez wymiotów czy biegunki. A po dwóch dniach samo przeszło.
Potem Hultajstwo przyniósł coś ze szkolnej giełdy zarazków - gorączka, ból gardła, katar. Jak Krzyś wydobrzał, kataru dostała Emilka - na szczęście tylko lekkiego i bez gorączki, więc spała w miarę dobrze, tylko strasznie się "awanturowała" kiedy jej ten katarek wyciągałam z noska gruszką.
A jak łatwo przewidzieć, na koniec dostało się i mnie - wszystkie możliwe grypowo-przeziębieniowe symptomy.
A jak już wszyscy wyzdrowieliśmy, i nacieszyliśmy się zdrowiem przez cały tydzień, dopadła nas druga tura. W zasadzie to na razie tylko Krzysia, ale zapewne to jedynie kwestia czasu i przelezie na mnie i Kruszynkę.
I tak nam mija wrzesień, z chusteczką przy nosie, ale porannych spacerów z Małą nie zaniechałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz