Mount Scott, mały stratowulkan, usytuowany na południowo-wschodnim zboczu Jeziora Kraterowego jest najwyższym punktem w Parku Narodowym Crater Lake i dziesiątym najwyższym szczytem w Oregonie. Ma około 420 000 lat.
Opis trasy prowadzącej na szczyt znaleziony w przewodniku nie odstraszał, 450 metrów od podnóża na szczyt rozciągnięte na 4 km (w obie strony 8 km, szlak zaczyna się na wysokości 2342 mnpm, szczyt 2723 mnpm) – bułka z masłem! Kiedy jednak zajechaliśmy na parking i spojrzeliśmy w górę, dziewczyny zaczęły jęczeć i błagać o zmianę planów. Ja też zwątpiłam, czy damy radę, ale wstyd mi było się wycofać z podjętej decyzji. Widok na Mount Scott z parkingu przytłacza, góra wydaje się ogromna!
Mount Scott, Crater Lake National Park |
Walcząc z pokusą zarządzenia odwrotu jeszcze przed startem nie pomyślałam o zrobieniu zdjęcia, to powyżej zrobiłam już po powrocie. Bo jednak nie ugięłam się perswazjom dziewczyn i własnemu przerażeniu.
Zaraz przy parkingu stoi tablica informacyjna z trasą naniesioną na zdjęcie – ścieżka prowadzi zakosami i kiedy już ją pokonaliśmy, okazało się, że nie było wcale tak źle. Najbardziej dało nam popalić słońce, przed którym nie było w zasadzie jak się schować ponieważ drzewa porastające zbocza nie są na tyle rozłożyste i gęste by zapewnić cień. Dobrze, że wyruszyliśmy w miarę wcześnie to jeszcze nie było tak gorąco. Bardzo współczułam osobom wspinającym się pod górę kiedy my już schodziliśmy.
Po 10 minutach od opuszczenia parkingu okazało się, że koleżanka Emilii nie uzupełniła wody w swojej butelce i wyruszyła na trasę niemal bez wody. Zostawiłam dziewczyny z Krzyśkiem w cieniu jednego z nielicznych drzew i wróciłam do samochodu po wodę. Więcej falstartów nie było.
22 lipca na szczytowej grani leżały resztki śniegu. Szlak ten był zamknięty jeszcze dwa dni wcześniej właśnie z powodu zalegającego śniegu.
Widok roztaczający się z tego miejsca dodał nam sił i energii i raźno ruszyliśmy do wieży strażniczej (zamkniętej) i punku oznaczonego jako szczyt. W przewodniku przeczytałam, że to jedyne miejsce, z którego możny złapać całe jezioro w jednym ujęciu aparatu fotograficznego (zwykłym ujęciu, niepanoramicznym).
Posiedzieliśmy trochę na szczycie, podziwiając widok i odpoczywając. Na terenie parku raczej nie ma zasięgu, ale w tym miejscu akurat był i koleżanka Emilii zadzwoniła do mamy. Udało nam się wypatrzeć samochód pozostawiony na parkingu u podnóża – mała biała kropka trzecia z lewej. Na zdjęciu chyba nie da się go zidentyfikować – drogę, przy której jest parking, ledwie widać.
Mimo że dopiero co stopniał śnieg, wiatry i słońce wysuszyły całą wilgoć i po wodzie nie pozostało nawet wspomnienie. Czas tuż po stopnieniu śniegu to czas kwitnienia kwiatów – kolorowe akcenty ożywiające wulkaniczny krajobraz. Zdjęcia zrobiłam już w drodze powrotnej.
4 komentarze:
Piekna wycieczka ale kwiaty pośród głazów wymiatają, pozdrawiam serdecznie.
Wspaniała wycieczka. Warto oglądać takie oryginalne miejsce. Wszystko tam jest ciekawe. Najbardziej "wymiata" wysokość. Pozdrawiam.
Cudne widoki, wspaniała wędrówka.
Pozdrawiam ciepło.
Urszula - Tak, kontrast między kwiatami a surowością otoczenia jest niesamowity!
Antonina - Widok z takiej wysokości zawsze imponuje!
Splocik - Tak, widoki wspaniałe!
Motylek
Prześlij komentarz