niedziela, 31 stycznia 2021

By the Seaside

W połowie stycznia, i dzieci i ja, mieliśmy wolny poniedziałek, który wykorzystaliśmy na nieco dalszą wycieczkę. Wybraliśmy się nad ocean, ale inną niż zazwyczaj drogą, najpierw odwiedzając wodospad Alsea Falls.


Zima to u nas pora deszczowa, w rzece sporo wody, więc i wodospad wydaje się większy niż zazwyczaj. Większy i groźniejszy. Kamienie śliskie, Krzysiek dwa razy omal nie wylądował na siedzeniu (albo w wodzie), więc szybko odegnałam dziatwę na bezpieczną odległość. 

Głównym celem odwiedzin tego miejsca było sprawdzenie, które miejsce na pobliskim kempingu najbardziej odpowiadałoby nam na letni wypad. Pole namiotowe oddalone jest o półtora kilometra od wodospadu, więc przespacerowaliśmy się, choć Emilia straszliwie była niezadowolona. Na każdym pokonywanym po drodze mostku była przyczepiona kartka z ostrzeżeniem, że nawierzchnia jest śliska kiedy mokra - ostrzeżenia te nie ustrzegły Emilii od klasycznego upadku po spektakularnym ślizgu na całą długość mostku - upadku, na szczęście na ścieżkę a nie do strumyka. Jeden poślizg niewiele nauczył Emilię i wkrótce zaliczyła kolejny. Dobrze że w samochodzie miałam  komplet ubrań na przebranie, poza kurtką. 

Szlak był miejscami mocno błotnisty, więc i bez upadków spodnie były do przebrania, o butach nie wspominając. Z butami akurat nie ma problemu bo standardowo do samochodu mamy jedne, a w bagażniku, w kartonie, buty do wędrowania.

Znaleźliśmy miejsce, które bardzo nam się podoba, numer miejsca zapisałam, ale nie udało mi się go jak na razie zarezerwować. Rezerwacji można dokonywać na pół roku przed wybraną datą, więc wstałam w sobotę wcześnie by o 7 zarezerwować upatrzone miejsce, i kiedy tylko zegar zmienił się z 6.59 na 7.00 kliknęłam "rezerwuj" - i co? I okazało się, że ktoś kliknął u ułamek sekundy wcześniej. 

Z miejscami w tych ładniejszych i bardziej popularnych miejscach są niezłe szopki - już pod koniec grudnia rezerwowałam miejsce nad naszym ulubionym jeziorem, a kiedy sprawdzałam ostatnio, w lipcu nie było już ani jednego wolnego miejsca, chyba że jakieś pojedyncze dni w środku tygodnia. W miejscu tak prymitywnym, że nawet wodę do picia trzeba przywieźć ze sobą!

Z Alsea Falls pojechaliśmy prosto nad ocean.


Dzień był piękny choć wietrzny i zimny, wręcz jak nad polskim morzem zimą! Fale ogromne, z furią rozbijające się o skały - zbyt niebezpiecznie by zejść na dość wąską w tym miejscu plażę. Bezpieczni na deptaku, z góry podziwialiśmy żywioł, zakutani w kurtki, czapki, szaliki, rękawiczki - i maseczki, które świetnie chronię dolną część twarzy przed zimnym wiatrem!


Zatrzymaliśmy się jeszcze w kilku ciekawych miejscach, między innymi przy Cook's Chasm, miejscu, gdzie woda, niesiona falami, najpierw dostaje się do podwodnej jaskini, a potem zostaje gejzerem wyrzucona w górę przez skalny komin. 


Efekt dźwiękowy też jest dość ciekawy, takie dość głośne fuknięcie.

Oregońskie wybrzeże jest dość himeryczne, często zachmurzone i deszczowe. Tak piękny, słoneczny dzień nie zdarza się często - i do tego w wolny od pracy i szkoły dzień! Zabawiliśmy dość długo, do zachodu słońca, napawając się grą kolorów i pięknem natury.


Zdjęć zrobiłam sporo, postanowiłam więc zebrać je w filmik,  do muzyki w wykonaniu Emilii:

By the Seaside 

(from Twelve Very Easy and Melodious Studies by Jean Louis Streabbog) 

Op. 63, No. 7.

2 komentarze:

Jula pisze...

Pięknie. I zdjęcia i Wasza kolejna wyprawa i gra Emilki. 👍💞💋❄⛄👋

Motylek pisze...

Jula - Dziękuję za przemiłe słowa, i za to, że regularnie tu zaglądasz! Pozdrawiam serdecznie!
Motylek