środa, 10 kwietnia 2019

Do trzech razy sztuka i jeden z problemów pierwszego świata

Pewnego wtorkowego popołudnia zepsuła mi się pralka.

Prała sobie, jak zawsze, aż nagle, na 5 minut przed końcem cyklu, przestała.
Co gorsza, nie dało się jej otworzyć i wyciągnąć prania.

Postępowanie według zaleceń z instrukcji obsługi nie przyniosło żadnej zmiany w zaistniałej sytuacji, więc zadzwoniłam do punktu napraw, z usług którego już kiedyś korzystałam. Niestety, technik mógł się pojawić najszybciej następnego dnia rano, ale żadnym tam bladym świtem a dopiero o 9 rano.

Uprzedziłam w pracy, że się spóźnię bo nic innego i tak nie mogłam zrobić.

Pan pojawił się punktualnie, pranie uwolnił, pralkę wybebeszył i aż poskrobał się po głowie ze zdziwienia bo podobno niezmiernie żadko zdarza się by równocześnie zepsuły się aż 3 różne części. Taka to była wyjątkowa ta moja pralka! Ponieważ koszt naprawy został oszacowany na $900, a pralka miała już 8 lat, postanowiłam kupić nową.

Zarwałam noc porównując modele różnych dostępnych marek, czytając opinie, zgłębiając szczegóły odnośnie ilości i rodzajów cykli, aż w końcu zostałam z trzema modelami spośród których wyłoniłam, już dobrze po północy, zwycięzcę.

Następnego dnia udałam się do pobliskiego sklepu na zakupy. Nie meli w magazynie wybranej przeze mnie tańszej wersji, więc by nie czekać 7-10 dni, postanowiłam kupić wersję droższą, ale za to obecną w magazynie sklepu. Jeszcze dopłaciłam za umieszczenie sprzętu w puncie docelowym i instalację oraz wywiezienie starej pralki, i z niecierpliwością zaczęłam odliczać dni aż mi to cudo przywiozą. (Szczęściem w nieszczęściu zakup pralki poszedł już na następny cykl rozliczeniowy karty kredytowej, co dało mi kilka tygodni więcej na wygrzebanie się z dołka, który tym zakupem został pode mną wykopany.)

Z numerem faktury z łatwością można sprawdzić na stronie sklepu w którym miejscu aktualnie znajduje się samochód dostawczy, a sam czas, w którym miał się u mnie pojawić, był podany z dokładnością do pół godziny. I nawet nie kolidował z dość bogatymi planami w związku z feriami wiosennymi.

Panowie z nową pralką przybyli, starą pralkę zabrali, węże zasilające nową pralkę w wodę do ujęcia podłączyli i zniknęli na dłuższą chwilę na pace samochodu. Kiedy pojawili się ponownie, okazało się, że pralka jest uszkodzona, czego wcześniej nie było widać spod oryginalnego fabrycznego opakowania.

Samochód odjechał zabierając obie pralki, i tę starą, i tę nową, uszkodzoną.

Ponieważ miałam do załatwienia sprawę w pobliżu sklepu, udałam się tam osobiście w celu ustalenia co dalej.

Okazało się, że trzeba zamówić nowy egzemplarz bo więcej sztuk w magazynie nie ma. W takim razie, skoro i tak zamawiam i muszę czekać (7-10 dni), to poprosiłam o tę tańszą, oryginalnie przeze mnie wybraną wersję. W końcu $130 na piechotę nie chodzi.

Pralka zamówiona, różnica przelana na konto karty kredytowej, którą płaciłam, pozostaje czekać. I kolejny raz targać się z klamotami do pobliskiej pralni.

Po tygodniu, a w dwa tygodnie od zepsucia się starej pralki, dostałam powiadomienie, że pralka już jest w sklepie i termin dostawy. Wyszłam wcześniej z pracy, samochód dostawczy pojawił się punktualnie. Panowie pralkę odpakowali, stwierdzili, że nie jest uszkodzona, przetransportowali do kuchni, i kiedy jeden z nich chciał ją podłączyć do kontaktu, zamarł z wtyczką w ręku.

Pralki Boscha, mimo, że sprzedawane w USA, wtyczki mają na 240 wolt i nie można ich podłączyć do standardowego kontaktu, tego, do którego podłączoną była stara pralka.

Pralki Boscha stosują na rynku amerykańskim takie rozwiązanie, że pralkę podłącza się do suszarki a dopiero suszarkę do gniazdka - suszarki w USA mają inne, niestandardowe wtyczki i zasilanie nie na 110 wolt tylko ns 240 (a może na 220, nie znam się przecież na tym.) O fakcie tym nie poinformowano mnie w sklepie, pozwalając wydać tysiąc dolarów na sprzęt, którego nie mogę podłączyć do sieci.

Ponieważ moja stara, już podad 13-letnia, ale rzadko używana suszarka ma się dobrze, nie wymieniałam jej na nową, bo nie widziałam potrzeby na wydawanie kolejnego tysiąca dolarów.

We troję staliśmy dobrą chwilę mocno skonsternowani, ale kiedy wykluczyliśmy żart prima aprilisowy (akurat był to 1 kwietnia), pralka wróciła na pakę samochodu, a ja zaczęłam rozważać możliwe opcje dalszego postępowania w tej sytuacji:

  • wymienić na pralkę innej marki,
  • wezwać elektryka, który przerobi instalację tak, by można było pralkę podłączyć.

Panowie na pożegnanie doradzili mi, żebym skontaktowała się z właścicielem sklepu bo sytuacja jest niedopuszczalna.

Po chwili zadzwonił ten nieszczęsny sprzedawca, który zapomniał mnie poinformować, o specjalnych wymaganiach odnośnie podłączenia wybranego przez mnie sprzętu, i przedstawił mi dwie możliwe opcje. Z jego wypowiedzi jednoznacznie wynikało, że wolałby, abym wybrała wersję z przerabianiem instalacji, bez konieczności wymieniania pralki na inny model, więc mu grzecznie, acz zdecydowanie wyjaśniłam, że przerabianie kontaktu tylko z pozoru wydaje się łatwiejszym rozwiązaniem bo, po pierwsze, nawet nie wiem gdzie szukać licencjonowanego i godnego zaufania elektryka, ile będę musiała czekać aż kontakt przerobi i z pewnością będzie to sporo kosztowało, a ja już wydałam za przyjście technika do zepsutej pralki i zapłaciłam za nową pralkę, z której nie mogę korzystać. Powiedziałam, że oddzwonię, bo muszę sprawę przemyśleć po czym się rozłączyłam.

Postanowiłam pralkę wymienić na innej marki. Tym razem wyboru dokonałam szybciej, bo zostały mi dwa modele z poprzednich poszukiwań. Dzwonię do sklepu, a tu mi pan wyskakuje z propozycją:

Znajomy elektryk, któremu sklep zleca różne prace, w ramach koleżeńskiej przysługi, przerobi mi ten kontakt za pół ceny. 

Zgodziłam się, ponieważ na tę inną pralkę musiałabym czekać 7-10 dni.

Elektryk wpadł następnego dnia, pomiędzy innymi pracami (a ja kolejny raz urwałam się z pracy), zrobił odpowiednie podłączenie i skasował  $100. Akurat zadzwoniła do mnie koleżanka, więc nie patrzyłam mu na ręce i nie wiem jak to zrobił, ale ani na ścianie ani na podłodze nie było śladu po jakichkolwiek działaniach, tylko obok gniazdka dla suszarki pojawiło się drugie, to nowe, dla pralki. Przy okazji wyszło na jaw, że ta "przysługa" elektryka polega na tym, że nieszczęsny sprzedawca z własnej kieszeni pokryje drugą połowę kosztów przerobienia instalacji. Coś mi się wydaje, że chłopak pokpił sprawę i chyba się bał, że straci pracę.

Następnego dnia znowu musiałam wyjść z pracy wcześniej z powodu pralki.
Do trzech razy sztuka - przywieźli, podłączyli, sprawdzili czy działa, pośmialiśmy się (za każdym razem przywoził mi pralkę ten sam kierowca tylko z innym pomocnikiem) i panowie odjechali. A ja szybciutko nastawiłam pierwsze pranie.

Kiedy podziękowałam szefowi za wyrozumiałość w związku z licznymi nieobecnościami w pracy z powodu pralki, zażartował, że to i tak zajęło mniej czasu niż jakbym miała biegać z tym praniem do najbliższej rzeki . . . ( No dobrze, wodę bieżącą w kranie cały czas miałam.) . . . bo jak mawia jego córka "to jeden z problemów pierwszego świata."

6 komentarzy:

tymotka pisze...

No i ani się człowiek obejrzał, a wyszła epopeja pralkowa :) Oby nie było ciągu dalszego.

Urszula97 pisze...

No nie wiem czy u nas takie coś by przeszło, są bardziej sztywni do klienta.

splocik pisze...

No i wyszła sztuka z pralki :)))))
Podziwiam Twój spokój, najpewniej pozorny, bo przy czymś takim człowiek może się zagotować.
Oby jak najmniej takich scenariuszy życie pisało.
Pozdrawiam ciepło.

hrabina pisze...

Dobrze, że wyszło w końcu pomyślnie. I oby takich i podobnych zdarzeń było jak najmniej w naszym życiu!

Motylek pisze...

Tymotka - ja sama się zdziwiłam, że taki długi tekst wyskoczył mi spod palców...

Urszula - a tutaj zdają sobie sprawę, że kilka innych sklepów czeka na klienta...

Splocik - Aspekty spokoju udało się zachować - nie krzyczałam, nie ubliżałam, ale w pewnym momencie zapadłam się w fotel i rozpłakałam jak dziecko - z bezsilności...

Motylek

Motylek pisze...

Hrabina - Oby jak najmniej!!!

Motylek