Pewnego listopadowego poranka, w drodze do pracy, oczekując na zielone światło, byłam świadkiem dość niecodziennej sceny.
Środkiem ulicy spacerowały sobie trzy indyki.
Pewna pani usiłowała zagonić je na chodnik, pewnie by nie skończyły pod kołami samochodu, ale indyki z maniakalnym uporem powracały na asfalt.
Zmieniło się światło, skręciłam w lewo - nie narażając na okaleczenie indyków.
Dosłownie dwa dni później wybrałam się po herbatkę z szałwii do sklepu zielarskiego. Zaparkowałam, wysiadłyśmy z Emilia z samochodu i - napatoczyłyśmy się na trzy indyki! Całkiem możliwe, że te same, co je widziałam dwa dni wcześniej o kilkanaście przecznic dalej.
Indyki spacerowały po parkingu, ale także usiłowały wedrzeć się do sklepu oraz klatki schodowej pobliskiego budynku mieszkalnego.
To taka nasza lokalna ciekawostka - niby wielkie miasto, prawie 160 tysięcy mieszkańców, a po centrum przechadzają się dzikie indyki. Dobrze, że nie były tak agresywne jak dzikie gęsi, przed którymi kiedyś uciekaliśmy nad rzeką!
2 komentarze:
Dobrze ,że nie dzikie świnie, znaczy się dziki ,które podobno w Polsce w Bielsku Białej , to też spore miasto na osiedlach żerują. ☺
Indyka w razie czego można pod pachą do domu złapać , z dzikiem, nie tak prosto. Choć na święta i jedne i drugie mogą być smaczne na stole w formie posiłku . 😊
Jula - za dużo świadków było, żeby zrobić zaopatrzenie na święta...
Motylek
Prześlij komentarz