Niestety, śniegu nie ma i raczej nie będzie.
Ale kiedy już mgła ustępuje, pięknie świeci słońce - mimo, że nadal jest zimno.
W taką słoneczną, choć mroźną, niedzielę, Emilia stwierdziła, że mamy brzydki dom. Szybko doprecyzowała, że inne domy udekorowane są świecącymi wieczorami światełkami a nasz nie, i dlatego jest brzydki.
Wadzie tej udało się zaradzić dość szybko - w garażu, w kartonie, w miejscu dość widocznym, spoczywały sobie światełka choinkowe. Wcale nie trzeba było ich szukać. Wystarczyło przynieść zza domu drabinę (to zadanie wziął na swoje barki Krzyś) i zawiesić światełka. Pstryk - i dom wypiękniał w mgnieniu oka!
Zawieszać chcieli oboje, i Emilia, i Krzyś. Zdążyli się nawet o to pokłócić i poobrażać. W końcu wieszałam ja bo się bałam, że mi z tej drabiny pospadają, ale oboje pomagali mi rozplątywać i pilnowali, żebym się w nie ponownie nie zaplątała stojąc na drabinie.
światełko i księżyc (w rogu) |
Wieczorem usiłowałam zrobić zdjęcie, ale żadne nie oddaje stanu rzeczywistego a prawda jest taka, że te kolorowe światełka wyglądają bardzo radośnie i rozweselają wcześnie zapadający zmrok.
Staram się więc pamiętać, by przed wyjściem po południu z domu, włączyć je - wówczas witają nas kiedy wracamy.
A jak już światełka zawisły to padło nieuchronne pytanie o choinkę.
Tydzień później stanęła i została udekorowana przy stratach iście minimalnych - tylko jedna rozbita bombka!
Kicia natychmiast ulokowała się pod choinką i od tej pory to jej ulubione miejsce drzemania. Zrezygnowała nawet z wskakiwania na stół!
Jak już choinka prezentowała się w całej swej świetlistej krasie, wypłynął temat prezentów. A mianowicie, czy można by już jakiś dać pod choinkę.
W zasadzie - czemu nie?
Ale pod warunkiem, nie nie zostanie odpakowany do Bożego Narodzenia. (Wigilię zawsze spędzamy z naszymi polskimi znajomymi i wracamy do domu późno a w Boże Narodzenie na jedyną mszę po angielsku w naszej parafii musimy wstać na 8.30 rano, więc postanowiłam, że prezenty odpakujemy po powrocie z kościoła - spokojnie, już nigdzie się nie spiesząc.)
O dziwo, dzieci mój warunek zaakceptowały i ani razu nie usiłowały go złamać. Najbardziej zdziwiłam się, że pięcioletnia Emilia nie stara się przechytrzyć mnie i choćby zerknąć czy wymacać co tam może czekać pod tą choinką.
By za bardzo ich nie kusić, prezenty są zapakowane, ale nie opisane, więc nikt, poza darczyńcą, nie wie, który prezent dla kogo jest przeznaczony. Kiedy tata usiłował skusić Emilię na otworzenie jednego z prezentów, dostał od córki niezłą burę!
Najpierw mieliśmy dodawać codziennie po jednym prezencie, ale szybko to codziennie zamieniło się w co godzinę, i skończyło się na tym, że zamknęłam się w sypialni i zapakowałam wszystko co miało i tak docelowo wylądować pod choinką.
Potem swoje prezenty doniosły dzieci - jak co roku, w obu szkołach, w ramach The Spirit of Giving, zaopatrzyli się w upominki dla najbliższych.
I tak od 10 grudnia nie tylko choinka cieszy nasze oczy ale i pięknie zapakowane i udekorowane kokardami prezenty pod nią.
4 komentarze:
Ależ wspaniały pomysł z ta akcją prezentową w szkole!!!! super.
masz szczęście, że kot nie skacze Ci na choinkę, tylko grzecznie śpi pod... widziałam mega szalone wyczyny kocie, któe kończyły się powaloną choinką.
światełka o tej porze roku to ciepło i neimalże magia. Za to uwielbiam zimę....
Hrabina - a rzeczywiście Kicia nie wykazuje zainteresowania ozdobami choinkowymi ani choinką - jako czymś na co można by się wspiąć. A bez światełek ... o jak o wiele smutniej by nam było grudniową porą!
Motylek
U nas taki pomysl z przedwczesnym podlozeniem prezentow, by sie nie sprawdzil, bo Nadia zaraz by tam wymacala :)
Asiu - do teraz jestem zdumiona, że Emilia się powstrzymała! Cud!!!
Motylek
Prześlij komentarz