Wczoraj obchodziliśmy Święto Dziękczynienia. Lubię to świto ponieważ jest dla wszystkich, nie ważne jakiego wyznania czy poglądów politycznych.
Z samego rana, zastając nas jeszcze w piżamach, choć już wygrzebaliśmy się z łóżek, przybył do nas zza miedzy sąsiad z kartką okolicznościową, z odręcznie napisanym to our best friends ever. Szalenie miły gest! Ja kartki dla niech wprawdzie nie miałam, ale odwdzięczyłam się im plackiem ze śliwkami, który upiekłam nieco później tego dnia.
Po południu spotkaliśmy się w gronie od lat zaprzyjaźnionych polskich rodzin. Kulinarnie było dość tradycyjnie z wyjątkiem wypieków bo te zawsze są według polskich receptur. Każdy miał swój udział w kuchennych przygotowaniach, mi w tym roku przypadła brukselka, placek ze śliwkami i chleb.
Dzieci, jak zawsze, bawiły się fantastycznie, i kiedy trzeba było się zbierać do domu, jak zawsze protestowały że za wcześnie, że jeszcze chcą zostać.
W szkole podstawowej dzieci przygotowują prace plastyczne związane ze świętem, wypisując za co czują się wdzięczne. Ponieważ Emilia rozchorowała się i opuściła te kilka dnie przed świętem, żaden taki projekt do domu nie dotarł, a szkoda - lubię sobie poczytać o tym co w odczuciu moich dzieci jest ważne.
Krzyś, który chorował tuż przed Emilią, przyniósł ze szkoły plik dyplomów - właśnie skończył się pierwszy trymestr nauki. I mimo że dostał dyplom za stuprocentową frekwencję (jego choroba przypadła na długi weekend więc nie opuściła żadnego dnia w szkole), dyplom za osiągnięcia z ELA (język angielski) i nawet dyplom uznania od dyrektora wyróżniający go za całokształt, to i tak jest niezadowolony! Bo nie dostał dyplomu od pani prowadzącej orkiestrę a podobno tak się starał! I nieważne, że trymestr zakończył najwyższymi ocenami z wszystkich przedmiotów, łącznie z orkiestrą, brak jednego dyplomu zmącił spokój mojego nastolatka.
piątek, 29 listopada 2019
niedziela, 24 listopada 2019
Wspomnienie złotej
Listopadowa jesień to mgliste, ponure poranki, deszczowe dni, a czasem słoneczne, ale krótkie i przejmujące chłodem dni. Wspomnieniami wracam do złotej, wrześniowo-październikowej jesieni.
Pewnego poniedziałkowego popołudnia, w drodze z lekcji gry na pianinie, zatrzymałyśmy się z Emilią w parku, gdzie Krzyś miał treningi piłki nożnej.
Światło było wspaniałe, ciepłe i miękkie, aparat miałam przy sobie ponieważ tego dnia żona trenera robiła zdjęcia drużynowe oraz indywidualne. Kiedy pozował Krzyś, i ja zrobiłam kilka zdjęć.
Dużo suchych liści zalegało pod drzewami. Zawodnicy, oczekując na swoją kolej do zdjęcia, wspaniale bawili się obrzucając się nawzajem garściami złotych liści. A ile przy tym było śmiechu, jaka radość z takiej prostej zabawy!
Sezon piłki nożnej skończył się z początkiem listopada a w połowie miesiąca zaczęła się koszykówka. Niestety, trenera, który prowadził drużynę Krzysia w poprzednich dwóch sezonach, już nie ma - nie znam powodu dlaczego. Jego dwóch synów też nie ma. Nowy trener wcale nie jest nowy, po prostu prowadził inną grupę chłopców. Sezon koszykówki zaczął się nam trochę pechowo bo Krzyś się rozchorował i już jeden trening opuścił. Zobaczymy czy we wtorek da radę czy trzeba będzie odpuścić kolejny.
Pewnego poniedziałkowego popołudnia, w drodze z lekcji gry na pianinie, zatrzymałyśmy się z Emilią w parku, gdzie Krzyś miał treningi piłki nożnej.
Światło było wspaniałe, ciepłe i miękkie, aparat miałam przy sobie ponieważ tego dnia żona trenera robiła zdjęcia drużynowe oraz indywidualne. Kiedy pozował Krzyś, i ja zrobiłam kilka zdjęć.
Dużo suchych liści zalegało pod drzewami. Zawodnicy, oczekując na swoją kolej do zdjęcia, wspaniale bawili się obrzucając się nawzajem garściami złotych liści. A ile przy tym było śmiechu, jaka radość z takiej prostej zabawy!
Sezon piłki nożnej skończył się z początkiem listopada a w połowie miesiąca zaczęła się koszykówka. Niestety, trenera, który prowadził drużynę Krzysia w poprzednich dwóch sezonach, już nie ma - nie znam powodu dlaczego. Jego dwóch synów też nie ma. Nowy trener wcale nie jest nowy, po prostu prowadził inną grupę chłopców. Sezon koszykówki zaczął się nam trochę pechowo bo Krzyś się rozchorował i już jeden trening opuścił. Zobaczymy czy we wtorek da radę czy trzeba będzie odpuścić kolejny.
niedziela, 17 listopada 2019
14 świeczek
Dzisiaj Krzyś skończył 14 lat.
Nie życzył sobie żadnego przyjęcia ani gości, chciał dzień ten spędzić w spokoju, i stało się jak chciał. Czternaste urodziny zostały jednak godnie uczczone.
Z samego rana, jeszcze w piżamie, mierzenie - 171 cm. (W ciągu roku urósł 11 cm.) Potem, po porannej mszy, wszyscy zebrani w kościele odśpiewali mojemu dziecku Happy Birthday. Krzyś był nieco zawstydzony, ale bardzo zadowolony.
Czas do obiadu spędził grając trochę w koszykówkę a trochę na PS4 i na moim komputerze (Minecraft.) Na obiad pojechaliśmy do jego ulubionej restauracji a po południu zdmuchnął 14 świeczek na torcie, który sam wybrał - Chocolate Orgasm. Potem jeszcze trochę pograł na PS4, spałaszował kolejne kawałki tortu a na koniec rozegraliśmy trzy partyjki w Rummikub. I pewnie gralibyśmy jeszcze ale zrobiło się po 22-ej i trzeba było iść spać.
Perfect day, jak stwierdził Solenizant.
Nie życzył sobie żadnego przyjęcia ani gości, chciał dzień ten spędzić w spokoju, i stało się jak chciał. Czternaste urodziny zostały jednak godnie uczczone.
Z samego rana, jeszcze w piżamie, mierzenie - 171 cm. (W ciągu roku urósł 11 cm.) Potem, po porannej mszy, wszyscy zebrani w kościele odśpiewali mojemu dziecku Happy Birthday. Krzyś był nieco zawstydzony, ale bardzo zadowolony.
Czas do obiadu spędził grając trochę w koszykówkę a trochę na PS4 i na moim komputerze (Minecraft.) Na obiad pojechaliśmy do jego ulubionej restauracji a po południu zdmuchnął 14 świeczek na torcie, który sam wybrał - Chocolate Orgasm. Potem jeszcze trochę pograł na PS4, spałaszował kolejne kawałki tortu a na koniec rozegraliśmy trzy partyjki w Rummikub. I pewnie gralibyśmy jeszcze ale zrobiło się po 22-ej i trzeba było iść spać.
Perfect day, jak stwierdził Solenizant.
wtorek, 12 listopada 2019
Zielona czapka z pomponem
Włóczki zdobyte na old gym sale kusiły, zerkały z kosza w moim kierunku dniem i nocą bo kosz stoi w sypialni. Nie wytrzymałam tej presji...
Na pierwszy ogień poszła dość gruba zielona włóczka.
Wzór ten sam co wszystkie czapki od jakiegoś czasu bo stał się moim ulubionym. Pochodzi z blogu Otulove.
Druty 5.5 mm w połączeniu z tą włóczką dały dość mocno ściśnięty splot, więc czapka powinna być ciepła. A do tego pomponik, przyniesiony swego czasu ze szkoły przez córkę. Mam tych pomponów jeszcze kilka, ozdobią kolejne czapki.
Czapka waży 68 gram. Przeznaczona jest na Winter Drive, czyli zbiórkę odzieży zimowej prowadzoną, jak co roku, u mnie w kościele do końca grudnia, więc pewnie nie będzie to ostatnia czapka jaką wydziergam w tym sezonie.
Na pierwszy ogień poszła dość gruba zielona włóczka.
Wzór ten sam co wszystkie czapki od jakiegoś czasu bo stał się moim ulubionym. Pochodzi z blogu Otulove.
Druty 5.5 mm w połączeniu z tą włóczką dały dość mocno ściśnięty splot, więc czapka powinna być ciepła. A do tego pomponik, przyniesiony swego czasu ze szkoły przez córkę. Mam tych pomponów jeszcze kilka, ozdobią kolejne czapki.
Czapka waży 68 gram. Przeznaczona jest na Winter Drive, czyli zbiórkę odzieży zimowej prowadzoną, jak co roku, u mnie w kościele do końca grudnia, więc pewnie nie będzie to ostatnia czapka jaką wydziergam w tym sezonie.
sobota, 9 listopada 2019
Grabimy
Lecą liście z drzewa za domem. Grabię je cierpliwie, a po tygodniu cały trawnik znowu pięknie wysłany dywanem z liści.
Odkąd usłyszałam, że podczas grabienia liści spala się nawet do 400 kalorii, pokochałam to zajęcie...
Kiedy jeszcze większość liści była zielona, za to padało i padało, pająk utkał swoją sieć przy drzwiach na taras.
Deszcz osiadł na pajęczynie kropelkami, jak diamencikami. Trudno było zrobić zdjęcie, ale choć trochę tego piękna udało się uchwycić.
Odkąd usłyszałam, że podczas grabienia liści spala się nawet do 400 kalorii, pokochałam to zajęcie...
Kiedy jeszcze większość liści była zielona, za to padało i padało, pająk utkał swoją sieć przy drzwiach na taras.
Deszcz osiadł na pajęczynie kropelkami, jak diamencikami. Trudno było zrobić zdjęcie, ale choć trochę tego piękna udało się uchwycić.
poniedziałek, 4 listopada 2019
Włóczkobranie
Kilka razy w roku, w szkole Emilii, ma miejsce wyprzedaż Old Gym Sale (w starej sali gimnastycznej, stąd nazwa) Organizuje ją emerytowany nauczyciel pan F, a cały dochód przeznaczony jest na poza dydaktyczne cele dla dwóch szkół podstawowych. Pana F wspomaga dość mocno datkami sklep JoAnn's Fabrics, znana sieć sklepów z tekstyliami, włóczkami i innymi materiałami do uprawiania rękodzieła. JoAnn's jest może głównym, ale nie jedynym źródłem wystawianych na szkolnej wyprzedaży rzeczy.
W czwartek idąc po Emilię do szkoły zauważyłam pana F urzędującego w starej sali gimnastycznej. Wiedziałam że w sobotę będzie kolejna wyprzedaż, a że miałam jeszcze trochę czasu do odebrania Emilii, wstąpiłam do sali by zamienić kilka słów z panem F. Chwilę porozmawialiśmy o tym i o owym, aż w pewnym momencie pan F zaproponował, żebym przyszła na zakupy już w piątek po południu, mimo że wszystkie plakaty głosiły, że impreza odbywa się w sobotę.
Wstąpiłam w drodze z pracy, a przeglądając kartony z rzeczami głównie bożonarodzeniowymi, natknęłam się na pudło z włóczkami. Wprawdzie nie były to jakieś szlachetne wełny lecz najzwyklejsze akryle i trochę bawełny, ale ja nie mam problemu z dzierganiem ze sztucznych włóczek. Uważam, że niektóre wyroby lepiej się sprawdzają jeśli wykonane są z akrylu. (Nie wyobrażam sobie dywanika w łazience z mieszanki jedwabiu z wełną lub swetra dla kilkuletniego dziecka z wełny za kilkanaście dolarów za 50 gramowy motek.)
Wybrałam więc te motki niemal wszystkie, zostawiłam te fikuśne, z których trudno wymyślić coś sensownego. Do włóczek dostałam jeszcze piękny kosz a przy okazji dowiedziałam się, że pan F też dzierga, głównie skarpetki przy oglądaniu telewizji. To, że jego żona szydełkuje, wiedziałam już wcześniej. Sporo z tych włóczek to zapasy żony pana F, która stwierdziła, że za dużo ma włóczki w domu (ja nie miewam tego rodzaju problemów i nigdy nie uważam, żebym miała włóczki za dużo), więc przekazała część na wyprzedaż. Jest też kilka motków tej samej włóczki, są włóczki ze zwrotów, z charakterystyczną banderolą sklepową, kiedy oryginalna ulegnie zniszczeniu. Przygarnęłam, pieczołowicie ułożyłam w koszu a w głowie już się kłębią plany, z czasem będą powstawać projekty.
W czwartek idąc po Emilię do szkoły zauważyłam pana F urzędującego w starej sali gimnastycznej. Wiedziałam że w sobotę będzie kolejna wyprzedaż, a że miałam jeszcze trochę czasu do odebrania Emilii, wstąpiłam do sali by zamienić kilka słów z panem F. Chwilę porozmawialiśmy o tym i o owym, aż w pewnym momencie pan F zaproponował, żebym przyszła na zakupy już w piątek po południu, mimo że wszystkie plakaty głosiły, że impreza odbywa się w sobotę.
Wstąpiłam w drodze z pracy, a przeglądając kartony z rzeczami głównie bożonarodzeniowymi, natknęłam się na pudło z włóczkami. Wprawdzie nie były to jakieś szlachetne wełny lecz najzwyklejsze akryle i trochę bawełny, ale ja nie mam problemu z dzierganiem ze sztucznych włóczek. Uważam, że niektóre wyroby lepiej się sprawdzają jeśli wykonane są z akrylu. (Nie wyobrażam sobie dywanika w łazience z mieszanki jedwabiu z wełną lub swetra dla kilkuletniego dziecka z wełny za kilkanaście dolarów za 50 gramowy motek.)
Wybrałam więc te motki niemal wszystkie, zostawiłam te fikuśne, z których trudno wymyślić coś sensownego. Do włóczek dostałam jeszcze piękny kosz a przy okazji dowiedziałam się, że pan F też dzierga, głównie skarpetki przy oglądaniu telewizji. To, że jego żona szydełkuje, wiedziałam już wcześniej. Sporo z tych włóczek to zapasy żony pana F, która stwierdziła, że za dużo ma włóczki w domu (ja nie miewam tego rodzaju problemów i nigdy nie uważam, żebym miała włóczki za dużo), więc przekazała część na wyprzedaż. Jest też kilka motków tej samej włóczki, są włóczki ze zwrotów, z charakterystyczną banderolą sklepową, kiedy oryginalna ulegnie zniszczeniu. Przygarnęłam, pieczołowicie ułożyłam w koszu a w głowie już się kłębią plany, z czasem będą powstawać projekty.
czwartek, 31 października 2019
Halloween 2019
Kolejne Halloween za nami.
Dzieci nie mogły pójść w kostiumach do szkoły, ale ja wybrałam się do pracy w spódnicy, którą uszyłam sobie dwa lata temu. Poza mną jeszcze trzy osoby nie wstydziły się powygłupiać i przyszły do pracy w przebraniach, dyskretnych, acz jednoznacznie odbiegających stylistycznie od codziennej garderoby.
W tym roku czekała na nas w pracy niespodzianka. Wezwano nas do sali konferencyjnej na krótkie szkolenie BHP, a na miejscu okazało się, że z okazji Halloween mamy branch (późne śniadanie/lunch.) Na deser podano ciasteczka w kształcie duszków, dyń i nietoperzy udekorowane stosownie do okazji, była też torba z cukierkami, z której można było czerpać garściami.
Pogoda w miarę nam dopisała. Bezchmurne niebo sprawiło, że było sucho, ale za to zimno.
Przez kilka lat dzieci paradowały w tych samych strojach, więc w tym roku zmieniliśmy kostiumy.
Krzyś wystąpił jako przedstawiciel ciemnych mocy. Nazwy postaci nie pamiętam - kostium kupiliśmy rok temu na wyprzedaży po Halloween i opakowanie nie zachowało się a ja nie jestem biegła jeśli chodzi o złe moce. Na szczęście wystarczyło, że wyglądał strasznie.
Zanim wyszliśmy z domu postraszył trochę młodszą siostrę, której się to strasznie podobało.
Na tej samej wyprzedaży Emilia uparła się, żeby jej też coś kupić. Wprawdzie strasznie jej się podobały przebrania czarownic, ale że jedno już w domu mamy, padło na róg i ogon jednorożca.
Pierwotnie miałam zamiar uszyć jej resztę przebrania, ale im bliżej Halloween, tym bardziej topniał mój zapał, aż w końcu wymyśliłam coś mniej czasochłonnego. Emilia dostała białe spodnie dresowe, od brata pożyczyła sobie białą bluzę, a że bluza za duża, to i dwa swetry się pod nią zmieściły. W roli kopytek wystąpiły zimowe buty.
W sumie wyszło oryginalnie a dziecku było ciepło. Nawet za długie rękawy, początkowo podwinięte, świetnie spisały się zamiast rękawiczek.
Po wyjściu z domu, a było przecież już ciemno, Emilia założyła jeszcze jedną opaskę ze świecącym rogiem i uszkami. Słodko to wyglądało, ale że trudno złapać w obiektyw, więc zdjęcia nie ma.
Z roku na rok wydłuża nam się trasa, w tym roku zaliczyliśmy aż cztery ulice a do domu wróciliśmy z wiaderkami wypełnionymi łakociami po brzegi.
Sąsiedzi zapytali jeszcze czy mogą jutro przynieść cukierki, które im zostaną. Natychmiast wzrosły ich notowanie u moich dzieci!
Potem nastąpiło sortowanie według kolorów opakowań i pamiątkowe zdjęcia.
A teraz usiłuję zagonić dzieci do łóżek bo jutro jest normalny dzień i muszą wstać do szkoły.
sobota, 26 października 2019
Fiolecik
Bawełniany filecik robiłam latem, ale jakoś nie mógł się doczekać sesji zdjęciowej i zaprezentowania na bogu.
Włóczkę Hobby Lobby I Love This Cotton, mięciusieńką i milusieńką, dostałam w marcu na urodziny. Po rozważeniu różnych wzorów, odrzuceniu większości z nich, postawiłam na całkowitą prostotę, i tak powstał fioletowy zwyklak.
Skorzystałam, ponownie, z darmowego wzoru Heidi Kirrmaier Simple Summer Tweed Top Down V-Neck, tyle że z innym dekoltem. Rok temu zrobiłam sobie granatowy sweter według tego samego opisu (KLIK) i jest to jeden z moich naj NAJ najulubieńszych swetrów.
Fioletowy robiłam na drutach 4 mm i zużyłam na niego 465 gr włóczki. Bałam się, że mi zabraknie, więc ostrożnie podeszłam do rozmiaru-mógłby być nieco szerszy i dłuższy, tak o 1-2 cm.
Kolor, wręcz niemożliwy do uchwycenia na zdjęciach, nieco jaśniejszy niż na pierwszym zdjęciu.
Garść informacji:
Włóczkę Hobby Lobby I Love This Cotton, mięciusieńką i milusieńką, dostałam w marcu na urodziny. Po rozważeniu różnych wzorów, odrzuceniu większości z nich, postawiłam na całkowitą prostotę, i tak powstał fioletowy zwyklak.
Skorzystałam, ponownie, z darmowego wzoru Heidi Kirrmaier Simple Summer Tweed Top Down V-Neck, tyle że z innym dekoltem. Rok temu zrobiłam sobie granatowy sweter według tego samego opisu (KLIK) i jest to jeden z moich naj NAJ najulubieńszych swetrów.
Fioletowy robiłam na drutach 4 mm i zużyłam na niego 465 gr włóczki. Bałam się, że mi zabraknie, więc ostrożnie podeszłam do rozmiaru-mógłby być nieco szerszy i dłuższy, tak o 1-2 cm.
Kolor, wręcz niemożliwy do uchwycenia na zdjęciach, nieco jaśniejszy niż na pierwszym zdjęciu.
Garść informacji:
- włóczka Hobby Lobby I Love This Cotton w kolorze 250 Amethyst, 165 m/100 gr; zużycie: 465 gr (767 m)
- druty addi 4 mm
- wzór: Heidi Kirrmaier Simple Summer Tweed Top Down V-Neck
poniedziałek, 21 października 2019
Jesiene rozgrywki
Jesienny sezon piłkarski za półmetkiem.
Krzyś gra z tą samą drużyną co na wiosnę. Idzie im zdecydowanie lepiej - na siedem rozegranych do tej pory meczy przegrali raz, zremisowali raz a wygrali pięć razy.


Do końca sezonu pozostały jeszcze tylko dwa mecze do rozegrania.
Pogoda też w sumie dopisuje. Większość treningów i meczy odbyła się przy znośnej pogodzie, tylko dwa razy trafiło się oberwanie chmury, i to takie porządne:
Ci co biegali to się jakoś trzymali. Ci co stali, drętwieli z zimna. Po meczu dzieciaki nie mogły zgiąć palców u rąk, ale to ja przeziębiłam się, a nie Krzyś, mimo, że to on biegał przez dwie godziny w lodowatym deszczu w krótkich spodenkach.
Kiedy starszy brat gra, Emilia trochę kibicuje (ze sporym naciskiem na trochę), ale przeważnie jeździ na rowerze albo udajemy się na pobliski plac zabaw, i w ten sposób pozbywa się nadmiaru energii.
Krzyś gra z tą samą drużyną co na wiosnę. Idzie im zdecydowanie lepiej - na siedem rozegranych do tej pory meczy przegrali raz, zremisowali raz a wygrali pięć razy.
Do końca sezonu pozostały jeszcze tylko dwa mecze do rozegrania.
Pogoda też w sumie dopisuje. Większość treningów i meczy odbyła się przy znośnej pogodzie, tylko dwa razy trafiło się oberwanie chmury, i to takie porządne:
Ci co biegali to się jakoś trzymali. Ci co stali, drętwieli z zimna. Po meczu dzieciaki nie mogły zgiąć palców u rąk, ale to ja przeziębiłam się, a nie Krzyś, mimo, że to on biegał przez dwie godziny w lodowatym deszczu w krótkich spodenkach.
Kiedy starszy brat gra, Emilia trochę kibicuje (ze sporym naciskiem na trochę), ale przeważnie jeździ na rowerze albo udajemy się na pobliski plac zabaw, i w ten sposób pozbywa się nadmiaru energii.
poniedziałek, 14 października 2019
jesień . . .
. . . bywa piękna . . .
Podziwiam to wielobarwne bogactwo jesieni, nasycić się nie mogę kolorami. Usiłowałam uwiecznić telefonem, ale rozdzielczość kiepska, więc zdjęcia, powiększone na ekranie komputera, rozczarowują okrutnie.
W sobotę wzięłam ze sobą aparat fotograficzny. Pogoda nie dopisała tego dnia. Wprawdzie nie padało, ale niebo zasnuwały cieniutkie chmurki. Zdjęcia znowu nie takie jakby się chciało.
Ale dzisiaj, po porannych mgłach, słonko zagościło na bezchmurnym niebie.
Po lekcji gry na pianinie, o ile nie pada, zatrzymujemy się z Emilią na pobliskim placu zabaw. A przy placu zabaw tyle piękna do uwiecznienia!
Z placu zabaw pojechałyśmy do parku, gdzie Krzyś ma treningi piłki nożnej. Dzisiaj były robione zdjęcia pamiątkowe. I ja kilka zrobiłam, a przy okazji złapałam w obiektyw jeszcze trochę jesiennego złota.
piątek, 11 października 2019
Jeszcze jedna czapka
Kolejna czapka, według tego samego wzoru co poprzednie:
Starałam się zużyć jak najwięcej resztek i reszteczek włóczek o podobnej grubości, a te najmilsze oplatają czoło i uszy. W rezultacie wyszła taka wesoła czapka, niekoniecznie dla dziecka - na moją głowę też pasuje.
Czapkę robiłam na drutach 4 mm, zużyłam 44 gr resztek. Czapkę przeznaczyłam na kiermasz świąteczny organizowany co roku w naszym kościele.
Starałam się zużyć jak najwięcej resztek i reszteczek włóczek o podobnej grubości, a te najmilsze oplatają czoło i uszy. W rezultacie wyszła taka wesoła czapka, niekoniecznie dla dziecka - na moją głowę też pasuje.
Czapkę robiłam na drutach 4 mm, zużyłam 44 gr resztek. Czapkę przeznaczyłam na kiermasz świąteczny organizowany co roku w naszym kościele.
sobota, 5 października 2019
Sezon na duchy
Wraz z rozpoczęciem roku szkolnego, Emilia zaczęła odliczać dni do Halloween oraz dopytywać się kiedy wyciągniemy dekoracje. W poprzednich latach udawało mi się odczekać do pierwszego października, ale w tym roku machnęłam ręką i obiecałam, że udekorujemy dom pierwszego dnia jesieni.
Po powrocie ze szkoły dziecię szybciutko zjadło obiad i już mama nie miała żadnej wymówki. Ściągnęłam więc pudło z dekoracjami ze stryszku i przekazałam Emilii, która spędziła resztę popołudnia rozmieszczając dekoracje na zewnątrz i wewnątrz.
Z umieszczeniem niektórych, zwłaszcza tych podwieszanych pod okapami, bądź wyżej na ścianach, trzeba było jej pomóc. Nie żeby sobie nie poradziła sama, bo Emilia jest bardzo zaradna, ale raczej żeby sobie przy okazji nie zrobiła krzywdy, spadając z jakiegoś stołka czy drabiny.
W tym roku, obok sztucznych imitacji dyń, mamy kilka prawdziwych, takich niewielkich. Udało mi się przekonać Emilię, żeby nie wycinać dyni - taka wycinana szybciej się psuje, a do Halloween jeszcze sporo czasu.
Chryzantema dobrze się komponuje kolorystycznie z dekoracjami, choć już nie jest taka ładna jak pod koniec sierpnia, kiedy ją kupiłam.
Lubię ten jesienny wystój domu. Trochę dyń i duszków, ale na szczęście wszystkie sztuczne pająki i kości zostały przed domem.
Po powrocie ze szkoły dziecię szybciutko zjadło obiad i już mama nie miała żadnej wymówki. Ściągnęłam więc pudło z dekoracjami ze stryszku i przekazałam Emilii, która spędziła resztę popołudnia rozmieszczając dekoracje na zewnątrz i wewnątrz.
Z umieszczeniem niektórych, zwłaszcza tych podwieszanych pod okapami, bądź wyżej na ścianach, trzeba było jej pomóc. Nie żeby sobie nie poradziła sama, bo Emilia jest bardzo zaradna, ale raczej żeby sobie przy okazji nie zrobiła krzywdy, spadając z jakiegoś stołka czy drabiny.
W tym roku, obok sztucznych imitacji dyń, mamy kilka prawdziwych, takich niewielkich. Udało mi się przekonać Emilię, żeby nie wycinać dyni - taka wycinana szybciej się psuje, a do Halloween jeszcze sporo czasu.
Chryzantema dobrze się komponuje kolorystycznie z dekoracjami, choć już nie jest taka ładna jak pod koniec sierpnia, kiedy ją kupiłam.
Lubię ten jesienny wystój domu. Trochę dyń i duszków, ale na szczęście wszystkie sztuczne pająki i kości zostały przed domem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)