piątek, 3 marca 2023

Blue Pool



Na pieszą wycieczkę do jeziorka Blue Pool wybraliśmy się w sobotni czerwcowy poranek. Nie zrywaliśmy się bladym świtem, bo nie było takiej potrzeby, ale też nie przeciągaliśmy śniadania zbyt długo. Zaopatrzeni w kanapki, przekąski, i wodę, wyruszyliśmy. Najpierw w dół, do podnóża wzniesienia, na którym usytuowany jest kemping, potem wzdłuż brzegu zbiornika retencyjnego Carmen Reservoir, a potem już cały czas przez las. 

Rzeka McKenzie na tym odcinku płynie pod powierzchnią ziemi. Właśnie tak! Wypływa dopiero przy jeziorku Blue Pool, wpadając do niego w postaci wodospadu Tamolitch Falls. 

Trafił nam się najgorętszy weekend czerwca ubiegłego roku, temperatura przekroczyła 30 stopni C dość szybko i przyszło nam drałować w tym upale przez nagrzany las. Dobrze, że chociaż ścieżka była zacieniona. 





W końcu doczłapaliśmy do jeziorka, jeden rzut oka i wiadomo skąd wzięła się nazwa. Nie będę opisywać piękna tego miejsca, ponieważ zdjęcia zrobią to o wiele lepiej niż słowa.





Oficjalnie szlak kończy się na urwisku, w miejscu, z którego spogląda się w dół, ale wszyscy i tak schodzą do poziomu wody. Mało kto się jednak w tej wodzie kąpie. Ba, nawet mało kto nawet moczy stopy, ponieważ woda jest lodowata, średnia temperatura wynosi 2.8 C. Mieliśmy ze sobą stroje kąpielowe i niewielki ręcznik, ale tylko Emilia była na tyle odważna, by się zanurzyć. Krzysio trochę pobrodził w wodzie nieco powyżej kostek, ja tylko na chwilę zanurzyłam stopy, by dać im ulgę po kilkugodzinnym marszu w upale. Byli jednak tacy, co skakali z kilkunastometrowego urwiska do wody, ale mieli pianki, takie jak do surfingu, więc nie było im aż tak zimno — bo jakoś trudno mi napisać, że było im ciepło. W wodzie o temperaturze 3 C nikomu nie mogło być ciepło.

 

Trochę posiedzieliśmy nad wodą. W cieniu i w chłodzie od wody przyjemnie się siedziało, ale trzeba się było w końcu zebrać w drogę powrotną — czekało nas ponad dwie godziny marszu w ponad trzydziestopniowym upale. Dobrze, że głównie po płaskim. W drodze powrotnej woda nam się skończyła, choć wydawało się, że mamy jej tak dużo. Chłodziliśmy sobie karki mokrym ręcznikiem. Ledwo doczłapaliśmy do namiotu, zalegliśmy w hamakach. 




Tego dnia zrobiłam ponad 30 tysięcy kroków, pobijając swój własny rekord. Nie wiem, czy mi się jeszcze kiedykolwiek uda powtórzyć ten wyczyn. Z wycieczki zostały zdjęcia i wspomnienia.

4 komentarze:

splocik pisze...

Miło ogląda się takie cudne widoki, jakimi raczysz w końcówce zimy. :)
Piękne jeziorko i podziwiam odważnych do zamoczenia się w tej temp. wody.
Pozdrawiam ciepło.

Renata pisze...

Cudne zdjęcia- ta błękitna wda! widać że jest ciepło, a tego mi teraz najbardziej brakuje:)

Antonina pisze...

Piękna wycieczka. A jeziorko rzeczywiście robi wrażenie. Woda w nim ma piękny kolor.

Motylek pisze...

⛺ Splocik - Takie zdjęcia przypominają nam, że zimowe chłody i szarugi wkrótce odejdą w zapomnienie i znowu będziemy ... narzekać na upały!
⛺ Renata - Oj było ciepło - straszliwie! Mi też brakuje tego ciepła, zima niby taka nijaka, ale chłodem nas otula bez pardonu.
⛺ Antonina - Tak, jeziorko piękne, robi wrażenie.

Motylek🦋