środa, 24 marca 2021

Dery's South Summit Trail, Mount Pisgah, and Beistel's East Summit Trail Loop

Tym razem to w niedzielę miała być lepsza pogoda, i to w  łaśnie w niedzielę wybraliśmy się kolejny raz na Mt. Pisgah. Wybraliśmy się na szlak, Dery's South Summit Trail, Mount Pisgah, and Beistel's East Summit Trail Loop, którego początek jest z drugiej strony Mt. Pisgah. Parking niewielki, zapchany samochodami, dobrze, że było już sporo po obiedzie i pierwsza tura wędrowców powoli zwalniała miejsca to się na jedno z takich właśnie zwolnionych załapaliśmy.


Dzień był szary, bury, i bardzo ponury. Chmury straszyły deszczem, wisząc nisko nad głowami, i nawet pokropiło nieco, ale na szczęście niezbyt mocno i opad okazał się z tych przelotnych.

Przy ścieżce wypatrzyliśmy pierwsze wiosenne kwiatuszki, z tych maleńkich, trudnych do złapania w obiektyw, a także kilka kwitnących drzew.


Im wyżej i zimniej, tym mniej wiosny - królują zeschnięte zeszłoroczne trawy i badyle. Ale mech coraz zieleńszy.


Wybrana przez nas trasa należy do tych mniej popularnych, co podnosi jej atrakcyjność w moich oczach. Zauważyłam, że tym razem niemal nikt już nie zakładał masek. Jeszcze miesiąc temu wszyscy grzecznie zasłaniali twarze na widok nadchodzących z naprzeciwka osób, teraz - mało kto.


Przysiedliśmy na ławeczce tuż pod szczytem. Zazwyczaj jest zajęta, tak jak i te nieliczne na samej górze, skrzętnie skoirzystaliśmy więc z okazji by nieco odpocząć po mozolnej wędrówce pod górę, pokrzepić się kanapkami i łakociami.

Zimny wiatr szybko nas przegonił, na szczycie nie zabawiliśmy długo, parę chwil, bo tam zawsze wieje, jak to na szczycie, i wiatr ten zawsze jest zimny. Kolejny raz tak zmarzłam, że dopiero w samochodzie się ogrzałam. Idąc w dół człowiek jednak męczy się (i poci) dużo mniej niż pod górę, .


Droga pod górę wiodła nas odkrytym zboczem, powrotna droga wypadła nam bardziej przez las, a w nim wypatrzyłam nieco więcej i bardziej barwnego wiosennego kwiecia. 


Pod koniec pętli szlak łączy się z tym, którym już wcześniej wędrowaliśmy. Dzieci entuzjastycznie zareagowały na znajome widoki, tym bardziej, że zapowiadały one rychłe dotarcie do samochodu. A nogi już nas nieco bolały. Poza tym, mieliśmy w planach wstąpić po pizzę w drodze powrotnej . . .


Prawie osiem kilometrów na liczniku, sporo z tego pod górę, to i się zmęczyliśmy, ale humory nam dopisywały.  A pizza smakowała - mi i Krzyśkowi, bo Emilia pizzy nie jada. Emilia dostała frytki i chicken nuggets z McD, więc też była bardzo zadowolona.

3 komentarze:

splocik pisze...

Super wędrówka i super widoczki. :)
Fajne kwiatki :)
A te na drzewie jakieś znajome... :)))
Pozdrawiam ciepło.

Trikada pisze...

Super te Wasze wędrówki. To super jak spędzacie wspólnie czas. To cudownie buduje więzi. Ja trochę zazdroszczę, bo od długiego czasu nie jestem w stanie przejść spacerkiem dłużej niż 30 minut.

Motylek pisze...

Splocik - prwda, że znajome?

Trikada - Tak, takie wspólne wędrowanie to zpełnie innej jakości "bycie razem".
Szkoda, że nie możesz dłużej spacerować, bo to najprostszy ale i najprzyjemniejszy rodzaj aktywności fizycznej. Czy ma to związek z pobytem w szpitalu i chorobą serca? Mam nadzieję, że twój stan się poprawi na tyle, byś mogła nieco dłużej spacerować.

Motylek